Kopiuj/wklej – takie dziennikarstwo stworzył internet. Po co szukać informacji, tworzyć własne teksty, pracować nad nimi, skoro możemy skopiować gotowce (czasem z małymi modyfikacjami) z tego, co nadsyła samorząd, klub sportowy czy opublikuje policja na swojej stronie? Portale dziś funkcjonują jak czytniki RSS, jak Facebook na którym śledzimy aktualności z tych stron, które sobie zalajkowaliśmy, jak newslettery.
Strony główne:
Bobrzanie.pl: Informacja z MDK o sukcesie brydżysty, zapowiedź wystawy z bibliotece, infomacja o złodzieju recept przeklejona z policyjnego biuletynu, sukces klubu Harpun, matematyków z Oxpressu, Bolesłavii, promocyjny tekst o cenach w sklepie z kosmetykami, dwie informacje z teatru, zapowiedź warsztatów w Muzeum Ceramiki, info o odwołaniu Tomczyka u film o Mateuszu Grobelnym. No i jeszcze info o przyznaniu się do winy matki, która okaleczyła syna.
Tylko to ostatnie oraz tekst o Tomczyku i Orce to informacje naprawdę własne, które wymagały napisania i kilku telefonów. Reszta to przeklejki ze stron, serwisów, informatorów lub też treści z Muzem, MDK i MBP publikowane przez pracowników tych instytucji.
Bolec.info: Na stronie głównej 13 wiadomości – zapowiedź wystawy w bibliotece, promocji w BCC (sponsorak), zbiórki żywności, spektaklu w BOK MCC, przeklejka informacji o złodzieju recept, zapowiedź imprezy w CIK, gotowy tekst z urzędu miasta. Chyba jedyna własna produkcja redakcji to info o tym, że księża zarabiają w szpitalach pieniądze.
Istotne.pl: Podobnie czyli większość informacji przygotowanych przez klientów instytucje współpracujące itd. Zapowiedzi BOK, relacja opłacona przez gminę wiejską czy centrum kultury, zapowiedź warsztatów w muzeum ceramiki, informacja przygotowania przez klub sportowy, sponsorak BCC, gotowce z UM. Produkcji własnej jak na lekarstwo.
Wboleslawcu.pl: j.w. plus informacje religijne. Gotowce, gotowce i gotowce.
Dlaczego o tym piszę? Bo to bez sensu. Dziennikarze, w tym ja, nie pracują nad swoimi tematami, nie zajmują się problemami mieszkańców, nie analizują dokumentów, nie szukają dziury w całym czy w podziurawionym. Robią kopiuj/wklej z gotowców. Dobór źródeł gotowców zależy oczywiście od sympatii redakcji, sympatii dawców gotowców i od płatnych zleceń.
Nieco więcej roboty mają dziennikarze portali lokalnych telewizji, azartsat.pl i luzyce.info, bo oni muszą pojechać na miejsce, albo wysłać kamerzystę, czasem montażysta musi pogrzebać w archiwum, żeby newsa (często klona samorządowych czy policyjnych biuletynów) jakoś pokazać.
Oczywiście są pewne różnice: Wiemy, że na bolcu znajdziemy większość propagandy powiatowej a na istotnych – miejskiej. Wiemy, że na bobrzanach propagandy samorządowej prawie wcale, za to promuje się Ziemia Bolesławiecka, Via Sudetica, czy Gliniada, że teatru dużo, a BOKu prawie wcale. Na wboleslawcu.pl zaś do tego mamy dodane informacje religijne i kibicowskie.
Portale wyglądają jak słupy ogłoszeniowe samorządów, klubów sportowych, policji, stowarzyszeń. A najśmieszniejsze jest to, że samorządy płacą im za pracę typu kopiuj/wklej. Dlaczego płacą? Bo chcą dotrzeć do czytelników tych portali. Bo chcą mieć przychylność redakcji. A nie lepiej sobie tych czytelników zabrać i olać redakcje, które w dużej mierze zajmują się kopiowaniem informacji a nie ich produkcją?
Jeżeli założymy, że towarem sprzedawanym czytelnikom portali jest informacja, to dziś portale już tego towaru nie mają i prawie nie produkują. Kopiowanie to nie produkcja. Nie oszukujmy się, dziennikarzom nie chce się szukać własnych tematów, innych ujęć tematów już znanych, niewygodnych faktów, ciekawostek. Raz, że to kosztuje – czas, pracę i pieniądze. Dwa – wymaga warsztatu a z tym krucho, bo redakcje od lat bardziej uczą nowych pracowników serwilizmu niż zawodu. Trzy – niesie ze sobą ryzyko znalezienia czegoś niewygodnego, co może zniechęcić samorządowego sponsora do puszczania przelewów.
