Parę dni temu wspominaliśmy pamięć tych którzy odeszli, odwiedzaliśmy groby bliskich, znajomych i tych których nigdy nie znaliśmy, a byli wielcy swoimi dokonaniami, oddaniem dla swych społeczności, dobrocią.
Na wszystkich cmentarzach w Polsce zapłonęły znicze, także w Bolesławcu i w innych dolnośląskich miejscowościach. Bliscy i krewni pochowanych na polskich nekropoliach nie szczędzili sił i środków, aby godnie, jeżeli nie można było częściej, to przynajmniej w czasie tych dwóch świątecznych dni – Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego, uczcić pamięć tych, co odeszli.
Wszak szacunek dla zmarłych i ich grobów, to wręcz nakaz religijny, ewangelicy nie świętują Zaduszek, nie zapalają lampek na grobach, to nawet nie tyle katolicka tradycja, co nasz narodowy obyczaj.
Wielkie uznanie i szacunek dla bolesławieckiego Stowarzyszenia Via Sudetica, że w dniu Wszystkich Świętych, właśnie na niekatolickim, a byłym ewangelickim cmentarzu, teraz parku im Obrońców Helu, rozstawiła ponad sto zniczy na grobach byłych mieszkańców miasta. Inicjatywa o tyle szczytna, bo uratowała honor tak Bolesławian, jak i Polaków katolików.
Warto było, bo niewielu już pamięta mury owego cmentarza, a młodzież z pokolenia JPII nie zdaje sobie nawet sprawy, nie wie, że na terenie obecnego parku leżą kości tysięcy ludzi.
Do czasów reformacji, chowano tam katolików, a potem bolesławieckich ewangelików. Warto wiedzieć, że był to jeden z najstarszych bolesławieckich cmentarzy, że już w średniowieczu, poza miejskimi murami, wokół kościoła pod wezwaniem św. Mikołaja chowano zmarłych. Kościół stał do czasów jego rozbiórki w XVI w. a w 1791 roku dokładnie na jego fundamentach postawiono kaplicę cmentarną.
Do dzisiaj, grubo dwadzieścia lat po „upadku komuny”, ponad trzydzieści pięć lat po rozjechaniu traktorem ostatniego nagrobka , obecne władze nie potrafią, albo nie chcą, najskromniejszą nawet tablicą przypomnieć o pochowanych tam mieszkańcach miasta.
Na przestrzeni dziejów w Bolesławcu było, (jeszcze parę jest, np. stary cmentarz ewangelicki przy ulicy Ptasiej) 12, a może nawet 13 cmentarzy. Starsi mieszkańcy, a nawet nie tacy starsi pamiętają jeszcze mury i macewy za nim, żydowskiego kirkutu przy ulicy Jeleniogórskiej i Komuny Paryskiej, albo nowy cmentarz ewangelicki, obecnie skwer – park przy ulicy Ptasiej róg Narcyzów, czy szpitalny przy ulicy Piastów.
Tam nikt się nie zatrzyma, nikt się nie zaduma, lampki nie zapali, a w niedzielę spiesząc się na mszę świętą, będzie ponaglał swego psa, aby ten szybciej się załatwił.
Tym, którzy nie mają świadomości, że depczą po byłych grobach, mam nadzieję – Najwyższy wybaczy, każdy bóg powinien. Natomiast wątpię, czy wybaczone będzie miejskim władzom, obecnemu i wszystkim poprzednim prezydentom miasta, którzy nie byli i nie są w stanie najskromniejszym, lapidaryjnym kamieniem z tablicą zaznaczyć miejsca wiecznego spoczynku poprzednich mieszkańców miasta. Może magistrat wychodzi z założenia, że nie ma co szanować, wszak to miejsca pochówków Niemców, w większości.
