Przyznać to muszą wszyscy – przed którąś kampanią wyborczą (2002 lub 2006) urzędujący prezydent, roztoczył przed mieszkańcami, w swoim materiale wyborczym, taką szmirowatą wizję miasta, w której, cytuję z pamięci: zadowoleni ludzie będą spacerowali bezpiecznie po odnowionych alejkach, pili kawę w kawiarnianych ogródkach, na wyremontowanym rynku, itp. itd. Nie sposób więc Piotrowi Romanowi odmówić tego że wizję miał i wizję tę konsekwentnie realizował!
Będę głosował na „jednego z kandydatów”, gdyż ma on WIZJĘ Bolesławca – stwierdził niedawno, w pewnej gazecie, młodzieniec w kapturze. Takie będziemy mieli wizje, rzec by się chciało – jakich mamy wizjonerów. Wizją może być na przykład, dla aspirującego miasta powiatowego – likwidacja straży miejskiej, likwidacja jakiegoś tam funduszu, likwidacja jeszcze paru rzeczy i powołanie w miejsce tych niepotrzebnych instytucji – np. ochotniczej drużyny strażaków obsługującej ponton.
Obsesyjną wizją wielu, jest również takie pokierowanie nadchodzącą komercjalizacją ZOZ-ów, w tym naszego (co jest celem nadrzędnym rządu RP, zanim wyborcy wywiozą ich na taczkach) – aby konfitury znalazły się w odpowiednim czasie na odpowiednich regałach. To się nazywa fachowo: rozwiązanie problemów NASZEGO szpitala!
Ogólnie rzecz biorąc, to Polacy wizje mają skromne i takie skulone. Przyczyn tego skarlenia wizji można doszukiwać się w różnych sferach. Doświadczenia życiowego, wychowania, historii, może diety? Być może aby mieć porządne, pozbawione kompleksów wizje – trzeba w życiu przejechać się Porsche 964 Turbo z prędkością 280 km/h, odpaść w Alpach od ściany i przelecieć w dół 20 metrów, upić się w trupa absyntem, czy uprawiać seks z dwiema kobietami…
A może, nawiązując do koncepcji Dariusza Kwaśniewskiego – powinna być to synergia. Z tym, że nie synergia partyjnych wodzuniów różnych szczebli, najlepiej jednej partii – a synergia:
- wyobraźni,
- szacowania potrzeb,
- wiedzy,
- planowania
- i pieniędzy.
Widziałem takie synergie przy opracowywaniu państwowych projektów informatycznych – niestety nie w Polsce. Projekt taki nadzorowało 2 urzędników, 4 specjalistów branżowych i 10 inżynierów technologii informacyjnych. Widziałem także wzorowe braki synergii w naszym kraju – projekt informatyczny obsługujący państwówkę, nad którym pracowało 6 urzędników z Warszawy, którzy w ogóle nie znali specyfiki regionalnej, jeden przysposobiony programista i jeden specjalista IT. Ten ostatni nie mógł jednak odzywać się w ramach protokołu, bo jak stwierdzono – „jak pan coś takiego powie, i to pójdzie w papiery – to będziemy to musieli zrobić!”
Chciałbym teraz Państwu pokazać na miejscowym przykładzie – jak nie powinno podchodzić się do tematu. Dróg rowerowych. Drogi rowerowe – zwane również ścieżkami, są w Polsce traktowane jak taka dobra i głupia sierotka, którą można wykorzystać w ten sposób będąc jej opiekunem, że jej wujek sypnie czasem groszem na jej utrzymanie, ale potem niespecjalnie interesuje się jak się dziewczę miewa. A opiekun, środki przeznaczone na utrzymanie biedactwa, wyda na tygodniowy pobyt all inclusive – w Hurgadzie.
Czym drogi rowerowe powinny być?
