Żyjemy w czasach krzemowych i globalnych. Czasach telefonów fotograficznych i fotoaparatów telefonicznych. Czasach intersieci. Czasach binarnych karier. Zero, jeden, zero. Dziś jesteś, jutro Cię nie ma.
Któregoś tam roku, odwiedził nasze szacowne liceum ogólnokształcące redaktor naczelny miesięcznika Literatura na Świecie. Spotkanie odbywało się w godzinach lekcyjnych, w auli, i uczestniczyli w nim, zdaje się, wszyscy uczniowie. Przynajmniej klas starszych. Była tam ich grubo ponad setka. Po wykładzie mieliśmy czas na dyskusję, w której uczestniczyłem ja i Ola. Ktoś trzeci coś tam jeszcze bąknął.
Redaktor na koniec powiedział, że tacy ludzie jak my – mają szansę zostać kimś. Stan binarny „1”.
Nie wiem, kim jest dzisiaj Ola. Na pewno jest wysoka, bo i wtedy była.
A ja jestem kimś. Czyli nikim. Stan binarny „0”.
Ale zdarza się, że mam zupełnie prosty, prostacki wręcz i tani sposób, by stać się absolutnym oryginałem. Stan binarny „1”.
Wystarczy na przykład 31 grudnia wieczorem, ubrać się w nowoczesne, termoaktywne ciuchy z Lidla i przebiec po mieście np. 12 km. Chociaż da radę dla efektu i 2.
Mamy wtedy zapewnione poczucie absolutnej indywidualności swoich działań. A spojrzenia przechodniów w płaszczach skrywających kreacje, przechodniów zmierzających w miejsca, gdzie dokona się akt przetańczenia całej, szalonej nocy, jedynej w roku… – te spojrzenia są bezcenne.
Nikt w promieniu 50 km nie wpadnie na podobny pomysł. Stan binarny „0”. Te 30-60 minut biegu daje nam więc taki ładunek poczucia własnego szaleństwa, że ani nie musimy przetańczyć całej nocy, ani zrywać brutalnie pępowiny z matrixem. Za pomocą przedawkowania etanolu.
I dlatego właśnie obudziłem się w ten Nowy Rok w doskonałej formie. Czyli tak, jak życzył oryginalnie rodakom pan Premier.
W miniony sylwestrowy wieczór, za oryginalne uznać można było również służby drogowe, których zwyczajnie nie było. Stan binarny „0”.
I dobrze, bo przecież taki pług, czy piaskarka – pojazdy wielkie i kanciaste – mogłyby stanowić poważne zagrożenie dla kierowców, gdyby w ewentualnym poślizgu, w coś podobnego wyrżnęli na zakręcie.
W jakimś lokalnym publikatorze, przed świętami, przeczytałem ogłoszenie, że gdzieś w mieście odbędzie się Spotkanie Klubu Podróżnika, podczas którego obieżyświat i wagabunda opowie o tym, jak wszedł na pewną górę. Znam tę górę. Na jej szczyt można wjechać taksówką i zdziwiło mnie to trochę, bo wydawało mi się, że podróżnik tym się różni od turysty, że dociera w miejsca, do których się taksówkami, ani tramwajem raczej dotrzeć nie da. Ale czasy mamy binarne. 0/1. Dziś jesteś, jutro Cię nie ma. I coś z tym trzeba robić. Choćby wykupując wycieczkę w biurze podróży dla singli (opcja: zdobycie wielkiej góry 25 EU płatne na miejscu u przewodnika).
Logika i semantyka są dziedzinami, które działają jako filary nauki, która zbudowała dzisiejszą cybererę.
Nie ma natomiast żadnego powodu, aby dziedziny te miały mieć wpływ na zawartość potoku informacji.
Więc turysta może być podróżnikiem, albo nawet odkrywcą. Bo przecież nikt nikomu nie broni odkrywać coś, choćby dla siebie samego. Nawet we własnych portkach.
Przypomniało mi się tedy, jak chyba z 10 lat temu, zadzwonił do mnie ktoś z dyrekcji szkoły podstawowej im. Jerzego Kukuczki w Ocicach, z pytaniem czy poopowiadałbym dzieciom o wspinaczce. Bo ja się troszkę wspinałem. W Tatrach, Alpach, paśmie Velebitu. I ja odpowiedziałem, że ja za cienki jestem w te klocki zawodnik, żeby dzieciom opowiadać o wspinaniu. Szczególnie w szkole noszącej imię faceta, który za komuny zrobił bez tlenu Koronę Himalajów! I głupi odmówiłem. Mogłem być bohaterem 10-latków. A tak, znów stan binarny „0”
Każdy może jednak gadać co chce. Tak, jak na przykład pan premier, który życzył Polakom, aby po Sylwestrze nie mieli kaca (polecam tekst na blogu p. Małgorzaty), czy jak pan z PO, lubelski znawca Gombrowicza, który Prezydentowi RP życzył trzeźwości i zdrowia.
