Na co można wydać 70 000 zł? Na pewno znalazłoby się dość potrzeb i w mieście, i w powiecie. Na razie te pieniądze są wydawane… nie wiadomo na co, czyli na rzeczników prasowych, a właściwie na rzeczniczki.
Oba samorządy zatrudniają rzeczniczki prasowe, skądinąd sympatyczne kobiety, które wprowadziły w Bolesławcu nowe zasady kreowania wizerunku i reagowania na krytykę: milczenie. Zauważcie, że wszelkie sytuacje, w których samorząd lub samorządowcy są stawiani w złym lub dyskusyjnym świetle są przez służby prasowe naszych samorządów przemilczane. Nie sądzę aby to był przypadek, wygląda to na świadome działanie (a właściwie działania brak) w celu jak najszybszego zapomnienia kontrowersyjnych treści.
Nowa, opatentowana w Bolesławcu metoda kształtowania wizerunku, reagowania na sytuacje kryzysowe, nowa filozofia public relations nazywa się: POMIDOR.
Problem w tym, że skoro służby prasowe mają zajmować się milczeniem i tworzeniem propagandowych tekstów na rzecz opłacanych przez samorządy mediów, to ich utrzymywanie traci sens.
Wyobraźcie sobie, że przewodniczący Rady Miasta Wrocławia ubiera się na uroczystość państwową jak piosenkarz disco polo. Nie wierzę, żeby służby prasowe Urzędu Miejskiego we Wrocławiu nie zasugerowały mu, że powinien przeprosić publicznie mieszkańców i jakoś się wytłumaczyć. W Bolesławcu mamy milczenie.
Wyobraźcie sobie, że prezydent Słupska otrzymuje list otwarty od mieszkańców w sprawie zarządzania miejską kulturą. Co robi? Przy pomocy swoich służb prasowych przygotowuje odpowiedź i zaprasza do rozmowy, bo list pokazuje jakiś problem. W Bolesławcu takie coś zostaje przez prezydenta i jego rzecznika olane.
Wyobraźmy sobie, że artykuł prasowy podważa wiarygodność i intencje dyrektora szkoły podległej staroście, sugeruje nepotyzm i działanie na szkodę szkoły w powiecie. Co robi rzecznik prasowy tego powiatu? Możliwie szybko reaguje, w jakimś oświadczeniu pokazuje problemy z innej perspektywy i deklaruje działania starosty w danej sprawie. W Bolesławcu? Olewamy.
Wyobraźmy sobie, że prezes dużej samorządowej spółki w jakimś mieście wywalił ponad 10 000 publicznej kasy, żeby kupić dla spółki jakąś nagrodę. Rzecznik prasowy dzwoni do niego i sugeruje wyjście z blamażu jakimś zgrabnym zabiegiem wizerunkowym, można zadeklarować jakieś działanie ze strony rady nadzorczej itd… W Bolesławcu? Olewamy.
W samorządowej szkole prowadzona jest nielegalna kampania wyborcza? Samorząd natychmiast reaguje i informuje o swoich działaniach. To naturalna i jedyna sensowna droga w kształtowaniu wizerunku.
U nas udaje się, że problemów nie ma, nie ma zatem reakcji.
Zasady i normy w takich sytuacjach kryzysowych są jasne: trzeba reagować szybko, szczerze i wiarygodnie, aby jeszcze bardziej nie psuć sobie wizerunku. Brak dyskusji z krytyką to wzmożenie krytyki i stworzenie wrażenia, że nie dba się o swój wizerunek.
Bolesławiecka strategia to, oprócz milczenia, zmiana tematu i zakup pozytywnej propagandy. Skrytykowali nas za przewalenie kasy na głupoty, wykupmy pięć sponsoraków w zaprzyjaźnionych mediach, niech poinformują o tym, że oddaliśmy do użytku nową śmieciarkę.
Do wymyślenia i prowadzenia tak głupiej i nieracjonalnej polityki kształtowania wizerunku samorządu nie trzeba służb i rzeczników prasowych. Wystarczą prymitywni wizerunkowo samorządowcy, którzy raz na cztery lata przypomną sobie, że wyborcy jednak są do czegoś coś potrzebni.
Dlatego też wywalanie (lekko licząc) 70 000 zł rocznie na rzeczników prasowych naszego miasta i powiatu traci sens ekonomiczny. Zwłaszcza że za taką kwotę (razy cztery lata kadencji daje to prawie ćwierć bańki) włazidupne media codziennie będą zaczynać od foty uśmiechniętego prezydenta czy starosty i podpisanego przez całą redakcję wniosku o beatyfikację sponsora.
Chociaż w sumie i bez takiej kasy niektóre lokalne media udają, że niektórych tematów nie ma.