Drogi rowerowe powinny być przede wszystkim rozpatrywane w swojej funkcji – jako podstawa alternatywnego systemu transportu miejskiego z użyciem rowerów. Tworzenie takiego systemu transportu miejskiego wymuszone staje się w świecie względami strategicznymi:
- niewystarczająca ilość parkingów w centrach miast,
- niewystarczająca przepustowość arterii komunikacyjnych w stosunku do ilości pojazdów,
- ekologicznymi – emisja gazów cieplarnianych, postępujący deficyt w zakresie dostępu do naturalnych paliw kopalnych
- dbałość o kondycję fizyczną obywateli – zmiana nawyków ruchowych
- W Polsce dochodzi do powyższych czynników aspekt 50-letnich zapóźnień w rozwoju infrastruktury drogowej, który zderzył się z lawinowym przyrostem liczby użytkowanych pojazdów w XXI wieku.
Czym drogi rowerowe nie powinny być?
Dróg rowerowych rozpatrywanych jako system nie należy mylić z rowerowymi szlakami turystycznymi (choć miejscami funkcja może być łączona), ani rozpatrywać jako elementów infrastruktury rekreacyjnej (wyjątkowo miejscami funkcja może być łączona) lub sportowej.
Czym drogi rowerowe są w Polsce, a w szczególności w Bolesławcu?
Są metodą pozyskiwania środków na remont chodników – na modne hasło: budujemy ścieżki rowerowe. A i to nie zawsze – vide: wyremontowana, powiatowa ulica Karola Miarki do Żwirki i Wigury – które powinny być ujęte perspektywicznie jako elementy systemu dróg rowerowych w Bolesławcu. Szansę już zaprzepaszczono.
Czy ktoś myśli o systemie?
O myślenie systemowe nie podejrzewam akurat nikogo – choć w mieście mamy łącznie około 10 km chodników, po których można przemieszczać się, w miarę sprawnie na rowerze.
1) Należą do nich ciągi chodników przy ul. Tysiąclecia – z przerwami do ronda Kruszyn. Oznaczone jako droga dla rowerów i pieszych – nie spełnia jednak elementarnych wymogów takiego rozwiązania. 1000 m
2) Dalej aż do Kruszyna – około 1000 m
3) Chodnik wzdłuż drogi średnicowej od ronda Kruszyn do ronda Zgorzelec – choć oficjalnie nie ma tam oznaczeń drogi dla rowerów. 4000 m.
4) Chodnik od ronda Zgorzeleckiego – aż po cmentarz Kutuzowa przy ul. Zgorzeleckiej
5) Odcinek ul. JP II od szkoły po skrzyżowanie przy Tesco – około 500 m – oznaczony jako droga rowerowa – nie spełnia jednak elementarnych wymogów takiego rozwiązania.
6) szczątkowe kawałki drogi rowerowej wzdłuż ul Asnyka – około 200 m
Jakie wady mają bolesławieckie „drogi rowerowe”?
1) Systemowe drogi rowerowe muszą być asfaltowe!
Kostka Bauma (Polbruk) nie nadaje się do wykonywania dróg rowerowych w związku z przekroczeniem norm określonych w dyrektywie europejskiej EU 2002/44/EC – określającą natężenie drgań oddziaływających na osobę wykonującą określoną czynność – to nie żart. W IPPT PAN dostępne są badania związane z tematem.
Kto jeździł po kostce, czy to rowerem, czy na rolkach – wie, że to żadna przyjemność.
2) Systemowa droga rowerowa – szczególnie dzielona z chodnikiem musi posiadać wydzielony i wyraźnie oznaczony na całej długości pas dla rowerów. Chodzi tu o czytelne, standaryzowane znaki poziome i pionowe na całej długości traktu.
Mamy tu odczynienia z istotnym zagadnieniem bezpieczeństwa pieszych i rowerzystów. Nie można pozwolić sobie w takim przypadku na domniemania i domysły. W przypadku np. zderzenia dorosłej osoby na rowerze, z dzieckiem, konsekwencje wypadku mogą być bardzo poważne. Istotnym problemem w przypadku braku wyraźnego rozgraniczenia pasa dla ruchu pieszego i rowerowego, a także wyraźnego oznaczenia skrzyżowań i miejsc, gdzie na ścieżki wkraczają piesi – może być aspekt dochodzenia roszczeń cywilno-prawnych w przypadku zaistniałej kolizji, w której doszło do utraty zdrowia, życia lub strat materialnych.
3) Ciągłość i bezkolizyjność ruchu rowerowego.