Więc i ja wszystkim Czytelnikom Bobrzan życzę w 2010 zdrowia, dobrego humoru i dystansu do rzeczywistości!
A że się uczę szybko – politykom Platformy Obywatelskiej wszystkich szczebli, jako rządzącym moim krajem, życzę:
trzeźwości od wódy i dragów, a także bezpiecznego dystansu do korupcji, złodziejstwa, nekrofilii, bicia kobiet i innych zboczeń.
O tak, myślę, że szanse kminka są duże… Zastanawiam się tylko, czy uda mu się pozostać biernym obserwatorem;)
Mnie też ;)
Ale warunek jeden: widownia inteligentna ;)
Myślę, że kminek ma szanse.
@kminek…. Widownia mnie nie deprymuje;)
@Althea, Joan – czy ja będe mógł tylko się przyglądać? Lubię patrzeć ;P
Joan, zapomniałam. Pewnie coś mi przyszło do głowy, a potem … zwyczajnie zapomniałam:) Moze o tę samą płeć? Bo z Tobą wydaje mi się bardzo możliwe realizowanie ukutego przez Was terminu:))
Pozdrawiam
@ Althea:
co znaczy „?” ?
@Joan
?
PS. Ale pięknie to wymyśliłyście! A doświadczenia z takiego „fuckingowania” są rzeczywiście niezapomniane:)
Altheo, z moją siostrą ukułyśmy nawet termin anglojęzyczny „intellectual fucking”, w wolnym tłumaczeniu „obcowanie (niekoniecznie cielesne) z osobnikiem o ponadprzeciętnej inteligencji”.
To jest dopiero doświadczenie !
Teraz właściwie zaczęłam się zastanawiać i doszłam do wniosku, że osobnik nie musi być płci przeciwnej : )
Pewnie, że się zmieniamy. Każde spotkanie, każda rozmowa, najmniejszy ruch w czasoprzestrzeni ma na nas wpływ. I żeby pozostać sobą w tym zmieniającym się świecie też trzeba ewoluować.
I wtedy nas „stan binarny” będzie zawsze wynosił 1:)
Wydaje mi się, że w natłoku wiadomości, w tych „rzygach informacyjnych” pozostanie sobą to jedyna obrona.
Bruner – lubię twoją inteligencję. Jesteś przykładem, że mozna szanować dziś kogoś za jego walory intelektualne:))
A mnie zawsze inspirował refren pewnego tekstu hiphopowego: Należy się zmieniać, by jakim jest się – pozostać.
Kasta – Wrocławska Premiera
Ale po co się zmieniać? Przecież każdy z nas jest jaki jest.
Do nas należy świat, a nie jego zmienianie:)
@Ciotka – Zmieniac swiat od siebie? Wszyscy politycy robia zupelnie odwrotnie, co dowodzi – ze to jedynie sloganik dla glupkow. Stonka i szaraczki maja zmieniac swiat zaczynajac od siebie. A politycy – swiat zmieniaja od przeciwnej strony. Biorac zwykle za to kilkukrotnosc wartosci pensji sredniej krajowej
Pomysłów na zmianę świata jest cały ocean internetu. A pomysłów jak mamy my się zmieniać brak zupełny. Bo jak chcesz zmieniać świat nie zmieniając siebie.Pozdrawiam na rok nowy.Gdzie zamiast baranków będą się pasły krowy.
@Zart – ale wszysto sie moim zdaniem zgadza. To „bycie kims” w 95% przypadków dokonuje się poprzez pieniądze.
„Pewnego razu opalającego się Diogenesa odwiedził sam Aleksander Wielki, który powiedział, że spełni jego każde życzenie. Na to Diogenes odparł, że jego jedynym życzeniem jest, aby Aleksander przesunął się nieco, bo zasłania mu słońce”.
Znacie kogoś, kto dzisiaj jest szanowany za swoje wybitne przymioty intelektualne?
Pod Budą
…a w telewizji jakiś młodzik
nie wiedzą diabli skąd się wziął
w zasadzie nic mu nie wychodzi
za to co chwilę krzyczy łoł!