Podobnie jest ze sprawą upamiętnienia na ścianie bolesławieckiego Sanktuarium życia i publicznej posługi, ostatniego, niemieckiego proboszcza tejże parafii – księdza Paula Sauera – jak stwierdził Zygmunt Brusiło – ” życzliwego kapłana i dobrego człowieka”
Ksiądz Paul Sauer, podobnie jak błg. ks. Jerzy Popiełuszko został zamordowany przez funkcjonariuszy polskiej służby bezpieczeństwa, i podobnie jak ks. Jerzy Popiełuszko swoją działalnością społeczną, podtrzymującymi ducha w narodzie Mszami Świetymi za Ojczyznę naraził się ówczesnym władzom PRL, tak bolesławiecki proboszcz parfii pw. NMP – ks. Paul Saeer poniósł ofiarę życia za swą pomoc czynioną potrzebującym.
Paul Sauer urodził się w 1892 roku w Bielicach pod Niemodlinem na Górnym Śląsku. Pochodził z wielodzietnej chłopskiej rodziny, której znaczna część zmarła później z głodu i chorób, przetrzymywana po wojnie w łambinowickim obozie. Nie był jedynym katolickim księdzem w swej rodzinie, duchownymi byli wujek Augustyn, brat Bernhard, a brat Franz już w wieku 20 lat służył jako organista katedry w Salzburgu, później zostając profesorem w salzburskim Mozarteum.
Młody Paul Sauer absolwował nyskie liceum, studiował teologię, z przerwą na służbę na frontach I wojny światowej, we wrocławskim alumnacie. Z wojny powrócił odznaczony Krzyżem Żelaznym II klasy i z raną postrzałową w płucach, która już zawsze zmuszała Go do mówienia przytłumionym głosem.
Duszpasterską posługę rozpoczyna w Zgorzelcu, następnie zostaje wikarym w Strzegomiu i w Głuchołazach. Pierwszy raz jako proboszcz obejmuje parafię w 1930 roku w Sprebergu, a tę bolesławiecką pod wezwaniem NMP w 1938 roku.
W 1941 roku podczas odczytywania z ambony adwentowego listu pasterskiego, kardynała Bertrama, miał się dopuścić publicznego znieważenia III Rzeszy, za co w kwietniu 1942 roku został aresztowany, wywieziony i osadzony w legnickim areszcie śledczym. Po trzech tygodniach przesłuchań zostaje zwolniony i wraca na bolesławiecką parafię.
Przez całe swe życie, także jako bolesławiecki ksiądz, obok posługi duszpasterskiej poświęcał się wiernym i muzyce. Pochodził nie tylko z bardzo wierzącej, ale i muzykalnej rodziny. Sam grywał na wielu instrumentach, przede wszystkim smyczkowych. Oprócz łaski greckiej muzy Euterpe nieobca była mu sztuka strojenia instrumentów i ich konserwacji. To jemu możemy zawdzięczać pielęgnację, naprawy i doskonałe utrzymanie organów w bolesławieckiej bazylice, oraz konserwatorskie zabiegi w całym kościele.
Trzeba też zaznaczyć, że tylko dzięki Jego wyjątkowym, dyplomatycznym umiejętnościom obłaskawiania sowieckich okupantów, nie doszło do profanacji i splądrowania bolesławieckiego kościoła.
Przez cały czas trwania sowieckiej zimowej ofensywy ks. Sauer służył pomocą, udzielał duchowego wsparcia i schronienia wszystkim potrzebującym, uciekinierom sprzed sowieckiej nawały i wypędzonym. Jednocześnie cały czas odprawiał msze święte – dla wszystkich, dla francuskich i włoskich jeńców, później także dla polskich osadników. Wspominał jeden z nich – Władysław Kowalski, o swej rozmowie z ks. Sauerem o odprawieniu wspólnej mszy pasterkowej w święta 1945 roku. Ksiądz Sauer nie tyle, że przystał na prośbę, ale nawet poprosił pana Kowalskiego o polski tekst modlitwy „Ojcze Nasz”, by Polacy mogli wspólnie się modlić. W tym czasie odprawiał również msze święte dla ewangelików, ponieważ do lata 1945 był jedynym duchownym w mieście, towarzyszył również setkom wiernych, w tym Polakom w ich ostatniej drodze na cmentarze przy ulicy Garncarskiej i Lubańskiej.
