Poszedłem na te wybory bez przekonania, bo nie miałem na kogo głosować. W wyborach do sejmu z pełną świadomością bezskuteczności tego wyboru poparłem PJN skreślając na liście kogoś na chybił trafił (bo i mało kogo kojarzyłem). Jedyny bolesławiecki kandydat do sejmu z szansami, Dariusz Kwaśniewski, to nie był mój kandydat. Choć Bolesławiec na pewno skorzystałby, gdyby Kwaśniewski został posłem. Wypada pogratulować wyniku mimo klęski. Wypada, bo taki wynik to mnóstwo pracy wielu ludzi wierzących w kandydata lub w profity za kandydatem idące. Wypada, ale nie dlatego, że to dobry wynik.
Ta przegrana ma chyba tylko jeden pozytywny wymiar: ewentualna wygrana, w mojej ocenie, przyspieszyłaby trwający proces upodabniania się Kwaśniewskiego do naszej lokalnej elyty politycznej w zakresie metod sprawowania władzy.
Takie praktyki jak brzydkie obłaskawianie mediów czy ekipy wspierających kandydata podległych mu pracowników kojarzą mi się raczej z teamem Piotra Romana, który przekroczył w tej mierze rok temu nie tylko granice racjonalności, ale i smaku. Kwaśniewski zaczął stosować te same metody (samorządowe gazeciarstwo, czy kuriozalna ilość szefów powiatowych placówek oświatowych będących jednocześnie działaczami PO i roznosicielami ulotek, ), bo zobaczył że są skuteczne. I są, ale chyba trzeba mieć jeszcze mniej oporów i dużo więcej kasy.
Brak kasy na kampanię widać było po kampanii i nie chodzi mi o to, jak ubrane były ekipy roznoszące ulotki po miastach naszego okręgu wyborczego z kandydatem włącznie. Siermiężne (co najmniej w sensie technicznym) spoty i zdjęcia, nijakie plakaty i zabieganie kandydata wyglądające tak, jakby brakowało mu ludzi do roboty. To musiało się odbić na wyniku.
A przecież mówimy kandydacie będącej przy władzy najsilniejszej partii w kraju, w której szeregach pełno jest beneficjentów podziału samorządowego, wojewódzkiego i krajowego tortu wyborczego. W Bolesławcu też.
Ale na wyniku odbiła się także nielojalność PO wobec Kwaśniewskiego. Jak ktoś trafnie jakiś czas temu na bobrzanach zauważył, kandydat PO chciał być jednym z niewielu lub nawet jedynym kandydatem ziemi bolesławieckiej. A tu partia matka wystawiła mu konkurencję z Bolesławca i ta konkurencja zebrała głosy istotne. Zapewne taka refleksja jest nieobca bolesławieckiej PO.
Są refleksje smutniejsze nie tylko dla PO ale i dla wyborców:
Cztery lata temu posłem z listy PO chciał zostać ówczesny i obecny starosta, Cezary Przybylski. Dariusz Kwaśniewski zebrał obecnie 5125 głosów. Przybylski w 2007 roku zebrał ich w całym okręgu 8017 a i to było zbyt mało na mandat. Ale wpieranie teraz wyborcom, że w niedzielę mieliśmy wreszcie szansę na posła z Bolesławca to objaw blagierstwa lub sklerozy.
Bo Cezary Przybylski mógł rok temu zostać posłem. Posłowie triumfujący jesienią 2010 w wyborach samorządowych wybrali właśnie samorządowe stołki zwalniając miejsca w parlamencie. Jedno z nich zaproponowano Cezaremu Przybylskiemu, który miał okazję sprostać oczekiwaniom 8017 ludzi, którzy uwierzyli mu trzy lata wcześniej. Odmówił, bo chwilę wcześniej został ponownie wybrany starostą. To przeszkadzało mu przyjąć funkcję posła. Choć bycie starostą trzy lata wcześniej nie przeszkadzało mu się o tę funkcję starać. Tyle ważą Wasze głosy.
Mielibyśmy zatem od roku posła z Bolesławca, który w minioną niedzielę miałby, jako obecny już w życiu publicznym parlamentarzysta, zdecydowanie lepsze miejsce na liście i zdecydowanie większa szanse niż Dariusz Kwaśniewski.
Cztery lata temu 6387 osób tylko z naszego powiatu chciało, żeby Cezary Przybylski został posłem. Rok temu 1122 osoby z jego okręgu (powiat liczył tych okręgów trzy) chciały, aby był w radzie powiatu, co skończyło się ponownym objęciem funkcji starosty. Tyle liczby na ten temat.
W wyborach przepadł też Jerzy Zieliński, na którego oddałem swój głos. Mimo tego, że też nie jest z mojej bajki, to jakoś nie brakowało mi nigdy wiary w jego kompetencje, choć z wiarą w czystość jego intencji bywa u mnie gorzej, bo gra w drużynie, w która gra. Ale wiara w czystość intencji polityków to rzecz równie niedzisiejsza jak głosowanie na PJN zamiast na Palikota.
Przy okazji: Jerzy Zieliński i Piotr Hetel chyba nie przegrali z Janem Michalskim. Chyba przegrali z własnymi ambicjami, które nie pozwoliły żadnemu z nich ustąpić.
W wyborczą niedzielę w telewizji Polsat widziałem panią, która piersiami zgniatała puszki po piwie i była nawet rekordzistką w tej konkurencji zapisaną w osławionej księdze G. Jej talentem szalenie zachwycał się jakiś facet o nazwisku Dowbor. Babka gniotła te puszki a kolo gadał o jej wielkim talencie. Leciało w to w niedzielę w prime time w telewizji, więc ludzie to oglądali. I dlatego Palikot ma trzeci wynik.
Zamiast wieczoru wyborczego w niedzielę obejrzałem film „Obsługiwałem angielskiego króla”. Jiří Menzel, reżyser filmu stwierdził, „że sławy Czechom nie przynosi to, że gdzieś panowali, tylko że komuś służyli.” Polakom często sławy nie przynosi to z kim wygrali, tylko to, z kim przerżnęli. Bolesławieccy politycy w niedzielę przerżnęli sami ze sobą.
Pingback: To umysł płata nam figle – wywiad z Rafałem Kołodziejem
Od wczoraj po miescie krąży email podsumowujący kampanię jednego z kandydatow :-)
http://www.youtube.com/watch?v=0IqvksLz8YY&NR=1
Bolesławianie chyba nie wierzą (mają prawo), że po wejściu do sejmu czy senatu, kandydaci będą w stanie uczynić coś dla dobra mieszkańców rodzimych powiatów. Skoro nie mogli zrobić wiele na gruncie lokalnym…
PiSowcy mieli swoje piękne kandydatki, które oprócz pięknych ciał nie przekonały nikogo do postawienia „X” w rubryce na karcie do głosowania. Wielu pewnie „X” przy słowie „Zaliczona” jednak by postawiło – ale to nie te wybory.
Ale kandydatka tego z listy PO czy Palikota to by był jednak banał a taka pani w PiS zrobiłaby furorę : )
@Bernard – narracja raczej PO-wska… – cycki, puszki, show, rekordy, wielki świat, takie tam ;)
Mówisz, że jakby kandydowała z PiS albo PO to by wygrała?
Benek, czepiasz się Pani z puszkami. Sam widziałem i powiem Ci, że taka w kuchni to prawdziwy skarb – jeden ruch i kotlet rozbity. A wskazane umiejętności „puszkowe” może wykorzystywać w pracy przy segregacji odpadów – z korzyścią dla środowiska i regionu… zamiast posła.