Wieść gminna niesie, że rozmaite komitety wyborcze robią łapankę na mieście aby nabić kimś listy kandydatów do rad miasta i powiatu. Dochodzi do transferów w ostatniej chwili i zaskakujących sytuacji, w których jakiś komitet się orientuje, że ktoś kto był z nim już „po słowie” pojawia się w innym komitecie. Największe wzięcie mają skoczkowie, którzy już z niejednego komitetu chleb jedli i niedługo może im zabraknąć list do kandydowania. Ile razy można nabrać wyborców? Nieskończenie wiele.
Zbierają już „na mieście” podpisy pod listą kandydatów do powiatu z komitetu ludzi Piotra Romana, który nazwał się „Gospodarze w powiecie”. Swoją drogą obserwuję ciekawą tendencja do brania udziału w wyborach pod nazwami, które mogą zmylić wyborców, nawet własnych. Co by nie gadać wyborcy Piotra Romana i jego paczki mogą się zastanawiać czy „Gospodarze…” to na pewno ta paczka. Tak samo jak wyborcy PO mogą się zastanawiać czy Platforma Samorządowa, która pojawi się na listach i plakatach to jest jeszcze Platforma Obywatelska (z przyległościami) czy już nie. Czy chłopaki kalkulują, że bardziej się wyborczo opłaca nie być PO, czy też może (jak głosi oficjalna strategia) komitet gromadzi szerokie gremium nie tylko ludzi z PO. PS po PO brzmi, koniec końców, jak… post scriptum
Gorzej gdy wyborcy zaczną się zastanawiać czy „samorządowa” to platforma lepsza od „obywatelskiej” no i dla kogo ona jest, dla samorządowców, czy dla obywateli?
„Gospodarze w powiecie” to brzmi przynajmniej swojsko, człowiek od razu czuje się jak w obejściu. Mimo tego, że nazwa antyfeministycznie nie obejmuje parytetu niewieściego.
Jeśli chodzi o listę „Gospodarzy…” z miasta, to jest to salon niezależnych, czyli stara metoda ustalania listy: gros stanowią ci na co dzień zawodowo uzależnieni od budżetu miasta, pracownicy miejskich firm i spółek. Ich nie trzeba motywować do wyborów, wygrana to dla nich często być albo nie być, o czym pisałem TUTAJ.
Listę otwiera Józef Król, prezes Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji (dziś w komitecie Romana, niegdyś radny Ziemi Bolesławieckiej), potem Janina Piestrak-Babijczuk, która w kończącej się kadencji samorządu dała bezprecedensowy przykład bezstronności w Radzie Miasta, kolejny na liście jest Krzysztof Konopka (były starosta z… Ziemi Bolesławieckiej), potem Ewa Lijewska-Małachowska (szefowa BOK-MCC, mąż dostał pracę w również miejskim DPS-ie), na liście jest też pracownica MOPS-u, Karolina Prosół, Bogdan Mazurkiewicz z Telewizji Lokalnej Azart Sat (niegdyś rzecznik komitetu Piotra Romana). Na liście jest też wiceprezydent miasta Kornel Filipowicz i prezes Orki Robert Tomczyk.
Na liście jest też jeden z moich politycznych idoli, Wojtek Kasprzyk, który pracując w starostwie dostał się do Rady Miasta z listy PO, potem z PO się rozstał i dostał pracę w podległym Piotrowi Romanowi MZGK. Szukając wyborczego przytuliska bywał nawet na spotkaniach Ziemi Bolesławieckiej, ale w końcu znalazł miejsce na liście Piotra Romana. Skądinąd bardzo mnie to cieszy, bo gdyby ZB go przytuliła, miałbym większy problem z podjęciem decyzji o kandydowaniu.
W grudniu zeszłego roku pisząc o transferach radnych napisałem:
W sejmie mamy takich posłów wielu, w radzie miasta radnych (w tej kadencji) tylko dwóch. Można nazwać ich skoczkami, obrotowcami albo po prostu ludźmi o ciekawym poczuciu lojalności. Mowa o Wojciechu Kasprzyku, który właśnie pożegnał się z Platformą Obywatelską i Bolesławie Nowaku, który jakiś czas temu przeszedł z klubu radnych Ziemi Bolesławieckiej do klubu Forum Piotra Romana. W mojej ocenie postawa obu tych panów to zupełny brak lojalności. Nie tylko wobec partii czy stowarzyszenia – czyli tych, którzy dali im miejsca na listach wyborczych i umożliwili zdobycie mandatu radnego. To brak lojalności wobec wyborców.
Wojtek Kasprzyk cztery lata temu obiecał Wam, drodzy wyborcy, drugi most na Bobrze i obwodnicę. Co wymyśli teraz?