Żaden to cud natury, że na samopoczucie człowieka zasadniczy wpływ ma pogoda, aczkolwiek wiek jest takim oryginalnym lusterkiem, które to bezwzględnie odsłania wszelkie ułomności organizmu, tym bardziej jest mało optymistycznie, że te chmurki nad głową to nie te, co wczoraj i powietrze pachnące ogrodami królów, jeszcze te ciepłe kałuże, w których się taplało na boso gdy ptaki świergoliły na prześcigi.
Nie ma już tamtych chłopaków bawiących się w partyzantkę. Tamtej ferajny, która różnie dożyła swoich ogródków działkowych, jak różnie skończyły swój żywot drewniane karabiny i papierowe hełmy, i to jednocześnie sprawia że teraz widzę wyraźnie tą szlachetną, rodzimą mentalność, to coś jak bukłak przedniego miodu. Te wszelkie uniesienia bliskie szarży jastrzębia w pogoni za ofiarą, uniesienia budowane na emocjach, kiedy i proste słowo może być filozofią a gest szczerą dopowiedzią, czy to w kwestii lirycznej, czy sportowej polemiki, bądź politycznej ściemy.
Religijnych tematów wolę nie rozgrzebywać i się pogrążać, zatem tamto rzekome UFO niech dalej sobie krąży nad zakładami nawozów sztucznych, bo mając na uwadze teologię, to ten kaptur odzieży ochronnej wręcz upierdliwie leciał mi na oczy.
Taki jest początek urzędu skryby, któren to wersalikami dąży ku temu, by ocalić od zapomnienia wszelkie intrygi po głupotę rzekomych mędrców, będących głosem sumienia ludu, a stojących wiernie jak po lewicy tak po prawicy monarchy.
I rzekł skryba: Ten zapis czynię ku przestrodze dla potomnych, chociaż w ostatecznym rozrachunku okaże się, że obraźliwe słowo mędrca to jeno przejęzyczenie.
Natomiast z drugiej strony lasu z drzewami jak kościoły i z duktem dzielącym jawność rzeczy na mniejszość i większość, prawda z życia łańcucha ma się tak, że odkąd czambuły ajatyckiej husarii opuściły ze skośną łezką nadbobrzańskie ziemie, by w tą urodną krainę mógł się wprowadzić duch kowboja, zdobywcy kosmosu z kradzionym księżycem, łącznie z duchem obrońcy pokoju na świecie i dobrego wuja dla indian w rezerwatach, inaczej smakuje niepodległość w cieniu światowida pod transparentem wolności. Skoro wczorajszy zakazany owoc okazał się być pospolitym owocem Adama i Ewy, bezkarnie toczonym przez małego, wrednego robaka.
Dla jasności można dorzucić, że amatorów nie brakuje również na spady. Spady to są te owoce, które zrzucił na ziemię wiatr historii. Inna sprawa, że ten wiatr wieje jak chce bo z różnych kierunków, co jest bez znaczenia dla elektrowni wiatrowych.
Teraz po ostatnich deszczowych dniach kiedy niebo się przetarło, ciśnienie się ustabilizowało, chociaż jakieś świństwo wisi w powietrzu, o czym bębnią media że będą kolejne podwyżki, to i ryba z lekka ożyła i zaczęła intensywnie żerować, więc pora na łowy stosowna dlatego odpowiedni na sukces wędkarski będzie robak. Ten gnieżdżący się w pryzmie zleżałego obornika. Lecz jeśli chcesz tego robaka namierzyć, wpierw musisz tą kupę gnoju rozgrzebać.
I takie są prawidła gry z zasadą domina, o czym wypowiadał się R.A.G. stojąc na skrzynce po granatach z ciemnym napisem: Made in Soviet Union.