Loł! Tok szoł
Ktoś przed kamerą spodnie zdjął
Nie wstydzi żadnej się rozmowy
i jest niezwykle kontaktowy
Loł ! Tok szoł
ktoś przed kamerą spodnie zdjął
powiedział ile razy może
i z kim od wczoraj dzieli łoże
Europejczyk a nie jakiś koł
Loł ! Tok szoł
A moja córka gdzieś w kąciku
nad ważnym się zadaniem poci
i nagle pyta mnie po cichu :
tatusiu co ta za idioci
więc myślę sobie głupia sprawa
zaczynam bredzić coś o pracy
wreszcie uczciwie odpowiadam
to nasi córciu są rodacy
Loł ! Tok szoł…..
A z pieniędzmi? Mam wrażenie, że niektórzy jeszcze większym „nikim”. Wstętne bubki szpanujące swoimi BMW albo najnowszymi modelami komórek. Koszmar.
Być może zabrzmi to górnolotnie, ale ja bez dzieci byłabym nikim. I tych prywatnych, i tych szkolnych. Bycie „kimś” to przecież istnienie dla kogoś, komu jest się potrzebnym. Zamknięcie się w przestrzeni „ja-ty” i udowodnienie, że jest to osoba najważniejsza na świecie.
No i umiejętność zdjęcia maski wtedy, gdy jest to niezbędne… Na przykład właśnie przy dzieciakach, które bezbłędnie wyczuwają emocje i fałsz.
Pozdrawiam niedzielnie:)
„Bez pieniędzy jestem nikim” – powiedział nam nasz ziomal, mieszkajacy od wielu lat w Niemczech.
Bruner – „nie bycie nikim” wydaje mi się sednem sprawy. Żeby nie być nikim ludzie potrafią zrobić naprawdę wiele.
I uważam, że wielu ludzi w zależności od sytuacji, wymagań otoczenia i innych okoliczności przyrody staje się kimś innym niż są w rzeczywistości. Zakładanie masek to przecież specyfika teatru (wprawdzie antycznego, ale zawsze), w którym gramy całe życie. Znasz takich, którzy tego nie robią? Bo ja nie…
@B – być kimś, to skrót myślowy – oznaczający: „nie być nikim”. Nie być anonimowym. Wyróżniać się w tłumie, populacji. Tak sobie kombinuję.
Czy każdy zawsze jest sobą? Z tym akurat twierdzeniem, to bym podyskutował. Bo znam ludzi, którzy w zależności od sytuacji życiowej, kontekstu, chwili, towarzystwa – bywają baaaardzo różni.
Jakby tak przeanalizować stwierdzenie „być kimś”…to nie ma ono sensu. Nawet jeśliby nam się udało otworzyć parasol w d…ie to i tak dalej będziemy sobą.
@Althea – Zdrówko!
Moim zdaniem, najwiekszym problemem nadchodzacych czasow bedzie zapanowanie nad informacyjnym Tsunami. Mysle, ze mozna bedzie niebawem wyliczyc ile przypada na srednią glowę GIGABAJTÓW informacyjnych rzygów miesiecznie. Zakladam, ze to bedzie objętość np. standardowych 10 plyt DVD po 4,7 GB na kazdej.
A ile z tej informacji ma realną wartość.
200 kilobajtów? Czyli 1/7 starej dyskietki?
Ja po tej stronie przeczuwam prawdziwy problem.
Ale masz rację z tym końcem i początkiem. Trochę mnie to deprymuje, jak mój siedmioletni syn łapie nowinki techniczne szybciej niż ja. Ale dumna jestem za to z mojej mamy, która posługuje się wszystkimi narzędziami komputerowymi z biegłoscią nastolatków:)
A co do idiotów w necie? Byli, są i będą. Tak, jak wszędzie.
Z tym, że picie do monitora ma minusy – nie poklepiesz kumpla po plecach:))
Zresztą, wolę posiedzieć w knajpie, niż przed kompem, jakoś tak mam. Chyba, że nie ma innej możliwości – kumple daleko na przykład. Wtedy skype jest the best:)
No to po maluchu;)
@Althea – picie do monitora jest fajoskie. Nawet zaliczyłem już nawet ze dwie imprezy via Skype z wideokonferencją w 4 osoby :)
A jesli chodzi o temat. W rozwój technologi informatycznych pakuje sie w tej chwili niebywale pieniadze. W samym 2008 roku rzady i koropracje wpakowaly w IT ponad 1,5 biliona dolarow.
