Ma około pół miliona długów, które codziennie rosną o około 300 złotych. Ma długi w około czternastu bankach i tak zwanych instytucjach finansowych. Te „około” wynikają z tego, że Dorota przestała ogarniać swoje zadłużenie. A wszystko przez miłość i zaufanie. Do kobiety.
Banalny zwrot „cztery lata wyjęte z życia” w sytuacji Doroty przestaje być wyświechtany a staje się idealnym określeniem tego, co ją spotkało.
– Jest w tym i moja wina – kończy opowiadanie historii, w którą trudno uwierzyć.
Dorota ma 36 lat, choć wygląda na mniej. Jest sympatyczną, wykształconą kobietą pracującą na co dzień jako malarka w jednym z bolesławieckich zakładów ceramicznych. To spod jej rąk wychodzą zdobienia tutejszej kamionki. Spod jej rąk wyszły też dziesiątki tysięcy SMS-ów ściągających tragedię na nią samą.
Dorota nie pali, nie obgryza paznokci, nie wygląda na potwornie zestresowanego człowieka żyjącego pod opieką psychologa i pod presją komorniczych wezwań a dostającego jedynie czwartą część własnej pensji. Nie wygląda na człowieka, który skasował własny samochód wjeżdżając pod tira, bo ukochany miał przyjechać a nie przyjechał i nerwy nie wytrzymały.
Obraz tej tragedii to Dorota idąca do kolejnego banku i zaciągająca kolejny kredyt, najlepiej tam, gdzie nie sprawdzają, czy człowiek ma już inne pożyczki. Kiedy skończyła się wyrozumiałość banków były jeszcze prywatne pożyczki od znajomych, które jeszcze pięć lat temu wydawały się Dorocie czymś równie niestosownym jak niepotrzebnym w jej życiu. Z takiego banku czy od znajomych raz w tygodniu, czasem rzadziej, biegła na pocztę główną w Bolesławcu przy ulicy Kaszubskiej i wypełniała blankiet przekazu pocztowego.
– Czasem na 500 złotych, potem było już tysiąc tygodniowo, czasem nawet sześć czy osiem tysięcy – mówi.
Z wypełnionym blankietem stawała w kolejce do okienka, wysyłała pieniądze i miała spokój i miłość. Na jakiś tydzień.
Wszystko zaczęło się od samotności. Jedyną osobą dla Doroty była matka, która zmarła w święta, w grudniu 2004. Widziała jak bez skutku reanimują matkę, powiernicę, przyjaciółkę, najbliższego człowieka. Mieszkały we dwie, została sama. Przyszła wiosna i samotność stała się nie do zniesienia.
– Wracałam do pustego domu ale miałam nadzieję, że zaraz zobaczę mamę i będę mogła z nią porozmawiać, ale jej już nie było – mówi Dorota.
Aby nie była sama, do Doroty wprowadził się brat. To też nie pomogło.
We wrześniu słuchała kącika samotnych serc w Muzycznym Radiu i wysłała SMSa. Nie wie dlaczego, jakoś tak spontanicznie, bez wielkich planów na wielkie miłości. Dostała kilkanaście odpowiedzi. Odpisała, wkrótce z grona samotników pozostał dla niej jeden, który ją zauroczył.
Wiele z tych SMS-ów wysłanych do niej przez cztery lata ma do dziś. Na małych karteczkach. Nie wiadomo co ją w nich urzekło.
Każda myśl, gest jest dla Ciebie.
W każdym śnie, w każdą noc widzę Ciebie.
Czekać dzień, tydzień, godzinę to zbyt wiele,
lecz naprawdę jesteś Ty!
Więc warto mój aniele.
(26 września 2009, godz. 21:31)
Takie SMSy zniewoliły Dorotę niemal od razu. Nikt wcześniej tak do niej nie pisał. Pierwszy był Grzegorz, który potem doszedł do wniosku, że jest jednak Szymonem. Przemianowanie wytłumaczył brakiem zaufania do kobiet.
– Miesięcznie wysyłaliśmy do siebie pięćset, potem tysiąc a potem nawet dwa tysiące SMS-ów – mówi Dorota.
Szymon budził Dorotę, kołysał ją do snu. Jego częstochowskie rymy stały się dla niej uzależnieniem.
Słoneczko z nieba dawno zeszło,
więc Ty kochanie oczka swe zmruż.
Wtul się w podusie swą,
bo wszystkie dziewczyny o tej porze już śpią.
(5 maja 2005 godz. 21.53)
Nie tylko pisali, zaczęli rozmawiać przez telefon już drugiego dnia, ale w pracy łatwiej było odebrać i wysłać SMSa. Często to on puszczał sygnał a Dorota oddzwaniała, bo on, biznesmen z własną restauracją, piekarnią, sklepami i Bóg wie czym, nie miał akurat pieniędzy, żeby doładować konto w swojej komórce.
– Po tygodniu mieliśmy się spotkać, ale zadzwonił, że miał wypadek w Poznaniu, ale wtedy szybko wyszedł ze szpitala, potem było gorzej.
Potem, czyli przy kolejnych próbach spotkań. Szymon przeprowadzał się kilka razy, mieszkał we Wrocławiu, Poznaniu, Krotoszynie. Plagi egipskie przy jego życiorysie to żart. Wychowany w domu dziecka, prześladowany przez los, miał operację krwiaka mózgu, wypadki, szukał w Anglii zaginionej siostry – oszustki, unikał zabicia go przez chorą ciotkę. Do tego miał kłopoty z mafią, od której musiał pożyczyć pieniądze. Wszystko to przez te cztery lata. Wszystkimi tymi historiami obciążał Dorotę, która przeżywała, płakała, cierpiała i… pomagała.
Niech księżyc do snu ci nuci,
że jest ktoś, kto musi
Ci powiedzieć jak bardzo Cię kocha.
(27 września 2005 godz. 20:10)
Nieświadoma naciągania jej przez udającą Szymona Małgorzatę W. Dorota zakochała się. Przez telefon zmieniająca głos Małgorzata brzmiała jak mężczyzna. Inna sprawa, że mało komu przeszłoby przez myśl, że pod mężczyznę podszywa się kobieta.
Dorota chciała pojechać do Poznania, do szpitala, zobaczyć Szymona, który czekał na operację. Nie chciał, żeby go zobaczyła w takim stanie. Zrozumiała. Innym razem miał przyjechać do niej. Ba, był już nawet z kolegami w Chojnowie, ale dowiedział się, że w domu jest jej brat. Brat, jak cała rodzina, podejrzliwie nastawiony do telefonicznego podrywacza, który opętał jego siostrę. Rachunek telefoniczny na 500o złotych wzmocnił tę podejrzliwość. Szymon w Chojnowie zawrócił, Dorota płakała.
O wyznania miłości Szymon prosił w sytuacjach podbramkowych. Na przykład przed wjazdem na salę operacyjną, z której mógł wyjechać do kostnicy. Kto by nie powiedział, że kocha?
O pieniądze też prosił w sytuacjach podbramkowych. Chory w szpitalu, konto mu zablokowali a tu leki trzeba kupić. Głupie 500 złotych, odda przecież, ma pieniądze, restaurację piekarnię, sklepy i Bóg wie co jeszcze.
Ale te pieniądze to nie do niego trzeba było wysyłać tylko do Małgorzaty W., która była przyjaciółką i wspomożycielką Szymona. O tym, że była również Szymonem, Dorota nie mogła wiedzieć. O tym, że czeka na kasę od niej, bo chciała poimprezować – też. Miała przecież zdjęcia Szymona, całkiem przystojnego faceta, nawet fotkę w mundurze marynarza na tle statku. I zdjęcie jego siostry też dostała. Wszystkie ma do dzisiaj.
– Nie mam pojęcia kto naprawdę jest na tych zdjęciach – mówi Dorota.
Pozwól mi się kochać chociażby z daleka.
Przed moją miłością dłużej nie uciekaj.
Wzdychać mi do Cienie dzisiaj nie zabraniaj,
Bo zapomnieć Ciebie dzisiaj już nie jestem w stanie, kochanie.
(25 listopada 2005 godz. 22:25)
Między jednym a drugim wierszykiem wysłanym SMSem z 500 złotych w którymś tygodniu zrobiło się 2000. Brat Doroty znalazł przekaz dla Małgorzaty W., przełknął kłamstwo, że to pożyczka dla koleżanki. Nieufność rodziny wobec Szymona jednak pozostała, więc on napisał list, który miał go uwiarygodnić.
Jesteś jasną gwiazdką na niebie
W błękicie i jedwabiu szukam Ciebie,
Twego głosu w melodii i śpiewie
pamiętaj, że ja bardzo kocham ciebie
… sam to napisałem.
(5 listopada 2005 22:36)
Inwencja Małgorzaty/Szymona była niewyczerpana. Na Dzień Dziecka potrafił opowiedzieć wzruszającą historię o odnajdywaniu rodziców. Opowiadał, brał na litość, odbierał kolejne przekazy a oszczędności Doroty stopniały do zera. Szymon miał pieniądze na koncie, wielkie pieniądze, zaraz mu je odblokują, trzeba tylko pięciu tysięcy, Dorota pomoże a dzięki temu odzyska i swoje pieniądze.
