gru 20, 2010
2770 Wyświetleń
2 0

Handlował dnia siódmego po całym swym trudzie

Napisany przez

Należę do tych prostaczków, których w popłoch wprowadza dzielenie włosa na czworo. Na przykład strasznie podoba mi się Arystotelesowska definicja prawdy głosząca, że „powiedzieć, że istnieje, o czymś, czego nie ma, jest fałszem. Powiedzieć o tym, co jest, że jest, a o tym, czego nie ma, że go nie ma, jest prawdą”. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, ma ze mną problem. Ponieważ z pewnością zapytam, co ma na myśli, twierdząc odwrotnie niż powyżej.

To jest bardzo komfortowa sytuacja tak postrzegać świat. Co prawda, istnieją okoliczności, które stanowią jawny zamach na klasyczną definicję prawdy, ale coś, co nazywa się „paradoksem kłamcy” (proszę zauważyć – paradoksem!), nie ma mocy odebrania mi nieznośnej pewności, że „dane zdanie A jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy stan faktyczny opisany przez zdanie A ma rzeczywiście miejsce”.

Jasne, że czasem rozbijamy się o definicje słów, które budują owo zdanie A. Wtedy spór trwa nieco dłużej. Współcześnie to sprawa kłopotliwa, ale według mnie warta świeczki.

Już spieszę wyjaśnić, bo rozumiem, że w przedświątecznym czasie czytelnik (jeśli znajdzie się taki) liczy raczej na wywód prosty. Myśl owa niekonkretna urodziła się bowiem dziś, kiedy leniwie spędzając niedzielę, z osłupieniem spoglądałam przez okno, co dzieje się w mieście. A w mieście była dziś niedziela handlowa.

Nie chodzi o to, że występuję z pozycji chrześcijańskich cudaków, którzy umyślili sobie świętować niedzielę nie tylko dlatego, że właśnie siódmego dnia Bóg odpoczął po trudzie stworzenia, ale przede wszystkim – że tego dnia zmartwychwstał Jezus Chrystus i tak to dzień siódmy stał się pierwszym. Załóżmy jednak, że nie o to mi chodzi.

Załóżmy, że chodzi jedynie o „Słownik języka polskiego”. A on z pozycji trudnych do określenia głosi, że niedziela to «ostatni dzień tygodnia, wolny od pracy». Wolny od pracy.

Ach, wiem, wiem. Pracownicy energetyki, stacji benzynowych, pogotowia gazowego, policjanci, pogotowie ratunkowe (przecież i Jezus uzdrawiał) – oni muszą – dla naszego dobra – pracować. Jasne.

Och, wiem, wiem. Nie każdy ma tyle czasu, by kupić prezenty i grzyby na uszka, żeby godnie przygotować się do świąt. Jasne.

Jednak mój popłoch budzi nazywanie niedzielą targowiska próżności kłębiącego się pod oknami. To już trzecia w tym miesiącu „niedziela handlowa”.

Więc zabawiam się tą klasyką Arystotelesowską i wychodzi mi coś na kształt: „Powiedzieć, że istnieje niedziela handlowa, a więc niedziela, która nie jest niedzielą, czyli dniem wolnym od pracy, jest fałszem”.

Pobita widokiem z okna – życiowa kaleka – musiałam podeprzeć się z jednej strony Biblią, z drugiej Arystotelesem. Cieszę się jednak niezmiernie, że moje domorosłe i prostackie rozważania doprowadziły i mnie, i czytelników do dowodu na nieistnienie niedzieli handlowej.

Quod erat demonstrandum.

Kategorie:
Na emigracji
    http://www.malgorzata.mieloch.net

    Przez szereg lat związana z Bolesławcem, od roku 2008 mieszka w Ostrowie Wielkopolskim. Mól książkowy, surferka, domatorka, gospodyni domowa, kolekcjonerka osobliwości.

    Komentarze do Handlował dnia siódmego po całym swym trudzie

    • Nie ma to jak poleniuchować w niedzielę, a potem odpocząć !:)

      Lolka 20/12/2010 19:01 Odpowiedz
    • Niedawno siedziałem na YT i włączałem stare MdM-y i ZDCP… Wtedy dowiedziałem się, po co są pampersy dla dorosłych ;)

      Tryton 20/12/2010 17:27 Odpowiedz
    • Bóg zapłać

      Bernard 20/12/2010 17:20 Odpowiedz
    • Na comedycentral powtarzają archiwalny „Za chwilę dalszy ciąg programu”

      Bruner 20/12/2010 17:03 Odpowiedz
    • Widziałem ostatnio panów MM na TVP Kultura, ale nie pamiętam co gadali. A sam Mann co piątek rano w Trójce poprawia humor.

      Bernard 20/12/2010 12:22 Odpowiedz
    • Brawo Bernard :) Ehh, gdzie ten stary, dobry MdM?

      Tryton 20/12/2010 12:14 Odpowiedz
    • Nazewnictwo Trytona z Manna i Materny – to tak zwany tydzień na Staszica.

      Bernard 20/12/2010 12:08 Odpowiedz
    • Jest jeszcze coś takiego jak zafajdany tydzień:
      pośmierdziałek, fetorek, smroda, czadek, pierdek, cuchnota i śmierdziela :)

      Tryton 20/12/2010 11:42 Odpowiedz
    • @Tryton – ja tam nie wiem czy to tak „po problemie” :) Sunnandaeg – dies solis, Sobota – to dzień Saturna [saterdaeg], poniedziałek [monandaeg]- dzień Ksieżyca, wodnesdaeg – pochodzi od Odyna, co jakoś tam wiąże go z Merkurym, czwartek – Thor’s day, dzień Thora – związany z Jowiszem. Piątek – od Frigg, czy Frue – nordycka i germańska boginka płodności i miłości. Związek 7 dnia ze słońcem – tak jak wszystkich innych dni w staroangielskim – jest ściśle związany z religią.

      Bruner 20/12/2010 11:34 Odpowiedz
    • Każdy ma takie słoneczko, na jakie zasłużył ;-)

      mjm, cieszę się, że nie tylko ja nie gustuję w niedzielnych włóczęgach po parkach i innych galeriach. Handlowych rzecz jasna. Myślę jednak, że problemem jest totalny brak zrozumienia dla tych, których sytuacja zmusza do pracy w niedzielę. Kiedyś rozmawiałam z osobą, która po całym dniu pracy za ladą, musiała zaliczyć zmianę na „nocnej wyprzedaży’, by później znów rano stawić się w pracy. Wiem, że nie jest to zgodne z KP, ale rzeczywistość rzadko bywa zgodna… Dlatego pięć razy pomyślę, zanim pójdę na zakupy w niedzielę. Też nie lubię pracy w weekendy. Wolę dni święte święcić.

      Agnieszka 20/12/2010 10:55 Odpowiedz
    • Między innymi Niemcy i Anglicy nazwali siódmy dzień tygodnia „słonecznym dniem” i po problemie :)

      Tryton 20/12/2010 10:31 Odpowiedz

    Dodaj komentarz

    Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

    The maximum upload file size: 32 MB. You can upload: image, video, other. Links to YouTube, Facebook, Twitter and other services inserted in the comment text will be automatically embedded. Drop file here

    Bobrzanie.pl
    pl_PLPolish