Poniższe inspirowane jest nie tylko ostatnimi wydarzeniami w BOK MCC, ale także innymi sytuacjami, w których bolesławianie podnoszą głowy przeciwko poczynaniom miejskich czy powiatowych władz i przeciwko ich partiom dyrektorów.
To oczywiste, że ludzie sprzeciwiają się polityce kadrowej, działaniom, decyzjom, metodom sprawowania władzy i zarządzania ludźmi oraz publicznym majątkiem. Nawet gdyby to wszystko było robione doskonale, i tak znaleźli by się krytykanci. Ale doskonale robione nie jest.
Za chwilę świeżo upieczony radny zostanie szefem wyremontowanego basenu przy Zgorzeleckiej. Komendant straży miejskiej wygrał konkurs na stanowisko prezesa miejskiej spółki zajmującej się nieruchomościami. Kierownikiem cmentarza jest pan, który wcześniej był redaktorem naczelnym lokalnej tv i tak dalej… Przykłady można mnożyć, ale mi się nie chce.
Krótka ławka kadrowa rządzących, zwracanie uwagi na przynależność zamiast na kompetencje, zachowania nepotyzmopodobne – wszystko to sprawia, że zarządzanie publicznym majątkiem wygląda jak wygląda. Od czasu do czasu ktoś stara się temu sprzeciwić. Jakiś kandydat w wyborach, pracownicy miejskiej firmy, jakiś zbłąkany radny czy mieszkaniec miasta.
Problem polega na tym, że te incydentalne objawy buntu przeciwko skutkom takiego a nie innego systemu władzy są… incydentalne, osamotnione i pozbawione szans na sukces.
Wydaje mi się, że pozbawione są szans na sukces, bo nie ma wśród nas solidarności. Gdzie byli buntujący się dziś pracownicy BOK MCC, gdy system i jego beneficjentów krytykowali inni? Gdzie niezadowoleni pracownicy innych miejskich firm, gdy głowę podnoszą ci z BOK MCC? Gdzie te rzesze niezadowolonych anonimów z forów internetowych były podczas wyborów? Gdzie jesteście wszyscy odważni, którzy obrabiacie władzy tyłek, ale umiecie to robić tylko szeptem, bo trzęsiecie się o własne cztery litery?
Prawda jest taka, że bez jawnego solidaryzowania się z ludźmi oburzonymi na system nikt nic nie wskóra. solidaryzowanie się to nie anonimowe szczekanie w internecie, które władza ma (całkiem słusznie) tam gdzie ma. Solidaryzowanie się to popieranie z otwartą przyłbicą i głośno tych, którzy (może czasem ze zwykłej desperacji) mają odwagę powiedzieć NIE.
Brak takiej solidarności doprowadza tylko do stłumienia w zalążku kolejnych przejawów buntu przeciwko systemowi sprawowania władzy przez nasze samorządy. Do kolejnych nadłamanych kręgosłupów i utrzymania status quo.
Rzygać mi się chce kiedy kolejna osoba mówi, dzwoni, prosi: „napisz o tym i o tym, tam się dzieje źle, popatrz co oni wyprawiają”. Coraz częściej mówię: napisz, opublikuję na bobrzanach, podpisz się. Wtedy zwykle „dawca tematu” wycofuje się. Bo przecież on kiedyś jeszcze może czegoś od władzy chcieć, czegoś potrzebować. Bo chętnie skrytykowałby podział miejskiej kasy na jakiś cel, albo zbyt skromną ofertę z miejskiej instytucji „ale tak żeby się nie obrazili, bo mogą coś jeszcze dać”. Ten cytat to cytat z jednego pana, który chciał, żebym opisał pewną sytuację.
Rzygać mi się chce kiedy dostaję SMS-a: „Dobry tekst, szkoda, że nie mogę zalajkować”. Zastanawiam się czy jego autor – trzęsidupa nie skasował go z komórki od razu po wysłaniu.
Napiszę krótko: wsadźcie se w dupę taki bunt!
Za chwilę zobaczymy pacyfikację konfliktu w BOK MCC. Już widzimy i o to chodzi, żebyśmy widzieli i żeby następni idący śladem związkowców z ośrodka kultury pomyśleli 10 razy zanim podniosą głowę i zechcą publicznie prać jakieś brudy. Bo przecież brudów nie ma, prawda?
W pojedynkę to można sobie ponarzekać anonimowo na forum internetowym lekko podkurwiając do czasu od czasu czytającą te anonimki władzę. Nic więcej.