To oznacza rewolucje. Koniec i poczatek wielu rzeczy i zjawisk. Koniec tradycyjnej telefonii, koniec plyt CD, prawdopodobnie koniec tradycyjnych gazet.
A to wszystko tez zmienia hierarchie wartosci w sferze zainteresowan, porzadan. To tez rewolucja zachowan. Wiele osob narzeka, ze idioci dominuja w internecie. Ale.. jak nie bylo internetu, to nie bylo idiotow?
Krzycza, ze pisza z bledami. Pisza glupio.
Ale internet zmusza tych ludzi i do CZYTANIA i do PISANIA. A to jednak juz pewien wysilek :)
Jak nie bylo netu, to ludzie w wielkich miastach nie byli wyalienowani i samotni?
No właśnie o to mi chodziło. To przecież jest kolekcjonowanie, a nie prawdziwe znajomości. Bo z kim się kiedyś napiją piwka? Chyba z monitorem…;)
Ależ ja się z Tobą zgadzam! Nie mam zamiaru się kłócić, bo mój pogląd na tą sprawę jest podobny.
Niebezpieczni są jednak ludzie, którzy nadużywają tej możliwej anonimowości sieciowej i wykorzystują naiwność innych.
Sama porozumiewam się z uczniami przez gg, a prace często przysyłają mi na maila. Bo dlaczego nie? Przecież to szybsze i wygodniejsze.
Ale mierzi mnie właśnie fakt podporządkowania wszystkiego netowi. Ktoś, kto „kolekcjonuje”, gromadzi znajomych, by potem chwalić się ilością.
To przecież narzędzie pracy – tak, jak kiedyś maszyna do pisania:)
P.S.
Pewnie, że mogę się byle jak przedstawiać i wymyślać bajki o swoim zawodzie, ale łatwiej robić to w necie, niż twarzą w twarz:))
@Althea – co wlasciwie znaczy ta ilość znajomych? To rodzaj zabawy, gry. Znam mlodego chlopaka, ktory na NK ma 498 znajomych (stan sprzed 10 minut). A w weekendy zamecza mnie, zebym wymyslil cos do roboty – niech to bedzie malowanie samochodu, czy rozkladanie na czesci starego silnika. Bo on sie smiertelnie nudzi. I nie ma sie z kim spotkac, pogadac. I w tym wypadku mamy moze do czynienia z wirtualnoscia pewna. Bo ci jego znajomi w liczbie pol tysiaca – sa warci realnie tyle, co bycie milionerem podczas gry w Monopoly.
@Althea – podstawową sprawą jest zaprzestanie fetyszyzowania technologii. 30 lat temu tez można by było np. utożsamiać kogos z numerem telefonu. Nie ma czegos takiego jak swiat wirtualny. Ten swiat jest tak samo rzeczywisty jak gadanie przez telefon – ktorego nikt nie utozsamial nigdy z jakas wirtualnością. Jeśli ktoś za pomocą narzędzi sieci zmienia czy maskuje tożsamość – to nie jest żadna wirtualność. To jest udawanie kogo innego, kłamanie, hochsztaplerka. Tu sie nic nie dzieje wirtualnie. Możesz spotkać kogoś na spacerze i udwać, ze jesteś strazakiem, albo dowodca lodzi podwodnej. Mozesz mowic, ze nazywasz sie Hermenegilda Brown i jestes tu przejazdem w podrozy do Zanzibaru. Czy to jest jakas wirtualnosc?
@kminek
Jestem, wyobraź sobie, chociaż nie wiem, po co. Ale, jeśli nie wiesz, to Ci mówię, teraz wartość człowieka mierzy się w ilości znajomych…Wiem to od moich dzieciaków z klasy.
Przyznaję też – trudno by mi było obecnie żyć bez gg i skype’a. Dziecko współczesności:(
Gdzieś mi się plącze jeszcze jakaż sprytna, błyskotliwa odpowiedź, ale nie chce mi się jej teraz szukać i artykułować. Sorki, sobota wieczór:)
@Althea – Nie ma Cię na Naszej Klasie – znaczy, że nie żyjesz :)
Ha! Czyli bycie „kimś”, czyli istnienie w świecie – posiadanie konta na nk, facebooku, numeru gg i loginu skype… Jak najwięcej znajomych tamże. Cholera człowieka bierze. A jeśli ktoś chce po prostu być? Mieć sobie swoich znajomych, ale nie 1556 w profilu na portalu. Nie szukać na siłę znajomosci, by wymienić się gadulcem…
…. Pozdrawiam serdecznie
W feierwerkach wystrzelono miliony
Mamy świadectwa racjonalizmu w szaleństwie witania nowego roku: organizuje się mianowicie (choć sporadycznie) noworoczne zawody sportowe.
