Thriller w polskiej kinematografii to gatunek niemal wymarły. Ostatnie dorodne okazy widziane były w naszym kraju dawno temu, częściej spotykane były w ostatnim czasie osobniki ze spokrewnionego z thrillerem kryminału. Trudno powiedzieć, co spowodowało taką sytuację – czyżby zmienny klimat polskiej kinematografii nie był zbyt gościnny? A może brak środków spowodował, że gatunek thrillera nie mógł harmonijnie się rozwijać? Bez względu na przyczyny tej posuchy, polscy fani tego rodzaju kina od dawna nie mieli powodów do dumy. Na granicy Wojciecha Kasperskiego może być jednak wiatrem odnowy, którego rodzimy thriller potrzebuje.
Nie jest idealnie – trzeba to napisać otwarcie. Debiutujący w filmie fabularnym reżyser nie ustrzegł się scenariuszowych mielizn i scen niemających żadnego znaczenia dla akcji. Także dialogi, gęsto znaczone bogatym leksykonem rodzimych wulgaryzmów, pozostawiają nieco do życzenia, ale mają w sobie tę chropowatość, ten brud, którego szukam w rasowym thrillerze. Na granicy opowiada bowiem historię rodem ze świata rządzonego przez prawdziwych twardzieli – gdzieś na wschodnich rubieżach Rzeczpospolitej, na tytułowej granicy polsko-ukraińskiej, były strażnik graniczny uczy swych dwóch dorastających synów męskiego życia. Wyruszają do położonej w bieszczadzkiej głuszy chaty, która niegdyś była więzienną strażnicą. Bardzo szybko do tej trzyosobowej grupy dołącza ktoś czwarty, w dodatku bardzo podejrzany.
Dalsze brnięcie w streszczanie filmu Wojciecha Kasperskiego nie ma najmniejszego sensu – wystarczy obejrzeć całkiem przyzwoity zwiastun, by przekonać się jak mroczną historią jest Na granicy. U debiutującego reżysera nawet dzień spowity jest mrokiem, a mroźne krajobrazy Bieszczad – które, wedle słów reżysera, są Bieszczadami stworzonymi, nie rzeczywistymi – nie ustępują przykrytej wiecznym śniegiem Alasce. Bardzo cieszy fakt, że polscy filmowcy (co ciekawe – głównie debiutanci) coraz chętniej wybierają piękne, pozamiejskie plenery, których przecież w naszym kraju nie brakuje. Po więcej niż przyzwoitym Jezioraku do kin trafia kolejny obraz, którego akcja rozgrywa się w miejscu nieznanym z polskich folderów turystycznych. Biorąc pod uwagę sporą popularność literatury kryminalnej wybierającej mniej popularne lokalizacje (vide Zygmunt Miłoszewski), można oczekiwać, że trend ten będzie się utrzymywał.
To dobrze. Ileż można patrzeć na warszawskie lofty czy krakowskie kamienice? O wiele bardziej interesująco wypada historia, w której atmosfera tajemnicy potęgowana jest przez nieznane widzom plenery. Nawet jeśli twórcy filmu nieco konfabulują przy tworzeniu świata przedstawionego, Na granicy niezaprzeczalnie zawiera w sobie element poznawczy, którego często polskim filmom brakuje. W odbiorze filmu przeszkadza natomiast motyw próby męskości, który powraca co kilka minut niczym zły sen. Kasperskiemu zależało, by w klasycznym thrillerze zawrzeć także problemy natury egzystencjalnej i ukazać ciężar, jaki spoczywa na chłopcach, którzy mają stać się mężczyznami. I choć samo założenie było dość naturalne i zrozumiałe w kontekście dzieła, zostało wplecione do fabuły w raczej sztuczny i irytujący sposób, co utrudnia docenienie gatunkowych walorów Na granicy.
W ostatecznym rozrachunku debiut Kasperskiego jest jednak propozycją, jakiej w polskim kinie nie było od dawna. Interesujący punkt wyjścia, sporo niedopowiedzeń, a nade wszystko brawurowa kreacja Marcina Dorocińskiego czynią z tej mroźnej opowieści thriller co się zowie. Nie brakuje tu budujących napięcie kadrów, za które odpowiada niezawodny Łukasz Żal, nie zapomniano o właściwej dawce przemocy, swym okrucieństwem i realizmem przypominającym sceny z kina skandynawskiego. Nie mam żadnych wątpliwości – Wojciech Kasperski sięgnął po najwłaściwsze inspiracje, dobrał właściwych wykonawców i z powodzeniem odkurzył dla polskich widzów zapomniany gatunek thrillera.
Film obejrzałem dzięki uprzejmości kina Nowe Horyzonty we Wrocławiu (www.kinonh.pl).
Tytuł: Na granicy
Premiera: 19.02.2016
Scenariusz i reżyseria: Wojciech Kasperski
Zdjęcia: Łukasz Żal
Muzyka: Bartłomiej Gliniak
Obsada: Andrzej Chyra, Marcin Dorociński, Bartosz Bielenia, Kuba Henriksen, Andrzej Grabowski, Janusz Chabior