Na polskich drogach zginęło 90 osób.
Gdy tylu ludzi ginie w katastrofie lotniczej, o czym wiemy ostatnio doskonale – ogłasza się żałobę narodową.
Gdy we wrześniu, pod Berlinem zginęło w wypadku autobusu 12 osób – kondolencje rodzinom składał prezydent, zaś na miejscu – pojawił się premier i Kopacz. Gdy w październiku – pod Łodzią, rozbił się bus wiozący ludzi do pracy, za głodowe stawki – ogłoszono (nowość!) – żałobę regionalną dla dwóch województw.
Od środy do niedzieli w Polsce zabiło się w samochodach 90 ludzi. W czym są gorsi od tych spod Berlina, spod Łodzi?
Nie dało się walnąć fotki u boku Angeli Merkel? Czy może vip-owski żal ma jakis próg. 20-30 trupów? Na raz.