bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

Między życiem a śmiercią

„Trzech lekarzy, w tym jeden dwukrotnie, nie rozpoznało u mężczyzny ostrego zapalenia wyrostka. Wyrostek pękł, a chorego ledwo uratowano. Pięć dni był nieprzytomny. Zdaniem dyrektora szpitala w Bolesławcu o winie lekarzy mówić nie można: niczego nie zaniedbali, a pacjent po prostu miał pecha” – piszą Nowiny Jeleniogórskie.

Józef Kuczyński z Krzyżowej około południa poczuł się źle. Mówi, że mocno zaczął bolec go brzuch. Miał przepuklinę, lecz tym razem ból był inny, ostrzejszy.

– Udałem się do chirurga, który przyjmował w bolesławieckim szpitalu – opowiada. – Skierował mnie na dalsze badania do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego.

Tam mężczyznę przyjął lekarz z uprawnieniami ratowniczymi. Józef Kuczyński twierdzi, że przeprowadził z nim tylko wywiad, a brzucha mu nie badał.

– Powiedziałem, że lubię jeść wieprzowinę – przyznaje mieszkaniec Krzyżowej. – Podejrzewał, że się zatrułem i dał mi kroplówkę. Po niej poczułem się lepiej, więc odesłał mnie do domu.

Tego samego dnia około północy ból powrócił. Był jeszcze silniejszy niż wcześniej. Zatelefonował więc po syna i poprosił, by z powrotem zawiózł go do szpitala.

– Pan doktor, ten sam co wcześniej, zdziwił się, gdy mnie zobaczył – opowiada Józef Kuczyński. – Znów dał mi kroplówkę, a po niej kolejny raz odesłał do domu. Kiedy wróciłem, zasnąłem. Zbudziłem się przed 6.00. Znowu czułem się źle. Pojechałem wtedy do lekarza rodzinnego. On uznał, że „czegoś” się najadłem i dał mi przeciwbólowy zastrzyk. No i znowu przyjechałem do domu.

W południe poszedł do ubikacji. Tam, jak twierdzi, złapał go potworny skurcz. Nie mógł się poruszyć. W domu nie było wtedy nikogo… Na szczęście po chwili przyszła żona i zatelefonowała po pogotowie ratunkowe, a to przewiozło go po raz trzeci do szpitala.

– Trafiłem na stół operacyjny – opowiada Kuczyński. – Okazało się, ze rozlał mi się wyrostek. Po operacji zawieziono mnie do szpitala we Lwówku Śląskim, bo miałem problemy z oddychaniem, a w Bolesławcu nie mieli wolnych respiratorów. We Lwówku przytomność odzyskałem dopiero po pięciu dniach. W sumie leżałem tam dwa tygodnie…

Mężczyzna jest przekonany, że życie uratował mu operujący go chirurg oraz lekarze opiekujący się nim w lwóweckim szpitalu. Zamierza ich odwiedzić i jeszcze raz podziękować za opiekę. Nie rozumie jednocześnie, dlaczego wcześniej nie rozpoznano, co mu dolega? Pyta, jak to możliwe, że ostry wyrostek pomylono ze zwyczajną niestrawnością żołądkową?

– Przez to kilka dni byłem między życiem a śmiercią – mówi. – I jeszcze do tego ten brak respiratora… Jak to wszystko możliwe?

Nikolaj Lambrinow, zastępca dyrektora do spraw medycznych w Szpitalu Powiatowym w Bolesławcu o tym, co się zdarzyło dowiedział się od nas. Po sprawdzeniu dokumentacji medycznej, mówi:

– Nie popełniono żadnego błędu. Ten pan leczył się wcześniej na wrzody żołądka, cierpiał także z powodu przepukliny. Obie te choroby zamaskowały tego dnia prawdziwą przyczynę jego dolegliwości.

Nikolaj Lambrinow zaprzecza też, by lekarz ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego nie badał pacjenta. Pokazuje wyniki badania krwi, zdjęcie USG brzucha, spis zaleceń powtórzenia badań i dokładny opis wywiadu, który lekarz z nim przeprowadził.

– Objawów sugerujących, że to wyrostek nie zauważył ani chirurg, ani nasz lekarz, ani lekarz z pogotowia ratunkowego – mówi Nikolaj Lambrinow. – Wyrostek z powodu przepukliny, znajdowała się bowiem u tego pana zupełnie gdzie indziej – w worku mosznowym! Człowiek to nie samochód. Czasami bardzo trudno w krótkim czasie postawić trafną diagnozę.

Tłumaczy, że nawet później, w czasie operacji, ropa z rozlanego wyrostka nie znajdowała się w jamie brzusznej, ale w mosznie.

– Pacjent przewieziony został do Lwówka Śląskiego, ponieważ u nas na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej trwa remont – wyjaśnia. – Najważniejsze, że dzisiaj jest zdrowy.

Tekst: Zbigniew Rzońca/Nowiny Jeleniogórskie

 

 

Exit mobile version