Ksiądz Paul Sauer oprócz pracy duszpasterskiej starał się czynić wszystko, by służyć nie tylko duchową pomocą. Wielu świadków potwierdza, że budynek parafialny przy ulicy Kościelnej był punktem, gdzie wszyscy potrzebujący, w tym Polacy zawsze mogli otrzymać coś do ubrania czy jedzenia.
Mottem życiowym Księdza było – „Was du von anderen verlangst, tu ihnen auch” (To czego wymagasz od innych, czyń im także.)
Budynek dziekanatu parafii NMP był też punktem tzw. Caritas – Post, kościelnej służby pocztowej, gdzie głównie dzięki pracy ks. Sauera wypędzeni i uciekinierzy mogli nawiązać kontakt z członkami rodzin czy bliskimi. W bolesławieckim domu parafialnym gromadzono listy z całego Dolnego Śląska i przesyłano dalej do Goerlitz.
Z punktu widzenia polskich władz było to przestępstwo i jeden z dowodów na przynależność ks. Paula Sauera do podziemnej niemieckiej organizacji „Freies Deutschland”.
21 lipca 1945 roku w Bolesławicach na terenie folwarku, gdzie Urząd Ziemski organizował akcję żniwną, dochodzi do eksplozji miny. Zginęło sześć osób, cztery trafiły do szpitala, wśród zabitych był burmistrz Bolesławca Bolesław Kubik. O sprawstwo oskarżono „niemieckie podziemie”.
Wcześniej, bo 5 maja przy ulicy Roli-Żymierskiego również wybuchła mina. Zginęło wówczas 12 osób, w tym żołnierze sowieccy, kobiety Rosjanki i Polacy. Jak wynikło z zeznań rannego Kosiuka Antoniego (lat 17) – „przyczyną wybuchu było znalezienie miny z czasów działań wojennych przez jednego z żołnierzy sowieckich, którzy w pobliskim kanale łowili ryby przy pomocy granatów ręcznych. Żołnierz znalazł w pobliskich krzakach minę, wziął do ręki i zaczął manipulować powodując wybuch i śmierć własną i postronnych osób”.
W związku z tymi wydarzeniami przeprowadzono miedzy innymi w domu parafialnym rewizję. Znaleziono mnóstwo poczty oraz zapiski z niemieckimi nazwiskami.
Należy w tym miejscu zaznaczyć, że ks. Sauer od dłuższego czasu zapewniany był przez sowieckich oficerów, że zajęty przez nich Bolesławiec, prowizorycznie zarządzany będzie przez Niemców, a nie Polaków. W związku z tym, ks. Sauer angażował się bardzo w życie społeczności bolesławieckiej, prowadził szereg rozmów z pozostałymi w Bolesławcu mieszkańcami tzw. klasy inteligenckiej, którym można by było przydzielić później obowiązki kierowania odpowiednimi dziedzinami zarządzania miastem. Miedzy innymi dr Brigitte Daum i dentyście Maxowi Guertler przydzielono sferę opieki medycznej, inżynierowi Kuehne wodociągi i energię elektryczną, a nauczycielowi Stillerowi szkolnictwo.
Znaleziona poczta oraz owa lista nazwisk dla polskiej milicji miały stanowić dowód antypolskiej działalności Sauera i przynależności do wyimaginowanej podziemnej organizacji o później nadanej nazwie „Freies Deutschland”. Owe dowody zostały dodatkowo wzmocnione zeznaniami ubeckiego lekarza i informatora, holendra dr Georga van Taala – ps.”Git”. Van Taal obciążył inż. Artura Kuehne, a potwierdziła to lekarka Brigitte Daum.
Jakichż szczytów elokwencji i werbalnej perswazji użyli bolesławieccy ubecy, aby wydobyć obciążające zeznania nie trzeba mówić, bo nasz rodak i pierwszy wśród czekistów był już powiedział – „nie ma ludzi niewinnych , są tylko źle przesłuchani” (Feliks Edmundowicz Dzierżyński)
W dniu 30 kwietnia 1946 roku ksiądz Sauer zostaje aresztowany i wrzucony do lochu bolesławieckiej siedziby Państwowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, przebudowanej byłej willi bolesławieckiego aptekarza Hermanna Muellera (1828-1896), słynnego założyciela ogólnokrajowego pisma Pharmazeutische Zeitung, przy ówczesnej ulicy Guemnasialstrasse, obecny budynek Młodzieżowego Domu Kultury przy ul. Grunwaldzkiej.
