“Warsaw do you know what’s happening? You’re a part of history. This is a dream for every metal fan and you’re part of it.”
James Hetfield podczas pierwszego w historii koncertu Wielkiej Czwórki Thrash Metalu 16 czerwca 2010 roku w Warszawie.
Wyjechaliśmy z Bolesławca około 5:20. Mc Donald’s w Długołęce czynny od 7 rano, byliśmy jakieś 3 minuty przed otwarciem, czyli całkiem niezły czas – w nieco ponad półtorej godziny byliśmy już za Wrocławiem. Po drodze mijaliśmy „naszych” w osobówkach, busach, autokarach. Potem też szło nam nieźle – aż do Janek. Ostatnie kilkanaście kilometrów do celu jechaliśmy … nawet nie chcę wiedzieć, ile godzin. Masakra. A właściwie dopiero początek masakry.
Szukamy miejsca na parkingu. Jak widać, nie tylko my. Nie jest łatwo, ale po jakimś czasie się udaje. Ciekawe, ile jeszcze od celu ?
Idziemy tam, dokąd idą „nasi”. Wyszło na to, że wcale nie parkujemy tak daleko. Bramy otwarli o czternastej, pierwszy ma grać Behemoth, więc nikomu z nas się nie spieszy, zostało jeszcze trochę czasu. Ostatnie zakupy w pobliskim Carrefourze, jeszcze siusiu w cywilizowanych warunkach (kolejka do wucetu jak po mięso za starych dobrych czasów).
No to co, szturmujemy ?
Karimata jest materiałem niebezpiecznym w rozumieniu organizatora. „W jaki sposób mogę nią zrobić komuś krzywdę?” – pytam naiwnie. Jest traktowana jako materiał niebezpieczny, bo łatwopalny, więc karimaty won. Podobnie jak cała masa innych przedmiotów uznanych przez organizatora za niebezpieczne lub niemile widziane.
Wyciąg z regulaminu:
3. Bezpieczeństwo imprezy
3.1 Organizator zastrzega sobie prawo do tego, co następuje:
c) Odmówić wstępu na teren imprezy posiadaczom biletów, u których stwierdzono posiadanie broni, noszących buty o metalowych zakończeniach oraz jakiekolwiek inne przedmioty mogące stanowić zagrożenie.
Niestety regulamin posługuje się bardzo ogólnym pojęciem „jakiekolwiek inne przedmioty mogące stanowić zagrożenie.”, więc wiele osób może się zdziwić już na miejscu.
Ponadto z działu ”Na koncercie” oficjalnej strony festiwalu http://pl.sonispherefestivals.com
„Z uwagi na bezpieczeństwo uczestników obowiązuje całkowity zakaz wnoszenia napojów (w tym alkoholu) na teren imprezy. Na terenie koncertu znajdują się stoiska gastronomiczne z szerokim wyborem napojów i jedzenia, na których będzie można dokonać zakupu.”
Co to ma wspólnego z bezpieczeństwem uczestników, skoro alkoholu nie można wnieść, ale można go kupić na terenie festiwalu ? Zagadka numer jeden.
Pierwsza bramka, druga bramka, trzecia bramka … Ile tych bramek, bo straciłam rachubę ?
Jesteśmy pod sceną w Golden Circle. Zaobrączkowani na okoliczność, gdyby zachciało nam się opuścić „gorący sektor”. Trochę spóźnieni, bo Behemoth już się produkuje, ale nie rozpaczamy z tego powodu. Czekamy na Big Four… Próbujemy ogarnąć wzrokiem płytę lotniska, patrzymy na morze głów rozlewające się poza Golden Circle. „Dzisiaj to my jesteśmy Sprite, a oni są pragnienie” – kwituje ten widok Piotrek. Tak, dwa lata temu w Chorzowie było odwrotnie… Od reszty publiczności oddziela nas jeszcze ogromna buda, skutecznie przesłaniająca widok tym, którzy stoją za nią. Po cholerę to tu postawili ? Zagadka numer dwa.
15:50 – 16:35
Behemoth
(…)
16: 55 – 17:40
Nowojorska kapela ze starym znajomym Joey’em Belladonną ponownie na etacie wokalisty rozpoczęła naszą podróż w czasie. Zadanie niewdzięczne, bo publika ciągle nie w komplecie, dopiero się rozgrzewa i nastrój jeszcze nie ten. Ale widok poczciwego wesołka Scotta Iana nastraja pozytywnie, w stronę audytorium sypią się komplementy, jest miło, chociaż trochę jak na festynie. Kawałki też w większości znajome, wracają miłe wspomnienia.
18:00 – 19:00
Dave Mustaine, ten to ma pióra… W przeciwieństwie do Belladonny nie jest zbyt rozmowny, ale co wyprawia z gitarą … Miło znowu widzieć Davida Ellefsona pomykającego na basie. Kurde, grają stare, dobre kawałki, mamy rok 1990. Niech zagrają Symphony of destruction… Grają. Potem jeszcze skok do 1986 roku i mamy Peace sells.
19:30 – 20:30
Masakry ciąg dalszy. Tomek Araya w czerwonej koszulce reprezentacji Chile. To był dla niego z pewnością udany dzień, nie tylko dlatego, że Chilijczycy wygrali z Hondurasem 1:0.
