Dzisiaj bardzo dużo ważnych rzeczy miało miejsce. Pociągnę tak w miarę chronologicznie – żeby się jakoś zdyscyplinować. Po pierwsze to wstałem tak po artystowsku, ledwie po ósmej, a tuż przed południem – ignorując wcześniej 78 połączeń telefonicznych, które kanalizuję elegancko i z dużą dozą kultury Barankiem Kazika dzięki jakiejś tam, drobnopłatnej usłudze telekomu. Później pojechałem odrabiać tygodniowe zaległości zawodowe w okolicach Zagłębia Miedziowego – co dzięki wrodzonej gracji i istotnej dozie geniuszu udało mi się załatwić w 3 godziny.
Potem zajrzałem na Fejsa, gdzie kolega zapytał mnie o pewnego idiotę, który udziela się aktywnie w sieci i tak trochę się zastanawialiśmy jaki jest wpływ tego rodzaju ludzi na rzeczywistość. I ja myślę – że to bardzo OK, że oni mogą tam się wyżywać – bo w sumie, jeśli np. może ktoś, na jakimś tam forum napisać sobie jakim np. %jem banym, kopanym i dolonym jestem np. – ja, czy inny typ – to po pierwsze:
- taka osoba jednak – PISZE, czyli aktywnie posługuje się językiem i to w formie PISANEJ – co ogólnie jest bardzo konstruktywną i wymagającą czynnością.
- taka osoba daje upust emocjom – co może poważnie zmniejszyć ryzyko, że będzie wieczorem biła żonę, dzieci albo dręczyła podwórkowe koty.
Dlatego właśnie myślę – że powinniśmy pisać ile się da i niech nas ludzie żywo komentują!
Później byłem w naszym markecie, a jak wiadomo – ja bardzo lubię bywać w markecie i w sumie bardziej mnie to orgazmuje niż zwiedzanie Musée d’Orsay – bo uważam, że obcowanie z nadmiarem sztuki wysokiej w muzeach – jest tak samo bez sensu, jak próba zaspokojenia 5 kobiet w ciągu godziny i wmawianie sobie, że one miały satysfakcję, a samemu, że jest się powiatowym Casanovą.
I w markecie była akcja przy kasie. Stała śliczna, zgrabna dziewczyna. Miała chyba ze 178 cm wzrostu i towarzyszyła koleżce co miał jakieś 170, mięsisty nos i głowę przechodzącą równo w kark. I ona go niesamowicie czule całowała, z natchnieniem takim, że prawie wylizywała mu ucho. Nie mogłem oderwać oczu – tak mi się to podobało. Naprawdę ekstra.
Potem pojechałem. W mieście pełno było flag polskich i tych europejskich, w sumie kolory się trochę tak składały w biały-niebieski-czerwony i nawet się chwilę zastanawiałem czy to nie jest jakieś święto Rosji – ale sobie przypomniałem, że Kuba Wojewódzki dzisiaj prowadzi koncert na okazję prezydencji Polski i to z tego tytułu.
Dojechałem. Z zachodu burza taka, czy front. W każdym razie szybko ciemno. A miałem biegać. Przemogłem się – bo nie było we mnie werwy wielkiej. Ubrałem obcisłe. I hop. Pierwsze 2 km – norma, jak po grudzie. Potem już obroty zyskałem i temperaturę i ładnie to tempo się podwyższyło na jakieś 4 min/km. Wiadomo, że w sporcie ważna jest wizualizacja i sobie zacząłem wizualizować jak biegnę. Tak z boku.
Jak się ścigałem na rowerze to sobie zawsze wizualizowałem jak Lance Armstrong wychodzi przed Ulricha na d’Huez, albo jak Armstronga urywa Iban Mayo na Dauphiné Libéré. A w bieganiu to nie mam idoli – ale ciągle mi się wizualizuje i nachalnie – że jestem Murzynem. Biegnę, pięknie to idzie – ale widzę: jestem czarny. Usiłuję przełączyć na chama, na białego i czuję, że mi tempo leci w dół. Puszczam ten upór – psycha automatem wizualizuje na czarnego – tempo wraca na wysokie.
100% kompleks.
Ale z drugiej strony tak sobie myślę – już trzeba się jakoś ze sprzętem porządkować jak się biega długie, a co by to dopiero było gdyby te legendy o nich okazały się prawdą…