Śledztwo i przesłuchania w sprawie „Freies Deutschland” zakończono w Bolesławcu 23 czerwca 1946 r., 40 osób przekazano do prokuratury.
19 grudnia sąd wrocławski uznał 30 osób winnymi przynależności do tajnej organizacji, skazując połowę z nich na kary śmierci.
Po latach w charakterystyce pisanej przez pracowników archiwum KW MO we Wrocławiu podkreślano, że w rzeczywistości nie znaleziono jakichkolwiek dowodów na związek inż. A. Kuehne i INNYCH ze spaleniem fabryk w Czernej, Żaganiu oraz wypadkami eksplozji min. (AIPN Wr, 049/266, Faktologia organizacji „Freies Deutschland”)
Dzień po zakończeniu bolesławieckiego śledztwa, w poniedziałkowy wieczór 24 czerwca ks. Paul Sauer zostaje zwolniony.
O potwornościach pobytu ks. Sauera w bolesławieckiej katowni wspominała Eva Teubner – również aresztowana i więziona w sąsiedniej celi, a relacjonuje Eva Reimann w Bundesheimatzeitung. Wspomina ona o długich błaganiach Renate Gundlach, aby pozwolono księdzu podać coś do jedzenia, które później i tak nigdy nie trafiało do księdza, wspomina o staraniach ks. Andrzeja Gromackiego, kolegi i następcy Sauera, o pozwolenie odwiedzenia Go, mówi o biciu księdza i głodzeniu. Wspomina, że ostatni raz widziała Go 22 czerwca, gdy wleczono Go z piwnicy do góry na przesłuchanie. Była, jak mówi, zszokowana widokiem księdza
– „Er war abgemagert und hatte schneeweisses, langes Haar bekommen” (On był wychudzony i miał długie, śnieżnobiałe włosy.)
Eva Reimann potwierdza te oświadczenia świadka w swoim artykule, mówi o potwornym cierpieniu, jakiego doświadczać musiał ksiądz Paul Sauer w ostatnich dniach uwięzienia, o jego przeczuciu beznadziejności swego położenia w ubeckiej katowni. Przytacza wołania z celi księdza – „nikt nie może mi pomóc, a ja tylu pomogłem…”
24 czerwca ksiądz Sauer bezwładnie spada na ziemię ze swojej pryczy i woła pomocy, po dłuższej chwili ubecki strażnik orientuje się, że ksiądz Sauer jest bliski śmierci. Krótko po tym wezwany zostaje polski lekarz dr Herbert Urbańczyk. Ksiądz Sauer zostaje położony na nosze i wyniesiony do samochodu, który zawiezie Go do Sióstr Szarytek z bolesławieckiej Fundacji św. Józefa – obecnie Dom Dziecka przy ul. Kubika.
To, co później wydarzyło się u Sióstr Szarytek, dokładnie opisał w swoich wspomnieniach prof. Heino Schubert, wówczas muzyczny kompan księdza.
– Ksiądz był nieprzytomny, dopiero zastrzyk z soli kuchennej zrobiony przez doktora Urbańczyka ocucił księdza, na pytanie zakonnicy, czy chciałby się czegoś napić, nie był w stanie odpowiedzieć, jedynie skinieniem głowy daje znak. Ksiądz otrzymuje termofor do rozgrzania ciała i herbatę z koniakiem do wypicia. Dopiero po tym przychodzi do siebie. Siostry pytają Go, czy wie gdzie się znajduje, – ksiądz nie wie. Siostry informują Go, że w Fundacji św. Józefa, ksiądz na wieść o tym uśmiecha się, a siostry na ten widok rozpłakują się. Zapytany, czy lepiej się czuje – ksiądz zaprzecza.
Później przy księdzu pozostaje jedynie siostra przełożona – główna pielęgniarka Fundacji, przekonuje księdza, że będzie lepiej, że nie wolno tracić nadziei, że… , lecz ksiądz przytłumionym głosem odpowiada – to już koniec.
