Piszemy dobrze i płacisz, albo masz wpiernicz. Taką politykę wobec władzy wprowadziła na naszym rynku lata temu pewna regionalna gazeta. Działało idealnie, płaciło wielu dla świętego spokoju i reklamy. Ci, którzy nie płacili, mogli spodziewać się ataku.
To wychowało rynek i dziś nikogo specjalnie nie bulwersuje fakt, że samorządy niemalże utrzymują niektóre media. Stałe zlecenie na reklamy gwarantuje spokój, propagandę, unikanie przez redakcje tematów dla płacącego przykrych itd. Gdyby nie samorządowa kasa, na naszym rynku byłoby tych mediów co najmniej o połowę mniej.
Dzisiaj czytelnicy, widzowie, internauci przyzwyczaili się do tego, że media muszą z czegoś żyć, a kasa od klientów niesamorządowych zwykle im na życie nie wystarcza. Bo nie oszukujmy się, bolesławieckie hurtownie, lokale i kilka sklepów to fajni klienci reklamowi, ale utrzymać swoimi zleceniami mogą małe medium o niskich kosztach funkcjonowania.
Odbiorcy mediów przyzwyczaili się do tego, że opłacana miłość do władzy bywa zmienna i portal raz gnojący samorząd po roku go kocha, a po dwóch kochać przestaje. Układy te zmieniają wybory… wybory samorządowe, moralne i polityczne. Jeżeli szef samorządu jest w stanie przełknąć fakt, że portal ośmieszał go wielokrotnie i zaczyna portalowi płacić, jeżeli władzę obejmują politycy myślący, że lojalność medium gwarantuje nie tylko kasa. Tych „jeżeli” jest więcej.
Tak już będzie, bo na naszym rynku raczej nie powstanie silne medium niezależne od lokalnej publicznej kasy.
Możemy sobie oczywiście wyobrazić, że istnieją media, dla których fakt brania kasy z samorządu nie jest jednoznaczny z włażeniem mu w tak zwaną dupę, a faktury nie uśmiercają krytyki. Problem w tym, że nawet gdyby media zaczęły tak postępować, nie stosowałyby tej zasady solidarnie.
Raz złamana solidarność niszczy zasadę. Przykładem mogą tu być powiatowe szkoły ponadgimnazjalne. Jedne mediom za propagandę płacą, inne nie. Nie chodzi o to czy mają na to pieniądze, czy ich nie mają, bo podatek zwany składką na Radę Rodziców (przypominam, że to dobrowolna składka) można przeznaczyć na różne cele, a operatywny dyrektor szkoły zawsze znajdzie kilka groszy, aby napchać wygłodniały pysk portalu czy gazety. Jeśli chce…
Zastanawia mnie, co by było, gdyby dyrektorzy szkół postanowili solidarnie: nie płacimy. Absolwenci gimnazjów uciekliby do innych powiatów?
Na koniec optymistyczny akcent, czyli pomysł powiatu na lokalne bezpłatne gazety. Powiat postanowił nie wyróżniać żadnej z nich, tylko zaproponować wszystkim tę samą stawkę za publikacje materiałów. O ile do fanów powiatowej władzy nie należę, to takie rozwiązanie mi zaimponowało. Zapłacą wszystkim po równo, niewiele, ale jednak. Wszystkie cztery gazety na propozycję przystały i tak powiat stworzył precedens.
Oczywiście pozostaje pytanie, czy powiat za swoje (czyli nasze) pieniądze oczekuje publikacji, czy także lojalności. I czy media korzystające z powiatowej kasy odważą się go skrytykować, gdy znajdą powód.
Wyobraźmy sobie taki system przeznaczania kasy na promocję w mediach, który nie faworyzuje. Który gwarantuje udział mediów w pewnej puli kasy na promocję, zależnie od ich oglądalności, nakładu, statystyk. Wyobraźmy sobie uczciwy przelicznik skutkujący tym, że portal mający określoną ilość unikalnych użytkowników tygodniowo dostaje tyle a tyle kasy za publikację informacji samorządowych. Mniejszy mniej, większy więcej.
Wyobraźmy sobie wprowadzenie takiego algorytmu i uczciwe trzymanie się go bez względu na to, czy medium w tekstach niesponsorowanych kocha samorząd, czy krytykuje. Realne?
Ilustracja: Facebook