Zaczęły się kredyty w braniu których Dorota straciła miarę ale zachowała odrobinę zaskakującego w tym omamieniu rozsądku, na przykład konsolidowała pożyczki. Jednym kredytem spłacała drugi i coś jeszcze zostawało dla biednego Szymona, który serią SMSów od niego i od teoretycznie istniejących innych osób takich jak lekarz, pielęgniarka czy pracownik banku oczekującego spłaty jakiegoś zadłużenia ukochanego potrafił sprowadzić Dorotę do okienka na Kaszubskiej. W ostateczności zawsze pozostawał niezbędny do przeżycia lek albo przeszczep nerki. Prosił, groził, radził, ale i miał pretensje, gdy pożyczyła za mało. Koleżanki ostrzegały, ale ona, jak sama dziś mówi, była w amoku. I była samotna. A on ją przecież kochał.
Bardzo chciałbym Cię zobaczyć,
ujrzeć Twoją piękną twarz.
(22 grudnia 2005 godz. 16.31)
Czy banki mogą zarabiającej 2000 złotych osobie udzielić 400 000 zł kredytów? Mogą, przecież udzieliły. Ale kiedy udzielać przestały a znajomym skończyła się kasa i cierpliwość – skończyła się miłość.
Gadałaś, że mnie kochasz, że mi pomożesz…
(27 czerwca 2009 godz. 13:57)
Nerwy puściły chłopakowi siostry Małgorzaty W. To on powiedział Dorocie, że jest oszukiwana, że Szymon to nie Szymon, że zmienianie głosu, że naciąganie, że imprezy wódczane za jej pieniądze co tydzień były bogate, że Małgorzata była tak pewna kolejnych przekazów, że potrafiła sobie wcześniej zamówić na przykład nowy telewizor i zapłacić po odebraniu przekazu. Gośka W. z Raciborowa koło Krotoszyna został zdemaskowana w czerwcu 2009 roku, ale jedyny skutek tego zdemaskowana po dziś dzień to ból Doroty.
– Płakałam a potem poczułam się tak, jakby odeszło ode mnie jakieś zło – mówi Dorota.
Cieszę się, że się z tobą nie ożeniłem.
27 czerwca 2009 godz. 13.31
„Przesłuchana w charakterze świadka Małgorzata W. (…) nie przyznała się do popełnienia zarzucanego jej czynu i wyjaśniła jedynie, iż Dorota (…) prosiła by przed jej rodziną przedstawiała się jako mężczyzna. W trakcie dalszego przesłuchania podejrzana skorzystała z przysługującego jej ustawowego prawa do odmowy składania wyjaśnień.
Powołani lekarze psychiatrzy i psycholog orzekli, iż Małgorzata W. nie jest chora psychicznie ani upośledzona umysłowo, o jedynie wykazuje osobowość dysocjacyjną, pogranicze upośledzenia umysłowego oraz zespół zależności alkoholowej”
(Z pisma Prokuratury Rejonowej w Bolesławcu)
Zwiedzimy mroczne księżyce,
uśniemy w gwiezdnym promieniu.
A ja się rano obudzę
z głową na Twoim ramieniu… co Ty na to?
(28 czerwca 2006 godz. 16:01)
Dorota mówi, że teraz stara się nie ufać ludziom. Nie wierzy, że odzyska swoje pieniądze.
Małgorzata W. nie stawia się na rozprawy usprawiedliwiana przez lekarzy. W jej rodzinie zamieszkującej barak socjalny nie przelewa się, po czterech latach tłustych wróciła bieda. Nie wiadomo, czy obecnie Małgorzata wymienia z kimś gorące SMSy.
—————————————————————————
Reportaż został opublikowany w nieco zmienionej wersji 11 czerwca 2010 roku w Magazynie dziennika Polska Gazeta Wrocławska. 27 czerwca ukazał się w Tygodniku Polska oraz w Tygodniku Angora. Tekst, jako jeden z czterech, był również nominowany do Nagrody Dziennikarskiej im. Piotra Różyckiego za rok 2010, wyróżniającej najlepsze teksty publikowane w tygodniku Angora.
Okazuje się, że można pójść jeszcze dalej :
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Po-pol-roku-malzenstwa-odkryla-ze-jej-maz-to-kobieta,wid,12960087,wiadomosc.html
I jest finał sprawy:
http://www.istotneinformacje.pl/boleslawiec,a5643.php
już dawno stwierdzono, że scenariusze do co bardziej nieprawdopodobnych soape- oper to życie pisze. Bo to przecież jest nieprawdopodobne…
Fotki piękne:-)
Ale luz! :)