Jeśli rowerem na 500 metrów da się przejechać tzw. ścieżką rowerową metrów 300, bo owa ścieżka kończy się przy każdym przystanku komunikacyjnym, nie mówiąc o skrzyżowaniach – to lepiej, szybciej i bezpieczniej jechać ulicą, wśród samochodów- tak właśnie wyglądają drogi rowerowe przy uli. Tysiąclecia i Asnyka.
Jak mógłby wyglądać system?
System dróg rowerowych powinien umożliwić szybki, bezkolizyjny i bezpieczny dojazd mieszkańców miasta do wszystkich dzielnic, rejonów podmiejskich, jak również terenów wiejskich leżących na terenie gminy najbliżej granic miasta. Powinien umożliwić mieszkańcom dojazd z głównych osiedli mieszkalnych do centrum miasta, centrów handlowych, rekreacyjnych i kulturalnych. Do szkół i miejsc pracy – tereny stref ekonomicznych ul. Modłowa, Kościuszki. W tych miejscach nie może oczywiście zabraknąć odpowiednio pojemnych, bezpiecznych (monitoring, zamknięcia) miejsc parkowania rowerów. Nie bez sensu byłoby również zaplanowanie rozlokowanych odpowiednio wypożyczalni zunifikowanych i oznaczonych rowerów miejskich, które można w jednym miejscu pobrać, a w innym zostawić.
W podstawowym ujęciu – najprostszym do zrealizowania projektem mogło by być połączenie Kruszyna – poprzez średnicówkę – z Brzeźnikiem, gdzie chodnik biegnie od stacji Orlen aż po szkołę i kościół. Z odgałęzieniem – przez Osiedle Kwiatowe do Dobrej, i dalej – po nowym asfalcie przez las – aż do Osieczowa. Te drogi – w zasadzie fizycznie istnieją.
Kolejnym pociągnięciem powinna być budowa ścieżki wzdłuż wewnętrznej, starej, obwodnicy miasta (4 km) – tu już mamy potrzebę spięcia tej pętli w jej średnicy – Karola Miarki i Żwirki i Wigury – którego poniechano podczas remontu (co słusznie zauważył, już dawno, któryś z komentatorów Bobrzan).
Wstępnie moja wizja – to nie całe 70 km dróg rowerowych w mieście i gminie. Docelowo – wraz z krajobrazowo-rekreacyjną trasą po starym torowisku pod wzgórze Grodźca – łącznie dało by to 105 km.
Czas realizacji projektu
Etapami, do 6-8 lat
Koszt?
Szacuję, na podstawie research’u, że wybudowana zgodnie z prawidłami sztuki droga rowerowa kosztuje około 400 zł za metr kwadratowy.
Daje nam to 60 milionów złotych (korekta – przy założeniu szerokości pasa 1,5 m). Koszt nie uwzględnia etapu planowania i projektowania, które wynieść mogą i pół miliona złotych. Czy to dużo? Niemało! Trójmiasto wydaje dokładnie na taki cel do 2013 roku – 147 mln złotych – z czego połowę sfinansuje UE.
Ale na tym właśnie polega WIZJA!
Bo budowanie dróg rowerowych bez wizji i w ujęciu niesystemowym to wyrzucanie w błoto pieniędzy podatników. Stworzenie takiego systemu to podłączenie się do nowoczesnej Europy, gdzie takie sieci dróg rowerowych buduje się dynamicznie od ponad 20 lat. Doskonałe przykłady systemów znajdziemy w tyrolskim Bolzano, czy duńskim Odense. W samej Holandii, w latach 1980-90 wydano na ten cel równowartość 945 milionów dolarów. Stworzenie podobnego systemu dróg, to poza ułatwieniem życia mieszkańcom, stworzenie warunków do przełamania stereotypów stylu funkcjonowania, to prestiż wynikający z bycia pionierem, to ogólnokrajowa promocja.
To krok ku światu, a nie ciągłe wytaczanie się z sąsieku.
P.S. Temat jest bardzo obszerny, a to jedynie szybki szkic.
Oczywiście – prawa autorskie, zastrzegam sobie :)
Dominik Broniszewski: tel 600 509 532; dominik@broniszewski.pl
Drogi rowerowe w Bolesławcu – nowe inwestycje w centrum: