Spór zbiorowy w BOK MCC, spór zbiorowy w Domu Pomocy Społecznej i zastanawianie się nad sporem zbiorowym w kolejnej miejskiej firmie zmuszają do szukania trwałych i skutecznych rozwiązań, dzięki którym pracownicy przestaną miewać fanaberie i chęć walki o swoje prawa. No bo wyobraźmy sobie co by było, gdyby pracownicy innych samorządowych firm zaczęli głośno opowiadać o postępowaniu namaszczonych przez ratusz szefów, o kłopotach z kasą na wypłaty, o nadajnikach GPS w służbowych autach, o dziwnych przetargach i awansach… Dramat! Rysy na obrazie genialnie zarządzanego miasta mogłoby się uwidocznić a nawet przeobrazić się w pęknięcia!
Mój pomysł na te „bunty” pracowników samorządowych firm jest banalnie prosty, logiczny i bezwzględnie skuteczny. Oto on:
Po pierwsze należy już teraz założyć w każdej samorządowej firmie związek zawodowy, który będzie popierał szefostwo i reprezentował interesy władz miasta. Nie czekać aż powstanie jakaś grupa związkowa pragnąca naprawiać zarządzanie firmą. Nie zakładać związku „pro” po powstaniu związku „anty”, nie robić wiochy. Trzeba już teraz działać prewencyjnie! Już teraz przygotować się na krytykę krytyki, znaleźć właściwych ludzi i przygotowywać ich do niezależnego bronienia potrzebujących obrony i do atakowania atakujących..
Po drugie należy jak najszybciej zwiększyć ilość pracowników uzależnionych oraz powiązanych rodzinnie, politycznie i towarzysko z władzą. Wiem, że w tym kierunku nasza władza robi wiele, ale to wciąż za mało. Trzeba szukać nowych kuzynów, synów, narzeczonych synów, żon radnych, żon byłych, obecnych i przyszłych. Trzeba doprowadzić do sytuacji, w której niezdrowa tkanka pracowników samorządowych firm jeszcze bardziej nasiąknie zdrową tkanką noszącą w sobie geny lokalnego estabilishmentu. I nie można się tłumaczyć durnymi wymówkami, że rodziny radnych i działaczy jedynie słusznego komitetu są za małe, że ktoś ma tylko jedną żonę, albo zaledwie jednego syna. Władza ma obowiązek się rozmnażać, rozwody to ludzka rzecz, adopcje też. Nie poddawajcie się!
Po trzecie bezwzględnie należy zintensyfikować zatrudnianie krzyżowe: Jeśli żona pracuje w jednej samorządowej firmie, to mężowi dajemy fuchę w radzie nadzorczej innej firmy, jeśli radny dostaje pracę w samorządowej spółce to dajmy synowi szefostwo rady nadzorczej spółki podległej tej spółce, niech chłopak ma blisko na basen. I tak dalej i tak dalej. Tak, wiem, że ta metoda jest stosowana, ale… za mało, za słabo zbyt skromnie, brakuje rozmachu. Nie lękajcie się!
Nie możemy sobie pozwalać na to, aby jakieś durne opory, mity o niezależności, przyzwoitości czy też o niestosowności nepotyzmu hamowały rozwój naszego miasta. Są sprawy ważniejsze niż etyczne czy moralne opory. Nie czas na pieprzenie, czas na czyny!
Rysunek: Remek Dąbrowski