Zapraszamy do czytania nowego na bobrzanach autora. Przemysław Filipowicz to bolesławianin, autor wielu filmów i laureat licznych nagród na przeglądach kina offowego. Na naszej stronie od czasu do czasu opublikuje recenzje filmów, które obejrzy. Na pierwszy ogień idzie ukazująca się właśnie na DVD Alicja w Krainie Czarów Tima Burtona.
Od lat mawiano, że Tim Burton jest wymarzonym kandydatem do nakręcenia adaptacji arcydzieła Lewisa Carrolla. Ale zrealizowany pod banderą wytwórni Disneya film rozczarowuje. Przez cały seans ma się nieodparte wrażenie, że obarczony dwustumilionowym budżetem reżyser pokornie zaakceptował żądania swoich pracodawców. I zamiast mrocznej, groteskowej, ironicznej wizji – dostajemy jej polukrowaną, zachowawczą i politycznie poprawną – disnejowską właśnie – wersję.
Burtonowska Alicja (Mia Wasikowska) ma 19 lat: lada moment zmuszona będzie przyjąć oświadczyny odpychającego i pozbawionego wyobraźni hrabiego. Przed nieodwracalnym „Tak” uchroni ją Biały Królik, za którym pobiegnie Alicja, wprawiając swoją ucieczką w osłupienie paruset świadków zaręczyn (ujęcie bezosobowego, agresywnego w swej ciekawskości tłumu przywodzi na myśl wcześniejsze filmy Burtona: Edwarda Nożycorękiego, Jeźdźca bez głowy; jest ono zarazem jednym z niewielu momentów tego filmu, w którym wyczuwa się Burton’s touch). Gdy Alicja wpada do króliczej nory, zaczyna się filmowy rollercoaster – Burton, wyraźnie niepanujący nad dramaturgią swojego dzieła, w ekspresowym tempie przedstawia nam kalejdoskop postaci zamieszkujących – przemianowany z Krainy Czarów – Underland. Podróż, w którą udajemy się wraz z Alicją, przypomina wycieczkę po Disneylandzie: po lewej stronie karuzela z Myszką Miki, po prawej przejażdżka kolejką Kaczora Donalda, dalej stateczek Goofy’ego itd. Burton mnoży atrakcje, po drodze gubiąc sens historii i zapominając o celu wędrówki bohaterki.
Strona wizualna Alicji… również pęka w szwach od nadmiaru i niekonsekwencji. Tim Burton zbytnio zawierzył komputerowej animacji. Zamiast w pełni autonomicznego w swej plastyce świata, oglądamy coś na kształt „intra” do gry komputerowej. Co więcej, świat Alicji sprawia wrażenie, jakby jego twórcy nie mogli się zdecydować, w którą stronę ma pójść proces jego animowania – w stronę avatarowego realizmu czy w kierunku umowności filmów poklatkowych (jak Miasteczko Halloween Burtona i Selicka). Wypada żałować, że Burton nie nakręcił Alicji… tą samą metodą co Gnijącą pannę młodą i Miasteczko Halloween właśnie.
W finale filmu Alicja ucieka z krainy wyobraźni i wkracza w świat racjonalnego biznesu. Podobnie zachowuje się Tim Burton, który magię i styl swoich poprzednich dzieł zamienia w Alicji w krainie czarów na disnejowski marketing.