red. „Władze miasta, mimo tego, że już we wrześniu 2007 roku, pięć lat temu podjęły decyzję o sprzedaży działki przed Sanktuarium pod budowę hotelu, niedawno zorganizowały zbędną debatę na ten temat. Zbędną bo decyzję już podjęto. W związku z tym przypominamy jak to z wolnym placem w Rynku było i jak w XX wieku z terenu zabudowanego stał się trawnikiem”.
Budynek, a właściwie dwa, był w zaiste nienajlepszym, ale remontowalnym stanie. Chyba nie groził zawaleniem, ale nie będę dyskutował, jeżeli ktoś będzie upierał się inaczej. Budynek nie był wybitnym dziełem architektury, nie był tez zbyt wiekowy. Nie pasował do podrasowanego barokowo – mazowieckiego looku (kamieniczki z podcieniami, ponoć bardziej polskie), jaki nadano nowo wybudowanej starówce. Od dłuższego czasu był tylko w części użytkowany. Na dole spożywczy na górze mięsny. Knajpa, sala bankietowa, pokoje hotelowe i takie tam. Budynek trochę straszył, jak w burżuazyjnych horrorach. Nijak nie przystawał do obrazka obywateli w państwie szczęśliwości robotniczo-chłopskiej.
Czasy robiły się ciężkie. Nawet w mięsnym na pierwszym piętrze, coraz rzadziej można było zobaczyć coś wiszącego na haku, a jeżeli podroby, to raczej te skręcone z nerwów po drugiej stronie lady. Połowa lat siedemdziesiątych. Mieszkańcy Bolesławca dopiero co zaczęli cieszyć się wprowadzonymi kartkami na cukier i spokojną głową o przynajmniej słodką herbatę w domu.
Pewnego dnia włodarze miasta dostali iskrówkę z Centrali, iż wysoce prawdopodobnym jest, że I Sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej towarzysz Edward Gierek, będąc w podróży po już na zawsze polskim Niederschlesien, może mieć kaprys rzucenia gospodarskim okiem na Bolesławiec.
Blady strach.
Z pomalowaniem trawy na zielono – kein Problem. Wygoni się poborowych z jednostki rakietowej i ci w dwie nocki pomalują na bardziej zielono niż na pocztówkach sprzed wojny. Gorzej było z hotelem. Ten przypominał niskobudżetowe produkcje Wes’a Craven’a. Zapadła partyjna decyzja, aby budynek wyburzyć, szybko i skutecznie, aby jego podupadły widok nie uszkodził wrażliwej siatkówki w oku I Sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej towarzysza Edwarda Giereka.
Wojsko wzięło się do roboty wieczorem, gdy dzwoniono na Anioł Pański dnia następnego, stała już tylko sterta gruzu wysokości dwóch pięter. Zabrano się za wywożenie gruzu. Robiono to prawie tak szybko, jak niespełna trzydzieści lat wcześniej wywożono gotyckie cegły z naprędce rozbieranych wrocławskich kamieniczek, celem odbudowania z nich jeszcze piękniejszych, bo już prawdziwie polskich w Warszawie. Czas naglił, I Sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej towarzysz Edward Gierek, mógł zjawić się w każdej chwili. W ścisłym gronie miejskiej egzekutywy zapada kolejna ważka decyzja – teraz o wstrzymaniu prac wywózkowych i przykryciu pozostałej sterty gruzu, wysokości wysokiego parteru, wojskową siatką maskującą, typu Luftschutznetz. Taką samą, która swoje powszechne i najbardziej praktyczne zastosowanie znajduje do dekoracji sal na wiejskich weselach. Czego, niestety I Sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej towarzysz Edward Gierek nie widział, bo miał to w dupie, a większe zmartwienia z zapewnieniem ekwiwalentności cukru dla wydrukowanych kartek, na głowie.
Z czasem gruz wywieziono, posadzono trawę i zrobiono trawnik, który ku równej radości służy w lecie psom do obsrywania go, a w zimie dzieciom do jazdy na sankach. Potem I Sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej towarzysz Edward Gierek przeszedł do historii i nastało nowe.
W nowej Polsce, nowe bolesławieckie władze doszły do wniosku, że przywrócenie historycznego, urbanistycznego założenia rynku, nikomu do szczęścia potrzebne nie jest, a pełnię szczęścia i wolności, byli obywatele Polski robotniczo-chłopskiej, a teraz demokratycznego państwa prawa odczują dopiero wtedy, gdy będą Se mogli, nawet z odległości Biergartenu Cafe Tosca, pijąc kolejnego Fula Mocnego, podziwiać potęgę i piękno domu bożego.
© cemoi07
moja prywatna opnia jest moją prywatną opinią pozaprocesową i zgodnienie z postanowieniem Sądu Najwyższego z dnia 4 stycznia 2005 roku (V KK 388/04) nie jest opinią w rozumieniu art. 193 k.p.k. w zw. z art. 200 § 1 k.p.k., i nie może stanowić dowodu w sprawie
Gdyby ktokolwiek uznał, że treścią, formą lub samym duchem artykułu dopuściłem się naruszenia jego dóbr osobistych, bądź uznałby też ( nie daj bóg!), że obraziłem jego uczucia religijne i chciałby dochodzić swych praw, informuję, że najlepszym adresem do kontaktu ze mną jest zwrócenie się do mojej pełnomocnik Pani Mecenas Patrycji Complak 59-700 Bolesławiec ul. Daszyńskiego 10/2 tel/fax 75 732 05 60 , 0 505 111 331
Zdjęcia pochodzą ze strony internetowej bunzlau.pl: