Skoro miała to być tak ważna dla radnych Rezolucja, to dlaczego nie znalazła ona swojego miejsca w bloku poświęconym podejmowaniu uchwał Rady Miasta, w randze prawa lokalnego? Tego nie wiem; być może wynikało to z pośpiechu, gapiostwa lub zwykłej nieznajomości prawa w zakresie procedur zgłaszania tego typu projektów.
Rezolucja, to uchwała, deklaracja, propozycja (zebrania, zjazdu, kongresu itd.) dawn. decyzja (Wł. Kopaliński) więc z uwagi na istotność i materię jakiej została poświęcona powinna mieć rangę uchwały podejmowanej poprzez głosowanie w trybie przewidzianym dla procedowania uchwał, w oparciu o zapisy Statutu Miasta. Projekt podejmowany w takim trybie byłby więc stanowiskiem Rady Miasta jako organu stanowiącego w gminie. Byłby, bo takim stanowiskiem Rady nie jest.
Odczytujący projekt radny Dariusz Filistyński, w punkcie poświęconym sprawom bieżącym i organizacyjnym, złożył wniosek o przegłosowanie projektu. Takiemu sposobowi procedowania przeciwstawił się radny Mirosław Sakowski, który zwrócił uwagę, że projekt został im przedstawiony w dniu sesji i nie ma go w porządku obrad. Zgodnie ze Statutem, projekty uchwał wymagają stosownej procedury zgłaszania i opiniowania przez komisje Rady Miasta, a dopiero potem trafiają pod obrady. Tego jednak w tym przypadku nie było.
Na sali obrad znalazł się jednak jakiś przytomny urzędnik i grzecznie zasugerował przewodniczącemu obrad zarządzenie przerwy na wyłożenie radnym racji płynących ze Statutu w tej materii i wyjście z patowej sytuacji. No i niestety, ostatecznie z Rezolucji w randze uchwały Rady Miasta zrobiło się prywatne stanowisko poszczególnych ludzi, którym przyszło radnymi zostać. W takiej sytuacji ich sygnatura ma taką samą moc, jak podpis każdego innego mieszkańca, ponieważ pojedynczy radny prawa nie stanowi. Głosowania więc nie było, a pismo-protest w w/w sprawie podpisało kilkunastu radnych – mieszkańców Bolesławca.
I tu zwrócę się do wszystkich krzyczących i oburzonych na forach internetowych, że „Rada takimi sprawami nie powinna się zajmować!”: To jest prywatne zdanie ludzi, do którego mają święte prawo i nic wam do tego. Każdy z nas może przecież podpisać sobie to, co mu się rzewnie podoba. Podczas obrad zatem nie ustanowiono żadnej rezolucji, czyli nie podjęto uchwały w tej sprawie, a radni zapewne przekonali się jak łatwo wpaść we własną pułapkę nadgorliwości. Czy projekt wróci pod obrady Rady Miasta z zachowaniem stosownych procedur, aby uzyskać ostatecznie rangę Rezolucji? A to już pytanie do samych zainteresowanych.