Po kilkunastu latach pracy w lokalnych i regionalnych mediach przestaję wierzyć w to, że te lokalne mogą być niezależne. Tak samo jak przestaję wierzyć w to, że ich niezależności komukolwiek brakuje.
Wszystko rozbija się o pieniądze. Żeby robić sobie takich niszowych bobrzan, wystarczy grupka znajomych i i sympatyków którzy pomogą, wesprą, podrzucą ciekawego autora, napiszą coś i pomoderują.
Żeby zrobić medium znaczące i mające szanse na utrzymanie się na rynku potrzebne są pieniądze. Potrzebny jest też charakter.
Aby przygotować materiał dla lokalnej lub regionalnej telewizji trzeba wysłać zwykle samochodem jedną lub dwie osoby na miejsce zdarzenia, trzeba im zapłacić, do auta wlać paliwo, pokryć koszty prądu potrzebnego do zmontowania tego materiału, telefonów, czynszu redakcji no i niebagatelne koszty sprzętu. Aby przygotować materiał dla gazety czy portalu – trzeba niewiele mniej. Teoretycznie nasz bolesławiecki rynek jest w stanie utrzymać reklamami jakieś medium, małą telewizję, duży portal. Problem w tym, że rynek jest kapryśny, zmienny i uzależniony politycznie, bo zdarzały się już w naszym mieście wysyłane z ośrodków władzy sygnały: „tego nie lubimy i wasze reklamy tam nam się nie podobają”. Ponadto wielu przedsiębiorców i bez takich sygnałów wykazuje się daleko idącym serwilizmem.
Stałe pieniądze pozwalające utrzymać medium i planować jego dalsze funkcjonowanie są w samorządach. Stąd rozmaite umowy o współpracy, sponsoringi, reklamy samorządowych firm i zlecenia. Władza za pieniądze na „obsługę medialną samorządu” czasem kupuje sobie lojalność, czasem więcej informacji o sobie, a czasem więcej informacji o gminie czy powiecie. Formy tych zakupów są czasem kuriozalne.
Tak było, jest i raczej będzie. Tyle, że nie można zbudować silnego, wiarygodnego medium robiąc lody samorządowi albo unikając z nim kolizji i zjadając resztki z pańskiego stołu.
Smutne jest to, że niezależne od lokalnych układów i stające naprawdę w obronie mieszkańców pozostają niemal wyłącznie media regionalne i ogólnopolskie. Bo one nigdy nie muszą nikogo tutaj dopieszczać, bo to nie jest warunkiem ich przeżycia.
Do pewnego czasu wierzyłem, że w Bolesławcu powstaną media, które nawet biorąc pieniądze od samorządów, zachowają neutralność i twarz.
Jest teoria mówiąca, że można zbudować silne medium lokalne nikomu nie kłaniając się w pas, nie skamląc o samorządowe pieniądze. Robić medium na tyle niezależne, że w końcu zostanie docenione przez czytelników i odbiorców na tyle, iż politycy sami dojdą do wniosku, że warto siebie i swój samorząd w nim promować.
Stworzenie takiego medium wymaga pieniędzy, samozaparcia, wytrwałości i uczciwych dziennikarzy. Wymaga nieustannego budowania wiarygodności, braku dwuznacznych zachowań i nieomijania niewygodnych tematów.
Wymaga postawienia sprawy jasno: Zamawianie usług w naszej redakcji nie gwarantuje wam, szanowni politycy, braku krytyki. Gwarantuje wam tylko i aż promowanie się w wiarygodnym medium. Na jasnych zasadach.
Takie medium miałoby szansę. Miałoby, ale chyba nie w mieście serwilizmu, uległości, zależności i uzależnień. Bo kiedy niemal każde medium jest czyjeś, kiedy treść newsów uzależniona jest od wielkości faktur i zależnych źródeł dotarcia z informacją jest dość, aby nie tracić czasu na szukanie niezależnych, te ostatnie tracą szanse na przeżycie.
Wiele, mnóstwo, bardzo dużo zależy od dziennikarzy i ich uczciwości wobec siebie. Bo ja nie wierzę w to, że wszystkie włazidupne newsy rodzą się z telefonicznych nakazów polityków. Większość z nich rodzi się w spacyfikowanych umysłach pracowników redakcji, którzy proponując temat myślą o tym, skąd się bierze ich pensja i komu trzeba zrobić dobrze.
Najgorsze jest to, że do myślących w ten sposób redakcji przychodzą do pracy młodzi ludzie, którzy kształcą swoje nawyki według takiego stylu myślenia. Po co robić dobry materiał o problemach mieszkańców, skoro prościej jest pójść do ratusza czy okrąglaka, żeby zapunktować i u tego kto rządzi i u tego, kto odpowiada za budżet redakcji?
Polityków przestaje obchodzić to, że media w ten sposób tracą wiarygodność, że potok newsów – laurek nie interesuje wyborców. Wyborcy i tak nie mają alternatywy. Przecież wiedzę o samorządzie czerpią z informacji sponsorowanych przez samorząd.
@kminek: POpieram.
@Tryton – cd.: Na to stojący pod drzewem lisek krzyczy: – Nieprawda, wróblu, mam na to kwity!
