Moim marzeniem jest iść ulicami Bolesławca. Wokół czysto, schludnie. Domy w pastelowych kolorach. Dachy czerwienią się w słońcu. Ukwiecone okna i tarasy mienią się różnorodnością kompozycji. Spoglądam na kawiarniane ogródki, siedzących biznesmenów, którzy wysiedli niedawno na lądowisku Bolesławca. Przylecieli skontrolować stan kasy w swoich firmach. Są obrzydliwie bogaci. Ale dzięki temu, w Bolesławcu, nie pracuje tylko ten, który nie chce.
To wyborcze marzenie Piotra Romana (z czasów gdy starał się o pierwszą kadencję w fotelu prezydenta miasta) przypomniał właśnie portal Bolec.info w tekście pod tytułem W Bolesławcu jak w bajce. Nie, ten tytuł to nie kpina, to zupełnie na serio. To skutek poznania przez anonimowego autora tekstu planu rewitalizacji miasta. Cóż w tym planie bajkowego? Cytat:
fontanna z iluminowanymi drzewami liściastym, wokół centrum nowe planty z trawnikami, nowymi drzewami, chodnikami i ścieżkami. Wszystko z oświetlonym murem obronnym. – nowe dachy i elewacje budynków, wyremontowane i nowozbudowane podwórka z funkcjonalnymi placami zabaw wyposażonymi w huśtawki, zjeżdżalnie, karuzele i stoły do ping-ponga.
Jak w bajce… te iluminowane drzewa liściaste (iluminację iglastych przewidziano na trzecia kadencję), te stoły do ping-ponga (nie mylić z tenisem stołowym), te nowozbudowane podwórka i huśtawki, zjeżdżalnie i karuzele pełne emerytów i rencistów…
A tak na serio to za wielką kasę czekają nas wielkie estetyczne i funkcjonalne zmiany w naszym mieście. Zastanawiam się tylko nad tym, kto będzie z nich korzystał.
Krzysztof mieszka w Poznaniu, bo tutaj nie miał już co robić, bo aż takich fachowców nikt tutaj nie potrzebuje. Sławek myśli o Rzeszowie, bo tamto miasto się rozwija. Arek od lat siedzi we Włoszech, nie jest bogaty, ale tam jest normalnie. Patryk nie umawia się na robotę za pół roku, bo zakłada, że może go tutaj już nie być. I ma nadzieję, że go nie będzie. Monika siedzi w Anglii i już tam zostanie, bo nie musi klepać biedy pracując tak samo jak tutaj. Aśka z Niemiec już nie wróci, bo woli być tu gościem. Jacek siedzi w Kanadzie.
To promil, powyższy akapit mógłby być dziesięć razy dłuższy. Może mam pecha a może coś jest w tym, że spotykam ludzi mówiących i myślących o tym, żeby stąd uciekać. Mają, jak ktoś to subtelnie ujął, wewnętrzny rzyg, czasem na Polskę a czasem na to miasto. Nie uciekają za chlebem jak parę lat temu Polacy do Anglii, nie z biedy. Uciekają za innym życiem, za możliwościami, za pracą za prawdziwe pieniądze mające prawdziwą moc. Czasem z szacunku do samych siebie.
Czego mają dość? Braku perspektyw – to takie hasło wytrych, które mieści w sobie niezrealizowane ambicje, złość na głupią politykę, przerost umiejętności nad zapotrzebowaniem lokalnego rynku i tak dalej. Mieści w sobie także świadomość, że nawet dobrze zarabiając jak na tutejsze realia i tak nie są w stanie żyć spokojnie na przyzwoitym poziomie. Do tego dochodzi głód życia kulturalnego z prawdziwego zdarzenia, głód stworzenia dobrych warunków startu dzieciom, głód pracy.
Ten ostatni głód doskwiera czasem najmocniej. Bo nawet jeśli ta praca jest, to pracodawców mamy jak niemal wszystko w tym mieście – siermiężnych. Jeden cieszy się, że dostał właśnie drugą ratę pensji, inny – bo ma w umowie aż połowę tego, co zarabia. To skutek braku wyboru pracujących, czyli malutkiego rynku pracy. I skutek braku szacunku do pracowników.
W marzeniu Piotra Romana w Bolesławcu nie pracuje tylko ten, który nie chce.
W rzeczywistości pracy jest pełno, bo jak wynika z ogłoszeń każdy w Bolesławcu może zostać konsultantem oriflame, avon albo fm group.
Ktoś kiedyś powiedział, że gdyby pluskwy świeciły jak świetliki to Moskwa byłaby Las Vegas.