Oby taka innowacja zastąpiła tradycję, która jest nieco patologiczna. – Polega na jedzeniu, piciu i paleniu, a także konkurowaniu w bezproduktywnym, krzywdzących naszych czworonożnych przyjaciół, odpalaniu milionów w postaci feierwerków.
Bezdomnych i pogubionych w „liberalnej” „demokracji” potraktowano, jak zwykle – jałmużną.
Aby się tak nie podniecać obowiązującym kalendarzem, proponuję wzorem francuskich rewolucjonistów zreformować kalendarz, przyjąć za rok zero koniec głupoty wojen światowych – rok 1945. – Mielibyśmy wtedy rok 65 nowej ery antyidiotów.
@Althea – myślałem nawet, że może pojęcie „bycia kimś” nie jest już aktualne. Ale mam dla Ciebie definicję :)
http://tinyurl.com/byckims
Piszesz Bruner: „Żyjemy w czasach krzemowych i globalnych. Czasach telefonów fotograficznych i fotoaparatów telefonicznych. Czasach intersieci. Czasach binarnych karier. Zero, jeden, zero. Dziś jesteś, jutro Cię nie ma.”
– Jest o wiele gorzej, bo nie jest to proroctwo, a potwierdzone faktami przekonanie, że żyjemy w nowym średniowieczu (Roberto Vacca: „Średniowiecze puka do naszych wrót”). Wszakże innych przyczyn skutkiem był upadek Cesarstwa Rzymskiego w latach 1000 – 1200 niż kryzys imperium globalnego naszych czasów. Tragiczne jest jednak to, że procesy w naszych czasach uległy fantastycznemu przyśpieszeniu: to co przed wiekami trwało wieki, obecnie dokonuje się w ciągu kilku lat. Centralnym obszarem świata nie jest basen Morza Śródziemnego po Ren i Dunaj a cała planeta. Cesarstwo Rzymskie – obszar wielkiej międzynarodowej władzy państwowej legło w gruzach wskutek administracyjnego skomplikowania pod naporem barbarzyńców i nowych idei. Świat łaciński wszedł w okres kryzysu gospodarczego i niewydolności władz.
To, co się dzieje na naszych oczach – kryzys, niepewność, konflikt cywilizacji wymiata ze sceny liberalnych biznesmenów, podobnie jak kiedyś Rzymianina. Dzieje się tak za sprawą wielkich korporacji, które redukując biznesmenów na 0 – same uległy degradacji, a usiłując powstrzymać ten proces kreatywną księgowością – zachwiały władzą centralną. Rządy już tylko formalne mogą aprobować decyzje peryferyjne. Uwiąd demokracji ilustruje się całkowitym oderwaniem parlamentów od elektoratu – stan binarny 0. Pozostaje suma inicjatyw oddolnych – stan binarny 1, która ma się nijak do środków marnotrawionych przez władze centralne. środek struktury społecznej pustoszeje – władza rozmywa się w grze partykularnych interesów Rycha i Zbycha. Kontrolę nad priorytetami społecznymi przejmują mgławicowe struktury pozarządowe, które opanowawszy parlamenty, alienują je od społeczeństw. W ten sposób powstają struktury feudalne różnej proweniencji, posiadające zasoby materialne, własne armie, własne twierdze na prowincji . – Miasta opanowane przez biedotę, imigrantów, zatrute atmosferycznie i odpadami, niewydolne komunikacyjnie – upadają. Biedota miast i wsi musi zadowolić się rakotwórczą żywnością i badziewiem globalnej wioski made In China. Mógłbym tak dalej kontynuować tą wizję, ale właśnie czuję, że osiągam stan binarny 0. Do usłyszenia przy 1 Bruner – Pozdrow!
Aha, a zapomniałam zapytać: co to znaczy być „kimś”? Macie jakąś definicję?
Bruner, ale o tym, czy nasz stan binarny wynosi „0” czy „1” decydujemy chyba my sami, co? Chociaż ostatnio wydaje mi się, że pewne zachowania wymusza na nas społeczeństwo:(
Moim zdaniem jednak, jeśli ktoś ma poczucie własnej wartości, to żadna presja społeczna nie będzie dla niego straszna.
Bo rzeczywiście – pobiegać po mieście, zamiast iść na bal sylwestrowy.. no, no, bezcenne:)))
Dobrego Nowego Roku.