Towar pod nazwą informacja mają samorządy, stowarzyszenia, kluby sportowe, policja, strażacy i tak dalej. Wystarczy stworzyć własne kanały dystrybucji tego towaru niezależne od napalonych na publiczne pieniądze mediów. I można wypiąć się informacyjnie i finansowo na media. A na tym najbardziej skorzystają… czytelnicy i media.
Wyobraźmy sobie, że żyjemy w mieście, w którym samorządowcy mają świadomość powyższego, dbają o publiczne pieniądze i nie ścigają się nieustannie na to (jak u nas), który będzie miał gorszą, brzydszą i mniej funkcjonalną stronę internetową. Wyobraźmy sobie, że na dodatek ich działy promocji są sprawne a rzecznicy zajmują się pracą.
Wyobraźmy sobie, że taki prezydent czy starosta chce się uwolnić od uzależnienia medialnego od lokalnych portali i myśli niekonwencjonalnie. Zapomina o tym, że ma ohydną, niefunkcjonalną stronę internetową, na której g… można znaleźć a ponadto liczy koszty utrzymania stron wszystkich podległych i współpracujących instytucji. Niemałe koszty…
No bo jeśli policzymy sobie, że każda na przykład powiatowa szkoła czy firma utrzymuje osobną domenę, serwer, stronę to w skali całej gminy czy powiatu wyjdzie nam z tego rocznie co najmniej parę tysięcy złotych, które można wydać mądrzej. Pracę nad tymi stronami wykonywaną przez różnych webmasterów, szkolnych informatyków, nauczycieli itd można zaś pożytkować mądrzej a produkowane przez nich informacje wykorzystać w sposób dużo bardziej efektywny i… bezpłatny.
Przede wszystkim zaś publiczne pieniądze zaoszczędzić można na nieopłacaniu mediów.
Wzorem rozwiązania niech będzie struktura bobrzan (wiem, że to nie ideał, ale chodzi mi jedynie o sposób myślenia o udostępnianiu treści). Bobrzanie powstali po to, by szereg ludzi mógł publikować co chce i kiedy chce (oczywiście trzymając się pewnych norm). Pewna grupa ludzi oraz instytucji ma dostęp do swoich kont autorów i publikuje co chce. Felieton, zaproszenie na imprezę, relację, zapowiedź czy newsa. Ja staram się (z różnym skutkiem) nad tym zapanować dorzucając coś od siebie. Dlatego MDK, Muzeum Ceramiki czy Miejska Biblioteka Publiczna same publikują tutaj to, co chcą. Sami czynią to też autorzy blogów (czasem pomagam). Same czynić to będą również inne placówki i osoby, jeśli tylko im się zechce. I jeśli nie płacą non stop za reklamę w innych mediach.
Wyobraźmy sobie, że portal miasta czy powiatu jest właśnie tego typu strukturą, że jego autorami są ludzie odpowiedzialni za internetową promocję I LO, II LO, PKS-u, Zarządu Dróg Powiatowych, szpitala, ale także ze stowarzyszeń współpracujących z powiatem. Nad wszystkim rzecz jasna czuwa gospodarz domu, czyli jakiś rzecznik prasowy poprawiający teksty, zdjęcia, ustalający hierarchię i dorzucający swoje informacje z urzędu a także podbijający najważniejsze informacje – wreszcie będzie miał co robić. Dodajmy jeszcze do tego bardzo prosty w obsłudze sposób publikacji treści, który nie będzie wymagał znajomości html i nie będzie sprawiał problemów.
Przy strukturze pozwalającej na tematyczne podziały informacji (edukacja, bezpieczeństwo, zdrowie itd.) oraz konstrukcji pozwalającej na wyświetlanie pod określonymi adresami informacji tylko z jednej placówki, firmy, instytucji z czasem można by całkowicie zrezygnować z 50 domen i serwerów utrzymywanych za publiczne pieniądze.