Slayera byłam najbardziej ciekawa i tak jak oczekiwałam, zaserwowali bezkompromisową, nieskażoną młócę. Spodziewałam się tylko, że zgniotą mnie na miazgę, ale chyba nie dane im było osiągnąć pełnej mocy, bo jeszcze mam się całkiem dobrze.
„Mamo, Slejer mógłby zagrać Rejnin Blut*, byłoby fajnie”. Mówisz i masz, Szymonie.
21:00 – 23:00
Oczekiwanie na dźwięki „Ecstasy of Gold” Ennio Morricone, otwierające każdy koncert Metalliki i przyprawiające mnie o dreszcze, ciągnie się w nieskończoność. Koledzy zaliczają dwudziestominutowe spóźnienie. Czyżby czekali, aż zrobi się całkiem ciemno ? Zagadka numer trzy. Nie podoba mi się to, bo do tej pory wszystko szło zgodnie z planem.
Nareszcie!
Gorączka złota wybrzmiewa i rozlega się huk Creeping death, potem mamy For whom the bell tolls. Czyżby taka sama set lista, jak w 2008 roku ? Jednak nie, bo jako trzeci grają Fuel, którego w 2008 roku w Chorzowie w ogóle nie było.
Olbrzymi telebim z tyłu sceny zaczyna mnie wkurzać, bo przyciąga mój wzrok, a ja wolałabym patrzeć na żywych chłopaków, a nie w telewizor. I te przerwy między kawałkami, chowanie się za kulisami – trochę to teatralne i … pretensjonalne ? Hetfield zamiast się schładzać, zaczyna się ubierać coraz grubiej. Może zrobiło mu się zimno ? Niech bierze przykład z basisty, Roberta. I ta dedykacja dla pozostałych zespołów zaliczanych do Wielkiej Czwórki – Sad but true. Dlaczego akurat to ?
Ciągle nasuwają mi się porównania z koncertem sprzed dwóch lat w Chorzowie. Wtedy miałam za plecami kilkudziesięciotysięczny tłum, który wgniatał mnie w bramkę tak, jakby chciał mnie przez nią przecisnąć niczym przez maszynkę do mielenia mięsa. Ale tamten koncert robił na mnie większe wrażenie. Jednak tak jak wtedy, tak i teraz Hetfield nie wymienił nazwiska Roberta Trujillo, wspominając o swoich kolegach z zespołu. Chyba, że ja nie dosłyszałam. Jeśli ktoś był i usłyszał, niech mnie sprostuje.
Niby wszystko pięknie – ślicznie, jest czad, są wybuchy, z wejściem Metalliki na scenę głośniki w cudowny sposób osiągnęły pełną moc, set lista też niczego sobie… Czego mi do cholery brakuje ? Coś tu jest jakby nie fair.
Pierwszy w historii koncert Wielkiej Czwórki Thrash Metalu od początku był zaplanowany tak, aby było pewne, kto z tej Wielkiej Czwórki jest największy.
A mnie właśnie zaczęły nachodzić wątpliwości …
Set listy:
Anthrax
Caught in a Mosh
Got the Time (Joe Jackson cover)
Indians
Antisocial (Trust cover)
Madhouse
Only
Efilnikufesin (N.F.L.)
I Am The Law
Megadeth
Holy Wars… The Punishment Due
Hangar 18
Take No Prisoners
Five Magics
Poison Was the Cure
Lucretia
Tornado of Souls
Rust in Peace… Polaris
Headcrusher
Sweating Bullets
Symphony Of Destruction
Peace Sells
Slayer
World Painted Blood
Jihad
War Ensemble
Hate Worldwide
Angel of Death
Dead Skin Mask
Disciple
South of Heaven
* Raining Blood
Metallica
Creeping Death
For Whom The Bell Tolls
Fuel
The Four Horsemen
Fade To Black
That Was Just Your Life
Cyanide
Sad But True
Welcome Home (Sanitarium)
All Nightmare Long
One
Master Of Puppets
Blackened
Nothing Else Matters
Enter Sandman
Stone Cold Crazy (Queen cover)
Hit The Lights
Seek & Destroy
„See you very fucking soon”
Oby ;-)
Jeszcze w ramach uzupełnienia relacji – żegnając się z fanami Lars Ulrich powiedział coś, co mam nadzieję, nie jest tylko kurtuazją, a jego głębokim przekonaniem, a mianowicie, że nie mógłby wymyślić lepszego miejsca niż Warszawa na rozpoczęcie tournee Wielkiej Czwórki.
Basista Robert Trujillo podsumował rzecz krótko: ZAJEBIŚCIE !
http://www.joemonster.org/filmy/26076/Metallica_zegna_sie_z_Warszawa
I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze – pierwszy koncert Wielkiej Czwórki, na który wielu czekało ponad 20 lat, odbył się w Polsce i ja tam byłam !
To był gig wart każdej ceny, Bernardzie : )
Wychodzi po stówie za band tego formatu. To dużo ?
Dopiero zobaczyłem cenę na bilecie. Trzeba naprawdę kochać te kapele.
\m/
];)
Wspaniala relacja! Chcialem tam byc, ale niestety, praca. Szacun dla tych, co mogli i byli!