Do 23 października w Kinie Forum możecie obejrzeć film „Bogowie” opowiadający fragment życia Zbigniewa Religi. I warto tę szansę wykorzystać, bo twórcy filmu zrobili świetną robotę.
Obraz przede wszystkim nie jest laurką dla najsłynniejszego po Judymie lekarza w Polsce, nie jest też kontrowersyjną próbą zarysowania biografii. Pokazuje po prostu człowieka z krwi i kości, człowieka z nałogów, pasji, ambicji i konsekwencji. Silnego i słabego jednocześnie, potrafiącego w imię nauki napić się z partyjnym towarzyszem i zrugać ubeków.
Jeśli do tego dodamy świetnie oddanego ducha epoki, dobre zdjęcia i ogólną sprawność warsztatową, to mamy kawałek kina, który się znakomicie ogląda, który budzi emocje i refleksje oraz sprawia, że wieczór z tym filmem musi być udany.
Twórcy pokazują i wykorzystują filmowy potencjał postaci Religi i stąd moje tytułowe porównanie do najsłynniejszego serialowego lekarza. Bo jeśli popatrzymy na Religę jedynie jako na postać filmową, to jego barwność (przynajmniej ta ujęta w „Bogach”) bije serialowego lekarza na łeb. „Nasz” Religa to jest dopiero materiał mogący uwodzić wyobraźnię i pociągać widzów. Różnica między jednym i drugim jest prosta: Religa jest realistyczny… i trudno to wytłumaczyć tylko tym, że istniał naprawdę.
Wielka w tym zasługa Tomasza Kota, który kolejny raz pokazał, że potrafi udźwignąć rolę postaci pamiętanej przez nas jeszcze całkiem dobrze i potrafi przekonywująco stać się kimś, kogo widzieliśmy w rzeczywistości. Nie tak dawno świetnie (choć w niezbyt świetnym filmie) wcielił się w postać Ryszarda Riedla a tutaj jest kimś zupełnie innym i robi to znakomicie. Zacznijmy od tego, że rozpoznajemy te gesty, chód, sposób trzymania rąk w kieszeni, ale rozpoznajemy też pasję i te uczucia, które mieliśmy do Religi prawdziwego, przenosimy na Religę Kota. Do tego trzeba dodać całą masę świetnych ról drugoplanowych a wśród nich kolejny raz świetnego Piotra Głowackiego, który wreszcie nie gra ubeka (choć nawet ubecy Głowackiego są bezdyskusyjnie znakomici).
„Bogowie” to nie jest film wybitny, który zdobędzie festiwale i zostanie epokowym dziełem polskiego kina. To po prostu kino gatunkowe zrealizowane tak dobrze, jakby zabrała się za to ekipa rodem z USA, która postanowiła zrobić świetny produkt bez zarzutu. Produkt, do którego nie będzie się o co przyczepić.