Ksiądz Sauer umiera parę godzin po przewiezieniu z piwnicznej celi.
Polski lekarz na świadectwie zgonu, wystawionym 29 czerwca wpisuje – przyczyna zgonu – wada serca, odma płucna, wychudzenie.
27 czerwca bolesławiecka milicja wydaje, uprzednio zaaresztowane doczesne szczątki księdza, siostrom i zezwala na pochówek, lecz nie wcześniej niż o godzinie 21.30 wieczorem z jednoczesnym zakazem udziału Niemców w kondukcie pogrzebowym.
Ksiądz Sauer zostaje pochowany na parafialnym cmentarzu katolickim w Bolesławcu, później, w 1985 roku szczątki księdza zostają przeniesione i powtórnie pochowane na cmentarzu komunalnym w Bolesławcu.
Rok później, już w listopadzie 1947 roku do bolesławieckiej placówki UB trafia młody oficer Władysław Ciastoń. Szybko zostaje szefem PUBP w Bolesławcu. Z pewnością zapoznaje się z materiałami prowadzonego śledztwa przeciw „członkom Freies Deutschland”, z pewnością czyta też protokoły z przesłuchań księdza Paula Sauera.
To, czy bolesławieckie doświadczenia i wiedzę wykorzystuje później podczas uprowadzenia i zamordowania księdza Jerzego Popiełuszki jest niemożliwym do udowodnienia. Co prawda, jako szef Służby Bezpieczeństwa w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych zostaje w 1984 roku aresztowany i staje przed sądem, oskarżony o sprawcze kierowanie uprowadzeniem i zamordowaniem ks. Jerzego Popiełuszki, lecz ówczesny sąd, w imieniu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej oczyszcza go z wszelkich zarzutów i uniewinnia.
Ponad sześćdziesiąt lat po tragicznej śmierci ks. Paula Sauera siegburscy Bunzlauerzy występują do Ratusza, do bolesławieckiej Parafii pw. Wniebowzięcia NMP i Św. Mikołaja z prośbą o uhonorowanie pamiątkową tablicą na kościelnej ścianie pamięci księdza Sauera.
Ani Miasto, ani Proboszcz bolesławieckiej Parafii nie są w stanie, albo nie chcą uczynić zadość owej prośbie.
Św. Pamięci ksiądz prałat Władysław Rączka był zainteresowany taką inicjatywą, obecny proboszcz ks. prałat Andrzej Jarosiewicz jak i obecny prezydent miasta Piotr Roman, wbrew opinii świadków, wbrew opiniom historyków, nawet wbrew ustaleniom bolesławieckiej sesji naukowej poświęconej księdzu Sauerowi (24 czerwiec 2004 z inicjatywy magistratu, TMB) uważają, że ks. Paul Sauer jest kontrowersyjną postacią i nie zasługuje na upamiętnienie. Tym samym dają wiarę ubeckim fałszywkom i wymuszonym torturami zeznaniom świadków, a nie ustaleniom historyków.
A może w Bolesławcu dobry Niemiec, to martwy Niemiec, i to najlepiej taki, o którym pamięć zaginęła?
———————————————————————-
na podst. Ks. Paul Sauer 1892 -1946. Materiały konferencyjne pod red. Grzegorza Straucholda. Bolesławiec 2004 ISBN 83-88976-31-1
Robert Klementowski – „My wszyscy są od pracy fizycznej …” Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Bolesławcu (1945 1956) Bolesławiec – Wrocław 2012 ISBN 978-83-62584-25-3
zdjęcia własne, z http://dolny-slask.org.pl/, zamieszczone w Ks. Paul Sauer 1892-1946 Materiały konferencyjne pod red. naukową … B-ec 2004, „My wszyscy są od pracy fizycznej …” – Robert Klementowski … B-c – W-w 2012
© cemoi07
moja prywatna opnia jest moją prywatną opinią pozaprocesową i zgodnienie z postanowieniem Sądu Najwyższego z dnia 4 stycznia 2005 roku (V KK 388/04) nie jest opinią w rozumieniu art. 193 k.p.k. w zw. z art. 200 § 1 k.p.k., i nie może stanowić dowodu w sprawie