Jazłowiec – ukr. Язловець
Jest to jedna z najstarszych osad polskich na Podolu. Własność Buczackich (którzy po osiedleniu się w Jazłowcu przyjęli nazwisko Jazłowieckich), Radziwiłłów i Koniecpolskich.
W miasteczku do chwili obecnej znajduje się klasztor Sióstr Niepokalanek (założony w 1863 przez przybyłą z Rzymu bł. Marcelinę Darowską). Wcześniej, do końca XVIII wieku był to pałac rodowy Poniatowskich (spędził w nim swoje młodzieńcze lata Stanisław August Poniatowski. Obok klasztoru utworzony został zakład naukowo-wychowawczy. W jazłowieckim kościele św. Anny swą pierwszą mszę odprawił w 1894 Adam Stefan Sapieha, późniejszy kardynał. Od 1883 do 1946 w kaplicy sióstr niepokalanej znajdował się słynący łaskami posąg Matki Bożej Jazłowieckiej z białego marmuru. W grudniu 1918 klasztor w Jazłowcu został zajęty przez wojska ukraińskie i zamieniony na więzienie dla internowanych Polaków. W lecie 1919 w wąwozach w pobliżu Jazłowca odbyła się trzydniowa, zwycięska bitwa 14 Pułku Ułanów (utworzonego w Rosji z Polaków służących w armii carskiej) z wojskami ukraińskimi. Od dnia zwycięstwa – 11 lipca 1919 pułk ten przyjął nazwę Ułanów Jazłowieckich. W okresie II Rzeczypospolitej (1920 – 1939) zakład naukowo wychowawczy obejmował gimnazjum i liceum ogólnokształcące oraz seminarium gospodarcze wraz z internatem. W grudniu 1943 banderowcy dokonali napadu na miejscowość. W czasie torturowania księdza dra Andrzeja Krasickiego usiłowali zmusić go do ujawnienia nazwisk osób ukrywających Żydów, czyli zdradzenia tajemnicy spowiedzi. Ksiądz milczał, został przez bandę UPA porwany i gdzieś w nieznanym miejscu zamordowany. W 1946 mieszkający w Jazłowcu Polacy oraz siostry niepokalanki zostali wysiedleni na zachód. Siostry przewiozły koronowany w 1939 posąg Pani Jazłowieckiej do Szymanowa. Od 1999 w kaplicy istnieje sanktuarium bł Marceliny Darowskiej, znajduje się tu też wierna kopia posągu Pani Jazłowieckiej.
(wikipedia)
Hmmm, Hegemon… Co za ton;)
Ale to prawda, że czas jest nieograniczony. Trzeba go tylko umieć sobie zorganizować. Nieosiągalne to dla mnie, niestety:) Uczniowie i szkoła zabierają mi prawie każdą minutę życia. Dobrze, że umiem rozciągać czas – wystarcza dla rodziny…
Althea.
Gdzieś, kiedyś przeczytałem, że „czas” jest nieograniczony :)
P.S.
Uczeń H ponownie pozdrawia Panią A :)
Dzięki, Hegemon. Szkoda tylko, że mam tak krótką dobę:) Nie wiem, ale to chyba normalne u nauczycieli.
Bo moim skromnym zdaniem, nie „kwalifikujesz się” na nauczycielkę : )
P.S.
Masz za szerokie horyzonty :)
Pozdrawiam
A dlaczego pytasz, Hegemon?
Nie rozumiem intencji, ale odpowiem. Bo to jest moja pasja. Uwielbiam uczyć. Wiesz, jakie to fantastyczne uczucie, jak widzisz, że dzieciaki zaczynają rozumieć? Nieważne czy to gramatyka, czy poezja, czy inne zwykłe sprawy.
Jestem szczęśliwym człowiekiem:)
Mam coraz większy szacunek do umiejętności fotograficznych Pana Grzegorza.
