Jaś siedział przy stole, jak każdego dnia około piętnastej trzydzieści. Mama ugotowała rosół, zresztą nie w gust synka. Jaś był niejadkiem i przy zjadaniu obiadu schodziło mu trochę czasu, jednak tego dnia wyglądało to zgoła inaczej i trwało nieco dłużej.
Oczywiście Jaś siedział, na krześle, głowę miał bezwładnie zwieszoną wraz z rękoma, co zwykł robić na znak protestu głodowego a przed nim stał talerz z niedojedzoną zupą – jak zwykle. Niepokojący obraz stwarzała tylko pieprzniczka – była przewrócona. Mama stwierdziła, że z tego ciągłego marudzenia zasnął. Wieczorem około osiemnastej rodzice spostrzegli – Jaś był martwy.
Lekarz, który słynął z niekonwencjonalnych metod leczenia, takich jak wiązanie chorych, by nie wyzionęli ducha, prócz oględzin zwłok zapytał rodziców ś.p. Jasia:
– Czy u państwa w domu się pieprzy?
Rodzice z lekka zdezorientowani spojrzeli na siebie i nie do końca pewni sensu pytania i swojej odpowiedzi zgodnie przytaknęli. Dla lekarza diagnoza była prosta:
– Jaś pieprzył zupę którą pani ugotowała, prawdopodobnie bez smaku, i kichnął. Wraz z kichnięciem wyzionął ducha. Tak, tak. Trzeba uważać gdy się kicha. Ale to pani go zabiła. Nie umie pani gotować.