Gabi z Gotowych na wszystko czyli Zdesperowanych kur domowych kolejny raz jest bogata. Przyprowadza córkę do kościelnej jadłodajni dla ubogich. Aby rozpieszczone dziecko (ostatnie życzenie małej to łóżko z baldachimem) nauczyło się troszkę pokory i zobaczyło, że może być gorzej. To czego Gabi chce uczyć córkę, do niej samej nie dociera.
Ale w jadłodajni Gabrielle Solis spotyka dawną przyjaciółkę, u której bywała na przyjęciach popijając przy tym kawę z filiżanek od Tiffany’ego.
Przyjaciółka nie jest wolontariuszką, przyszła zjeść, bo jest na dnie.
Gabi szuka przyczyny upadku koleżanki. Alkohol? Hazard? Coś być musi, bo przecież wydaje jej się niemożliwe, aby ktoś stał się biedny nie ze swojej winy. Przy kolejnym spotkaniu pyta i dowiaduje się, że choroba i śmierć męża, które zjadły majątek i ubezpieczenie zaprowadziły kobietę do jadłodajni dla ubogich. Przypadek, los, zbieg okoliczności.
Sytuacja serialowa, bo rzeczywistej poniekąd podobnej opisać nie mogę i nie powinienem. Ale zdarza się nam spotykać ludzi, którzy byli na górze. Na wierzchołku materialnym, wierzchołku kariery, wierzchołku osobistym. Przynajmniej tak ich swego czasu postrzegaliśmy, być może tylko dlatego, że my byliśmy wtedy niżej?
A potem spotykamy kogoś takiego i robi nam się głupio, kiedy pomyślimy, że może być zwyczajnie głodny. Nie hazard, nie narkotyki, nie alkohol, nie przestępstwo. Po prostu zbieg zdarzeń, pech i jakiś drobny błąd przed laty poprowadziły w dół.
Nieprzyzwyczajenie do zależności od innych w ludziach przecież pozostaje, podobnie jak duma.
I tak głupio wtedy pożegnać się i wsiąść do swojego nowego auta albo pójść na zakupy i wywalić stówę na kolejne byle co.
Idą święta.Obrastamy w paczki zakupy prezenty gadżety upominki michy z żarciem telewizory piloty fotele duperele – każdy ersatz dobrobytu wystarcza, aby poczuć się lepiej.
A wszystko to jest identycznie trwałe jak numer telefonu na pudełku od zapałek.
—————————————————————————-
Cytat pochodzi z Wiersza Parasolki Marcina Świetlickiego.