P.S.
romantiq – szarości są ciekawe ( jak np. otworki bolesławieckich „Łabędzi” ) , ale ta czerń jest fantastyczna !
Althea – dlaczego „zostałaś” nauczycielką ?
Szkoła nie tylko odmóżdża, ale i wyjaławia. Chłonny umysł przybywający do placówki oświatowej zostaje wtłoczony w ramy „wolno – nie wolno” i przestaje przyjmować proponowaną mu wiedzę… Nie robi tego, czego robić nie musi.
Nasza rola – nie dopuścić do tego:) Trudne, ale możliwe, co mówię z własnego doświadczenia. Wystarczy poświęcić młodzieży trochę czasu, spróbować poczuć się jak oni i efekty są widoczne natychmiast.
Pozdrawiam
Bądź pewna, że to dobrze. Znasz belfrowski klimat i zapewne wiesz o tym, iż nic tak nie odmóżdża jak szkoła. Od takich ludzi jak Ty, wymaga się więcej. Mam tu na myśli otwieranie umysłów młodych ludzi i zmuszanie do myślenia. To wcale nie muszą być jakieś potajemne komplety, tylko zwyczajna rozmowa.
Koszy: a i owszem – będą w postaci braku zrozumienia. Zysk: 'wiele’ biorobotów nie zejdzie z taśmy.
Znamienne jest:
…proszę pani, a mi się wydaje, że…siadaj Kowalski – kto ci takich głupot naopowiadał!
To przykład tzw. dydaktyki szkolnej – odmóżdżania.
Nie wiem, romantique, czy to dobrze mieć taki charakter. Współczesny świat wymusza na nas nieco inne zachowania, styl życia. Nie ma w nim miejsca dla poezji, filozofii i innych takich uniesień umysłu. Liczy się kasa i pozycja. Ważne jest „mieć”, a nie „być”. Smutne to. A wystarczy uruchomić wyobraźnię, żeby stworzyć sobie zupełnie inną rzeczywistość. Trochę pomyśleć o innym człowieku. A będzie łatwiej:)
Ależ ja wiem, że nie mam racji. Mam jedynie sposób na swoje dziwactwa. Każdy się jakoś broni przed napastliwością barw, które to gwałtem włażą w życie…nie tak dawno były monochromatyczne TV, dwukolorowe gazety. Wyobraźnia szalała jak wściekła.
PS
Twój charakter jest niebanalny, Althea. (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Już to kiedyś pisałem. Fajnie, że są tacy ludzie… jeszcze…
Pewnie masz rację. Ja jednak doskonale potrafię wyobrazić sobie zieleń tych drzew. Umiem dopisać do nich historię. Może dlatego, że składam się z kontrastów. Lubię planowanie i niespodzianki. Cenię stabilizację, ale pragnę zmian. Jestem zdecydowana i silna, ale jednocześnie wrażliwa. I myślę, że w tym jest siła przeciwieństw – sprawiają, że człowiek jest pełny.
Szarość jest nijaka. Ale są tacy, którzy ją lubią. Na przykład Ty. A ja cenię ludzi, którzy mają odmienne zdanie i można z nimi podyskutować:)
W odcieniach szarości tkwi sedno pojmowania otaczającej nas rzeczywistości. – Tam jest wszystko to, czego zapragniesz.
Szarość jest swoistym spójnikiem równoważności pomiędzy bielą a czernią.
Najpiękniejsze barwy widzą niewidomi od urodzenia. Podobnie jest ze mną i tymi zdjęciami. Brak odcieni szarości powoduje, że nie potrafię w pożądany przez siebie sposób, wyobrazić sobie tej zieleni drzew. Smutne
@romantique
Ty i szarość? Taki wigor? Szarość jest nudna. Kontrast jest fajny. A tu przecież black&white.
Panie Grzegorzu – super. :)
Czernie jak smoła. To mnie przeraza. Lubię szarość.