W czasie gorących powyborczych komentarzy Radosław Sikorski, odnosząc się do sukcesu Platformy Obywatelskiej oraz porażki Prawa i Sprawiedliwości – oczywiście jak zwykle po przywołaniu jakiegoś rzekomo amerykańskiego powiedzonka o wygrywaniu wyborów – wyznał, że marzy mu się teraz Polska nieinsurekcyjna.
Na takie dictum mnie z kolei nasuwa się intrygujące pytanie, jaka zjawa ukazałaby się ministrowi spraw zagranicznych w II akcie dramatu Stanisława Wyspiańskiego, gdyby Radosław Sikorski został zaproszony na wesele do bronowickiej chaty.
I choć być może sam koncept jest złożony, nie wszyscy pewnie pamiętają bowiem klucz interpretacyjny do „osób dramatu” z „Wesela” (to personifikacje lęków postaci realistycznych) – odpowiedź wydaje się bardzo prosta. Otóż duch Tadeusza Kościuszki idealnie spełnia wszelkie artystyczno-ideowe założenia sztuki Wyspiańskiego oraz wyjaśnia insurekcyjne obawy „ministra Radka”.
W zjawie Tadeusza Kościuszki zogniskowałoby się bowiem wiele wątków, które podsuwa mi mój nieliniowo funkcjonujący umysł: trop amerykański w biografii Sikorskiego, imię jego syna czy wasalna koncepcja polityki zagranicznej.
Gdyby więc Kościuszko spotkał w „Weselu” Radosława Sikorskiego, to poznawszy marzenia polskiego ministra, powiedziałby to samo, co oświadczył carowi Aleksandrowi na wiadomość o wielkości terytorium planowanego Królestwa Polskiego: „to jest pośmiech”. I mielibyśmy w dramacie Wyspiańskiego kolejną złotą myśl (obok „A to Polska właśnie”, „Polska to jest wielka rzecz”, „Miałeś chamie złoty róg”).
„Pośmiech”. W odróżnieniu od amerykańskich powiedzonek brzmi zupełnie swojsko.