W filmie Denysa Arcanda „Inwazja barbarzyńców” nieuleczalnie chory na raka nauczyciel uniwersytecki trafia do szpitala, gdzie – z powodu nadmiaru pacjentów – przysługuje mu jedynie łóżko dostawione na korytarzu. Jego dobrze sytuowany syn proponuje sfinansowanie prywatnej kliniki, jednak ojciec zdecydowanie odmawia: „Głosowałem na publiczną służbę zdrowia i poniosę tego konsekwencje”.
Po niedawnym exposé premiera powinniśmy sobie głośno i dobitnie powtórzyć: „Wybraliśmy rząd Platformy Obywatelskiej i poniesiemy tego konsekwencje”. My wybraliśmy (nie, żebym miała coś wspólnego z tym wyborem – piszę w imieniu narodu), ale konsekwencje poniosą także nasze dzieci i ewentualne wszystkie przyszłe owoce prowadzonej w kraju od lat wzmożonej polityki prorodzinnej.
Po Donaldzie Tusku nie spodziewałam się oczywiście niczego dobrego i w tym sensie jego exposé mnie nie rozczarowało, ale po cichu liczyłam, że przy okazji wykonywania rozmaitych ruchów pozorujących ratowanie Polski przed kryzysem zlikwiduje Kartę Nauczyciela.
Karta Nauczyciela to komunistyczny relikt, który gwarantuje, że mierny nauczyciel może być mierny, byleby wpisywał na bieżąco tematy lekcji i nie przychodził pijany do pracy, dobry nauczyciel może być dobry, byleby wpisywał na bieżąco tematy lekcji i nie przychodził pijany do pracy, a wybitny nauczyciel może być wybitny, byleby wpisywał na bieżąco tematy lekcji i nie przychodził pijany do pracy. Nie streszczam – interpretuję. A rodzice („klienci szkoły”!) nie mają najmniejszego wpływu na to, który z trzech wspomnianych nauczycieli nie będzie po pijanemu uczył ich dzieci. I muszą się cieszyć z prowadzonej na bieżąco dokumentacji.
Gdyby obok Karty Nauczyciela istniała Karta Mechanika Samochodowego, nikt z nas nie miałby nic do gadania, kto, gdzie i po co grzebie w jego aucie. Mechanik samochodowy, nawet taki, który przykręci kierownicę na miejscu koła, byłby nie do ruszenia, zarabiałby tyle samo, ile jego doświadczony i rzetelny kolega, a jedyne kryterium oceny pracy stanowiłyby wpisy w książce serwisowej.
Karty Mechanika w Polsce nie ma chyba tylko dlatego, że los samochodów martwi nas bardziej niż wychowanie, nauka i rozwój naszych dzieci. Premier Tusk nie planuje likwidacji Karty Nauczyciela, bo pewnie liczy na to, że mierna szkoła zapewni mu w kolejnych latach liczny elektorat, który nie będzie rozumiał praktycznej różnicy między niższym i wyższym podatkiem albo między faszyzmem i patriotyzmem.
Taki elektorat to także rodzaj gwarantującej nietykalność karty. Karty Premiera.