I to tyle ode mnie w temacie niezależności.
@Dariusz Kwasniewski – w ramach refleksji sugeruje Panu, aby NIE zwracal sie Pan do dziennikarzy po imieniu. Bo NIE sprawia to dobrego wrazenia. Niemniej wywiad z Panem to juz jest w koncu jakas podstawa do dyskusji. Na poczatek spodobala mi sie koncepcja – pozyskania srodkow na sport od przedsiebiorcow – poprzez relokacje ich podatkow :)))
Ja mysle, ze w stylu PO mozna by zamiast dokonywac relokacji – poprostu je PO-dniesc :)
rysiek a kto grzebal przy tym mikrofonie i ciebie odcial od dzieci?
najlepiej podzielić się na „ucho” wtedy nikt nie usłyszy , licho nie śpi :))
Jastrząb jastrzębiowi oka nie wykole ! :)
Na gałałęzi siedzą jastrząb i wróbel.
– Jastrząb: Hej mały, jestem jastrząb! Wielki potężny jastrząb!
– Wróbel: (strosząc piórka): Ja też, tylko trrrrochę chorrrowałem!
„jastrzębie” : )))))))))
Refleksja do „smutnej refleksji” (ostatnia kwestia) :)
http://www.youtube.com/watch?v=vs_WRcQKmOE
Dodam… smutne refleksje medialne.
Mam w głowie komentarz, ale wiem, że zostałby obśmiany przez „jastrzębi” z bobrzan. Więc podzielę się z Tobą, Bernardzie, tymi przemyśleniami, jak na siebie wpadniemy.
Trzymaj się ciepło…
Po powrocie z Irlandii,tego samego,zmęczonego,
wprost wymęczonego dnia,miałem spotkanie z dzieciakami w kinie ,,Orzeł”
I co ? Wyłączono mikrofon bo bajka kierowana do
dzieci,najbardziej ugryzła lokalną politykę.
W lokalnej telewizji,kłania się Bolesławiec,pokaza-
no jak tańcują dzieci w rytmach hiszpańskiej muzyki.
I to jest dopiero egzotyka godna kaszanki w rękach
gringo !
Wolni jesteśmy tylko w snach, na co dzień potrzebujemy pensji… (znalezione w sieci )
za loda to i ja bym sie sprzedal, wolnym mediom brak odwagi i wiary w to co robia to nic dziwnego, ze musza grzebac w urzedach zamiast w narzadach. dziennikarz ktory boi sie kolizji i zjada okruchy z panskiego stolu to reginalny lizodoopek. ten twoj artykul jest tak delikatny, na tyle przeslodzony, ze az mdli. media moga byc niezalezne jesli wyprowadzaja ludzi z bledow, nie musza pokazywac calej prawdy ale powinny pokazywac klamstwa, przestepstwa dokonywanie w naszym regionie niezaleznie od tego czy to sa politycy czy sasiedzi. jesli sie przyjrzec dokladnie to nie ma w mediach nic o boleslawcu, sa tylko dwie partie i dwa urzedy i o nich sie caly czas nakreca makaron na uszy. a gdzie korupcja, lapowki, przekrety? „gdzie jest krzyz”? jesli go jeszcze nie ukradli to dlaczego on tam stoi kolo cmentarza?
http://www.gazetylokalne.pl/index.php?area=1&p=news&newsid=842
Wolnosc, czy niezaleznosc mediow nie jest nikomu do niczego potrzebna. Osobiscie nie mam nic przeciwko temu aby redakcje reprezentowały poglady polityczne – socjalisci powinni walczyc o socjal, liberalowie dazyc do prywatyzacji i wolnosci rynkowej. Niech ta walka pogladow odbywa sie jednak w kontekscie LOKALNYM. Nie jestem jednak pewn czy eksponowanie „odczuc” politycznych (bo to nawet nie poglady) na pierwszej czy drugiej stronie LOKALNEJ gazety jest wlasciwe. Szczegolnie jesli zasilana jest ona bezposrednio z budzetu samorzadu. Od jakiegos czasu w gazecie finansowanej przez powiat trafiamy na „felietony” radnego Rosinskiego ktory od 5 miesiecy w sposob juz powoli „kliniczny” zajmuje sie w gazetce „II” osoba Jaroslawa Kaczynskiego. Sprawdzilam nawet na stronach PKW – radny Rosinski – nie jest nawet radnym z ramienia PO. Zastanawiam sie czy wybrany z I miejsca listy Ziemia Boleslawiecka radny Rosinski – uwaza, ze wszystkie problemy mieszkancow tego powiatu sa juz „zalatwione” i jedynym tematem jaki zostal do regularnego opisywania jest ogolnopolski „problem” osoby Kaczynskiego. Jesli medium jest finansowane z kieszeni podatnika (ogloszenia samorzadu) – nie ma zadnego prawa stawac sie strona w walce politycznej partii. (Co innego jesli dotyczy to programow wyborczych lokalnych politykow) Bo jest to ponizej minimum etycznego tak wydawcow, jak dziennikarzy jak i samorzadowych zleceniodawcow.