Powstałby w ten sposób duuuży samorządowy portal gromadzący nie tylko informacje z licznych instytucji ale gromadzący także czytelników licznych stron. Bo internauta szukający informacji o Zespole Szkół Mechanicznych przy okazji mógłby się dowiedzieć o nowych badaniach profilaktycznych w powiatowym szpitalu, nagrodzie dla MDK czy abolicji w Bibliotece Pedagogicznej. No i nie musiałby oglądać 50 bannerów reklamowych. Co ma więcej sensu? To, żeby Orka zapraszała na promocję na swojej stronie www albo płaciła za to zaproszenie portalom, czy to żeby trafiła do ludzi czytających ogłoszenia Urzędu Miasta, MZK, MZGK czy informacje z miejskich szkół?
Wady?
Portale komercyjne przyciągają też komentarzami – żaden problem. Przykład bobrzan wskazuje, że wystarczy zrezygnować z anonimowych komentarzy, aby ludzie nie obrażali się na prawo i lewo i myśleli, co napiszą, zanim to napiszą. Przynajmniej większość ludzi.
Gdyby do tego taki samorząd zrezygnował z płatnych publikacji na komercyjnych portalach one i tak publikowałyby samorządowe informacje, bo (jak wskazuje obecna rzeczywistość)… brakowałoby im materiału.
No bo co im zostanie? Anonimowe naparzanki na forach? Fotki z wypadków? Ogłoszenia drobne? Rynek ogłoszeń i tak dominują różne zregionalizowane tablice.pl i Facebook. A fotki z wypadków? Przecież też są brane często np. z profilu facebookowego straży pożarnej.
To co piszę powyżej jest strasznie nielojalne wobec komercyjnych portali w tym i wobec moich bobrzan. Bo a nuż ktoś pomyśli, że to dobra idea i zacznie wcielać ją w życie… Nie mam wątpliwości, że zmusiłoby to portale do działania, aktywności, szukania własnych tematów i pracy nad materiałem. Spuszczenie im paliwa zmusiłoby do jakiejkolwiek formy walki o czytelnika i szukania większej kasy u firm komercyjnych zamiast u samorządów. Koniec końców mogłoby to tylko podnieść jakość naszych mediów nawet za cenę zaciskania pasa. Zmniejszyć serwilizm i zmusić do myślenia. Przetrwają najsilniejsi, ale będą lepsi niż teraz.
Dziś klub sportowy czy stowarzyszenie cieszy się, że jakiś portal puścił nieodpłatnie info o sukcesie podopiecznych albo o jakiejś akcji. A to portale powinny się cieszyć, że dostają gotowe materiały, których wytworzenie nic nie kosztuje. Właśnie przez to, że ludzie aktywni, urzędnicy, nauczyciele i działacze społeczni odwalają za dziennikarzy robotę, pismakom d.. przyrosły do monitorów i nie muszą nawet ruszać się w teren. A czytelnicy dostają co dostają – dostają przeklejki.
Wszystko to oczywiście iluzja, bo żaden samorząd nie zrezygnuje z finansowania mediów, z płacenia za życzliwość i nie pójdzie po rozum do głowy. Który samorządowiec zrezygnuje z oglądania siebie w mediach? W roku wyborczym???
Nawet nie to jest najważniejsze, istotne jest to, że samorządom nie są do niczego potrzebne niezależne ekonomicznie, silne i dobre media. Lepsze są byle jakie, opłacone i niegroźne. Nie trzeba odpowiadać na niewygodne pytania, tłumaczyć się z działań lub ich braku. A że to kosztuje? Przecież to nie są pieniądze władzy, tylko podatników.
Nawet jeśli ktoś by się skusił na podjęcie wyzwania i próbę wcielenia w życie tego co napisałem powyżej, to i tak, jak znam życie, zleci konstrukcję i administrację samorządowego portalu prywatnemu (precedens już był), żeby się ten prywatny przypadkiem nie obraził i dostał należną premię za podpłaconą lojalność.
Oczywiście może pojawić się pod tym tekstem zarzut, że chcę po prostu zarobić na realizacji takiego pomysłu. Pewnie, że umiałbym go zrealizować. Nie obawiałbym się jednak tego, że jakikolwiek samorząd mi to zleci.
Ktoś może mieć wątpliwość czy samorząd powinien zajmować się prowadzeniem portalu informacyjnego… I tak to robi, i tak prowadzi swoją główną stronę i de facto finansuje dziesiątki stron różnych instytucji i firm. I wciąż mnoży te internetowe byty dotyczące m.in. kolejnych projektów unijnych, nieaktualizowane strony, o które nikt nie dba. Robi to głupio, nieekonomicznie i nieracjonalnie. Ale w sumie… czy my oczekujemy od samorządu, że będzie mądry, ekonomiczny i racjonalny?
Zapraszam do dyskusji.