bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

O demokracji (?) w Bolesławcu

Alexis de Tocqueville zachwycał się demokracją w Stanach Zjednoczonych, podróżując po tym kraju w pierwszej połowie XIX wieku. Powstało z tego dzieło „O demokracji w Ameryce”, które winno być pierwszą lekturą każdego adepta polityki od tych podstawowych po najbardziej rozwinięte formy jej uprawiania. De Tocqueville obserwując życie polityczne Nowego Świata wyróżnił trzy zasady, na których opierał się tamtejszy demokratyczny porządek: istnienie rządu i opozycji, wielość stowarzyszeń oraz wolna prasa.

Opozycja dla każdego rządu, jak bardzo nie byłby on oświecony, profesjonalny, złożony z ekspertów i mający poparcie nawet 99,9% obywateli to podstawa zachowania demokratycznego ładu w państwie. Autor tych przemyśleń z podróży po Stanach pisał, że opozycja jest nie tylko strażnikiem przed hegemonią rządu, który zawsze jest skłonny poszerzać pole swojej władzy o obszary, od których powinien trzymać się z daleka. Opozycja była według niego tym, co wręcz pozwala rządowi w pełni urzeczywistnić jego istotę. Jednym słowem w demokracji żaden z tych elementów: rząd – opozycja, nie może istnieć bez drugiego. Opozycja to jak tlen potrzebny rządowi, by mógł w pełni oddychać.

W zachodnich demokracjach to jest truizm. U nas nie. Zostawiam w tym momencie warszawskie salony polityczne, bo to osobna sprawa. Moją uwagę zwróciły ostatnio stwierdzenia lokalnego dygnitarza samorządowego, zadającego kłam tym prawdom, które chciałoby się już uważać za oczywiste.

Usłyszałem zatem stwierdzenie, iż „najlepiej, gdy rada miasta czy powiatu jest z jednej opcji politycznej, bo wtedy jest ona najbardziej skuteczna i może zrobić najwięcej”.

Kto jak kto, ale my Polacy, a szczególnie ci, którzy już świadomie przeżywali czasy PRL-u, nie powinniśmy mieć złudzeń co do skutków rządów jedynie słusznej siły politycznej. I nie ma tu żadnego znaczenia czy ów dygnitarz to był SLD-wiec, PiS-owiec, PO-wiec czy PSL-owiec. Każda z tych partii, jeśli pozbawiona zostałaby kontroli sprawowanej przez opozycję, a nadto wolną prasę i stowarzyszenia, skończyłaby na mniejszym bądź większym terrorze rodem z bolszewickiej przeszłości PZPR-u.

„Skuteczność”, „sprawność rządzenia” jednej tylko siły politycznej w samorządzie to są miazmaty, które same w sobie nie znaczą nic. PZPR wsparte do tego przez SB były bardzo skuteczne. I co z tego?

Historia naszej części Europy pokazała dowodnie, że odrzucenie takich podstawowych warunków demokratycznego ustroju jak istnienie rzeczywistego układu rząd – opozycja może prowadzić jedynie do jego wynaturzeń. Wtedy możemy liczyć tylko na „demokrację ludową” zamiast demokracji. Zachodnie społeczeństwa, a już szczególnie cenione przez de Tocqueville’a Stany Zjednoczone, wprost doszły do zbudowania swoich ustrojów na zasadzie równowagi między rządem a opozycją. My wiemy od nich, że ten układ jest najbardziej korzystny dla państwa. Dużo zapłaciliśmy za przymusowe ćwiczenie w PRL-u jakichś chorych rozwiązań. Skąd zatem w nas to ciągłe przywiązanie do skompromitowanych pomysłów? To chyba jakaś pępowina łącząca niektórych z PRL-em, której na czas nie odcięto.

Exit mobile version