Jak wszyscy zapewne zauważyli – w niedzielę (20.05.2012) pogoda dopisała nadzwyczajnie, choć z pewnością, szczególnie na otwartych polach za Wartą Bolesławiecką – zawodnikom dawał się ostro we znaki silny, południowo-wschodni wiatr. Na szosie, można by zapewne bronić się „wachlarzem”, ale to polne drogi, a jeszcze kto z tyłu – ten inhaluje pełnym płucem kurz z przesuszonej ziemi i łapie go w oczy. Na dystansie 50 km czołówka wyścigu szybko wyklarowała się z grupy ponad 70 uczestników maratonu.
3 zawodników z kategorii masters – Rafał Iwan i Szczepan Paszek (Bikestacja KCNC), Robert Winiarski (Formicki Bike) i z kategorii elita Sebastian Wolny (Agrochest) oderwała się już na około 2 kilometrze i z prędkością ponad 30 km/h pokonywała dystans dzielący ich od pierwszych gór. Ich tętna osiągały w tym szczerym polu wartość 150-160 uderzeń na minutę, a płuca pracowały jak miechy guzikówek na ukraińskim weselu. Zaciągali w nie suche, przesycone, tu pod Wilczym Lasem, zapachem starego obornika i świeżej kiszonki – powietrze.
Z racji tego, że dystans nie stanowił wielkiego wyzwania dla doświadczonych górali – wiadomo było, że rozstrzygnięcie nastąpić musi na zboczach Wału Okmiańskiego – gdzie ponad kilometrowe podjazdy osiągają nachylenie około 6%. Na odcinku 1 km – pokonuje się w pionie wysokość – jak 20 pięter wieżowca!
Tak też się stało. W okolicach połowy zbocza – na szerokiej prostej zaatakował Szczepan Paszek, który do szczytu uzyskał około 30 sekund przewagi nad pozostałymi kolarzami grupy. Niestety na końcu wzniesienia ucieczka została skasowana. Tam trasa wyścigu osiągnęła szeroką, szutrową „ekspressówkę” – skierowaną na południe. Grupa przez pewien czas trzymała się razem – choć wiadomo było, że atak Paszka musiał nieco zużyć rywali. Zaczęły się szarpnięcia na płaskim. W pewnym momencie od grupy oderwał się Rafał Iwan i… okazało się, że oderwał się skutecznie. Rywale nie musieli przecież wiedzieć, że puszczenie Iwana na zjazd – to podarowanie Iwanowi mnóstwa czasu. Kto jak kto – ale Iwan to najlepszy ekspert od zjeżdżania MTB jakiego nosi Ziemia Dolnośląska.
Co potwierdził na długiej półtorakilometrowej prostej do Okmian. Na dojściu do „betonowej autostrady” – 3 km do bufetu półmetka, miał już 1’46″ przewagi. Trudno, aby było inaczej – na niepewnym, usianym pełnymi piachu i kamieni koleinami zjeździe – osiągał prędkość ponad 55 kilometrów na godzinę.
Tę przewagę, zawodnik Bikestacji, naciągnął do prawie 2’1o” u stóp wschodniego wjazdu na Wał Okmiański i utrzymywał ją skutecznie aż do ponownego zjazdu na pola w okolicach Lubkowa – gdzie znów powitał go czołowy wiatr.
Tu straty zaczęła odrabiać 3-osobowa grupa pościgowa. W pewnym momencie sytuacja lidera zaczynała być dramatyczna. Przewaga po zjeździe z asfaltów w Warcie stopniała do 1 minuty! Nie było już jednak żadnej techniki. Czysta siła i wytrzymałość. Wiadomo było iż w grupie pościgowej pracuje tylko dwóch – trzeci, jako zawodnik teamu Bikestacja, nie musiał przecież pomagać w pogoni za klubowym kolegą. Na około kilometr przed Kruszynem – Rafał Iwan puścił kierownicę i jadąc pewnie „szutrówą” 40 km na godzinę, jak Bourlon na 14 etapie Touru w 1947 – już czując smak zwycięstwa, wraz z zapachem czekającego na mecie wielkiego grilla – rozprostował kości.
Wiatr wiał w plecy.
Tę minutę dowiózł spokojnie do mety w Bolesławcu. Wygrał!
To był, proszę Państwa, bardzo piękny wyścig!