bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

Zagłosowalibyście na mnie?

Taki scenariusz: Dostaję od pewnego komitetu z gatunku mało radykalnych propozycję miejsca na liście wyborczej do rady powiatu. Nie wymagają ode mnie zapisania się do żadnej partii czy stowarzyszenia. Zakładają zapewne, że nawet jeśli do rady się nie dostanę, to i tak nabiję parę głosów na listę. Albo zakładają, że się dostanę i mnie tam chcą, bo jestem taki fajny. Ktoś pewnie na mnie zagłosuje. Nazwisko parę osób jeszcze kojarzy a dzięki sukcesom mojego brata zarządzającego Młodzieżowym Domem Kultury paru wyborców może pomylić Łętowskich i może tych głosów być nieco więcej : )

Moje refleksje:

Stać i krytykować sobie władzę na bobrzanach czasem nawet jest fajnie. Włączyć się do robienia czegoś (a przynajmniej podjąć taką próbę) to już innego typu odpowiedzialność, ale też możliwość zrobienia czegoś konkretnego, może wniesienia paru pomysłów i krytycznego spojrzenia…

Do tego dochodzi oczywiście lęk przed tym, co jest bardzo realne: przed tym, że nie zostanę wybrany. Że nie znajdzie się w tym mieście kilkuset ludzi, którzy mnie nie dość że lubią, szanują czy cenią, to jeszcze uważają za nadającego się na radnego. Znajdzie się? Chyba powinienem być milszy, żeby po wyborach nie obudzić się z kacem typu: „Jezu, lubi mnie 15 osób!”

No ale wchodzić w tyłek potencjalnym wyborcom i obiecywać im złote góry jakoś nie mam ochoty. Nie będę też stawiał bełtów i prosiaka za pokazanie mi na komórce fotki z głosem oddanym na mnie. Sorki.

Kolejne pytanie: Czy się nadaję? Zawsze miałem ochotę zadać każdemu człowiekowi przy władzy proste pytanie: Co sprawia, że człowiek znajduje w sobie tyle pewności siebie/pychy/arogancji, aby uznać siebie za dobrego kandydata na przykład na starostę czy prezydenta (w niektórych wypadkach na radnego też). No ale z drugiej strony jak patrzę na niektórych radnych, to jakoś nie mam kompleksów…

Kwestia kolejna: A dlaczego do rady powiatu a nie miasta? 

Nie oszukujmy się: Przynajmniej teoretycznie rzecz biorąc do rady powiatu może być bliżej i łatwiej: duży okręg (całe miasto) może dać nadzieję, że mieszka w nim kilkaset osób mogących mnie poprzeć. Mały okręg w wyborach do rady miasta (sąsiednie ulice) utrudnia zadanie. Czy sąsiedzi mnie lubią? A niby dlaczego mieliby mnie lubić?

Tekst mojego niegłupiego kolegi:
To ty myślisz o robieniu czegoś jako radny (w domyśle – miasta) czy o sanatorium w radzie powiatu?

Celne i dotkliwe – radni miasta mają zdecydowanie większy wpływ na naszą rzeczywistość niż radni powiatu.

Tekst mojej niegłupiej koleżanki:
Tobie nie brakuje odwagi, kiedy nie jest niezbędna – brakuje ci jej w sprawach, w których jest potrzebna.

Też celne i dotkliwe: No coś w tym jest, że kruszę czasem kopię o nic zamiast o coś.

Kasa: Gdyby się człowiek dostał to ten tysiąc z groszami przez jakieś cztery lata kapie na konto. Piechotą nie chodzi. Ale parę tysięcy w kampanię i trochę pracy obniżającej dochody z innych źródeł też trzeba będzie włożyć.

Pytania dodatkowe:

Czy mam ochotę spróbować? Mam.

Dlaczego mam ochotę spróbować? Bo oczy bolą od patrzenia na niektóre posunięcia naszej władzy, podejście do publicznych pieniędzy, etaty dla partyjnych towarzyszy itd. Mam wrażenie, że nasi samorządowcy zatracają czasem poczucie rzeczywistości i przyzwoitości i zapominają po co ich wybrano.

Czy obawiam się przegranej? Tak.

Czy będę dobrym radnym jeśli się uda? Tak.

Czy będę miał na cokolwiek wpływ? Niestety, z moim charakterem i krytycyzmem i tak wyląduję w opozycji. Będę mógł podrzucać pomysły, czepiać się władzy i pokazywać babole, ale i tak koalicja rządząca utworzona m.in. dzięki fuchom dla radnych i ich rodzin za każdym razem przegłosuje mnie i takich jak ja.

Zagłosowalibyście na mnie po takim hamletyzowaniu? Nadawałbym się?

 

 

P.S. Na zdjęciu to oczywiście nie ja, ale doszedłem do cynicznego wniosku, że Celina przyciągnie większą uwagę czytelników niż mój portret : )

Exit mobile version