Grzegorz –
siedzi przed telewizorem. Znieruchomiały. Pochłania wzrokiem obrazy flag okrytych kirem, strzępów samolotu w lesie katyńskim, biało – czarne zdjęcia tych, których nagle nie ma. Potem pojawiają się łzy. Nie od razu, dopiero z czasem. Tak, jakby coś musiało się w nim odblokować. Jednak nawet mimo pojawienia się tych łez, nie może oderwać się od obrazów. Jeśli się oderwie, to po to, żeby całkiem oniemiały, uciszony w głowie, pójść zapalić znicz.
Marek –
potrząsa głową, nie umie poukładać tych przerażających obrazów. Tylu ludzi, to niewyobrażalne, koszmarne wprost. To na pewno ten chrzaniony samolot, dawno mieli je wymienić na nowe. Albo może coś na lotnisku nie grało. W tej mgle mogli nie widzieć pasa. Tylko dlaczego nie korzystali z wysokościomierzy? Straszna tragedia. Tylko dlaczego na każdym kanale tv jest tyle kościołów i księży?
Małgorzata –
zatrzymuje się przed koszmarnymi obrazami migającymi w TV. Patrzy ze współczuciem przez kilka minut. Kiedy pojawia się potwierdzenie informacji, że nikt nie przeżył, akurat w drugim pokoju dzwoni telefon. To mama z ponagleniem, powinni się pospieszyć, bo przecież ojca trzeba odwieźć na dworzec już za pół godziny. Widziałaś, co się stało? Tak mamo, widziałam właśnie, okropna tragedia. Odkłada słuchawkę i wyłącza telewizor. Po wielu godzinach aktywnego dnia, kładąc się do łóżka, myśli o tym, że nie będzie musiała odwozić syna w środę na koncert. Odwołali przecież. Żałoba.
Roman –
musiał wcześnie wyjechać, żeby dotrzeć do Koszalina przed południem. Kiedy radio przerywa piosenkę w pół taktu, z początku nawet tego nie zauważa, gdzieś między myślą o kontrakcie, który ma podpisać i o dopilnowaniu spedytora w poniedziałek. Nagle dociera do niego, co powiedział spiker. Czuje… co właściwie czuje? Szok. Zaskoczenie. Zjeżdża z autostrady, kupuje kawę w barze na parkingu. Wysyła sms–y do znajomych, dzwoni. To się PiSowi dostało od losu. K…a, jaki fart ma ta Platforma. No, stary, współczuję rodzinom bardzo.
Maria –
Od paru dni nie przestaje myśleć o ojcu i o tych latach oczekiwania na dzień, w którym jednak się odnajdzie. Te myśli wracają ciągle mimo upływu lat, szczególnie przed 10 kwietnia. Dzwonek do drzwi. Sąsiadka. Zapłakana. Opowiada urywanie. Słuchając jej, Maria włącza telewizor. Łzy pojawiają się natychmiast. Wyłącza telewizor, kiedy spiker kończy odczytywanie nazwisk ofiar. Ubiera się, bierze sąsiadkę pod ramię i bez słowa prowadzi do miejsca, które swoim spokojem ciągnie ją jak magnes, tak samo, jak mamę przed laty. Kiedy klęczy przed ołtarzem, nawet łzy zyskują jakiś sens.
Daniela –
sprząta kuchnię, myśląc o menu na niedzielny wieczór. Ma nadzieję, że Robert nie będzie zbyt zmęczony, żeby przyjść na kolację po tej podróży na obchody rocznicy do Katynia. Ania obiecała, że go przyciągnie i tak. Przecież tak dawno się nie widzieli w czwórkę. Telefon stacjonarny zaczyna dzwonić jednocześnie z komórką. Odbiera komórkę. Syn pyta, czy ogląda telewizję. Nie żartuj, synku, sprzątam wreszcie. Co takiego? Stacjonarny przestał dzwonić. Matko święta. Wszyscy? Muszę.. muszę zadzwonić do Ani, potem się do ciebie odezwę, dobrze?
***
W swoich głowach bywamy Danielami, Mariami, Romanami, Małgorzatami, Markami, Grzegorzami. Ale patrząc na światło kobierca zniczy przed Pałacem Prezydenckim i w wielu innych miejscach w Polsce, wierzę jakoś, że więcej w nas dobra, współczucia i ludzkiej przyzwoitości niż cynizmu. I że nie ma to związku z poglądami politycznymi.
—————————————————-
Więcej o tym co się stało:
Małgorzata Juda-Mieloch
Jerzy Zieliński
Bernard Łętowski
Fotografie Grzegorza Matoryna z mszy żałobnej w Bolesławcu