Wczoraj, przez polskie media przelała się informacja o tym, jak to CBA wzięło na cel samorządy. Szef Biura wyjaśnia m.in., że to właśnie samorząd jest tym szczeblem administracji, który w największym stopniu narażony jest na korupcję, w którym kwitnie nepotyzm oraz tworzą się różnej maści układy i sitwy.
Aktualnie ustawy o samorządzie gminnym i o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta nie ograniczają liczby (trwającej 4 lata) kadencji, w których władzę może sprawować ta sama osoba. Jednak swego czasu były czynione dość zaangażowane kroki w tym temacie. Dyskusja o tym, czy nieograniczoność liczby kadencji, w których rządy sprawowane są przez tę samą władzę samorządową sprzyja korupcji i tworzeniu się układów pojawiła się nawet w Sejmie. Pojawia się też czasami w prasie samorządowej lub na tematycznych portalach internetowych. I… niestety, póki co, na dyskusjach i czytaniach się kończy, a wg mnie to równie ważna przyczyna sprzyjająca rozwojowi tej samorządowej patologii.
Pod koniec 2010 r. Klub Parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości postulował, aby stojący na czele samorządów (prezydent miasta, burmistrz, wójt, starosta i marszałek województwa) swoje funkcje mogli pełnić najwyżej przez dwie kadencje (czyli 8 lat). W uzasadnieniu do projektu można było przeczytać, m.in. że:
„Niekorzystne dla społeczności lokalnej jest to, że szefują tym społecznościom osoby którąś kadencję z kolei. Poza takim ludzkim wypaleniem się powoduje to także fakt wręcz braku kontroli społecznej nad osobami, które mają olbrzymią władzę w Polsce – argumentował przewodniczący klubu PiS Mariusz Błaszczak.
Według szefa klubu PiS, o ile władza rządowa jest kontrolowana przez media, o tyle media lokalne są słabe i często uzależnione od samorządów. Zdaniem Beaty Kempy (wówczas PiS), obecne przepisy, które nie ograniczają liczby kadencji, sprawiają, iż wiele wartościowych osób, które nawet chciałyby wystartować w wyborach, rezygnuje, wątpiąc, że jest w stanie przebić się ze swoimi pomysłami i pokonać samorządowców, którzy przez lata okopali się na swoich stanowiskach.
Piastowanie funkcji wójta, burmistrza i prezydenta miasta przez więcej niż dwie kadencje stwarza zagrożenie zawłaszczenia tego urzędu przez określoną grupę lokalną, rodzinną czy środowisko polityczne; stworzenie zagrożenia powstania trudnych do przezwyciężenia powiązań i korupcji – uważają projektodawcy.
Problem ten poruszany był również przez innych polityków, którzy podawali konkretne przykłady z życia. Pomysł popierany był również przez niektórych polityków PO, ale już z lewej strony sceny politycznej odnoszono się doń dość sceptycznie.
Trudno nie przyznać racji wyżej cytowanym. W miarę upływu czasu, w sposób „(nie)naturalny” tworzą się sitwy, powiązania, układy gdzie wymiana dóbr i interesów może odbywać się również (a może i przede wszystkim) w bezpośrednio bezgotówkowej formie, na zasadzie „ty mnie – ja tobie” (pracę, przysługę, przychylność, decyzje, itp.). Tworzy się „rodzina”, w której jeden uzależniony jest od drugiego. Taki układ powoduje tzw. „efekt kuli śniegowej”, angażując w to kolejne osoby, podmioty i instytucje. Szczególnym zagrożeniem jest opanowanie przez władze lokalne mediów, które przecież są mostem pomiędzy władzą a mieszkańcami. Przez ten most władza puszcza tylko to, co ma przejść, a media stają się zwykłą tubą propagandy za publiczne pieniądze. Taki układ jest bardzo trudny do rozbicia. Samorząd staje się samorządem dwóch grup: kasty rządzącej, która trawi publiczne pieniądze oraz tych, którzy na nich pracują i oddają głos będąc przekonanymi, że dobrze robią, wybierając właściwie. Wszyscy, którzy mają odwagę powiedzieć „stop'”, albo nie są w „rodzinie”, natychmiast skazywani są na „banicję” i potępienie. To ważne powody, dla których kadencyjność władz powinna być ograniczona, ponieważ w sytuacji opisanej powyżej, żaden, nawet najlepszy kandydat nie ma szans.
Czy CBA zawarło tego rodzaju wnioski w swoim raporcie? Raczej nie doczytałem.
(foto. wallpapers.org)