bobrzanie.pl – to co istotne w Bolcu, Bolesławiec, informacje, blogi, sport, rozrywka, humor, imprezy, wideo

188 dni i nocy

Nie czytałem Samotności w sieci. Jeśli dodamy do tego brak konta na Naszej Klasie, Fejsbuku, Goldenlajnie i innych takich kolekcjach osobliwości to zgadzam się z tezą, że zasłużyłem na ekskomunikę i odebranie mi obywatelstwa polskiego.

Nie czytałem romansu Janusza Leona Wiśniewskiego wbrew modzie, a potem mi przeszło. Wróciło na chwilę po filmie Chyry i Cieleckiej, ale znów przeszło, bo i filmu nie obejrzałem. I bardzo się cieszę, bo miałem okazję poznać Janusza Leona Wiśniewskiego w innej książce. I dzięki temu Samotności.. już chyba nie przeczytam.

188 dni i nocy to, przynajmniej w teorii, maile które wysyłali do siebie Małgorzata Domagalik i Janusz Leon. Zwykle, kiedy czytamy książkę dwojga autorów, to oboje tracą lub zyskują w oczach. Tutaj ona zyskuje, on – traci. Drastycznie rzecz ujmując: Jan Leon pani Małgorzacie nie dorasta i, zważywszy na wiek, może nie zdołać już dorosnąć.

Mój problem z odbiorem tej książki to brak zaufania do intencji, do pomysłu. Prywatne maile kobiety i mężczyzny, którzy godzą się na ich publikację za życia? Więc gdzie miejsce na jakąkolwiek intymność? Służbowe maile? Że popiszemy i se wydamy? Chyba to drugie bardziej, bo sztuczność tej korespondencji aż razi.

Problem Domagalik i Janusza Leona polega na tym, że oni są dla siebie zupełnie nieinteresujący. Nie ma między nimi odrobiny chemii, czegokolwiek, co poza gramatyką sugerowałoby jakąkolwiek odmienność płciową. Żeby kobieta i mężczyzna pisali do siebie coś ciekawego, pomijając kwestie służbowej wymiany myśli dwojga naukowców na temat istotny dla ludzkości, musi ich coś łączyć. Miłość, nienawiść, łóżko, zazdrość, albo przynajmniej przyjaźń. A tych dwojga, jak wynika z książki, nie łączy nic, poza sympatią. To jak listy poznanych na koloniach, którzy nigdy więcej się nie zobaczą. A przez to nie mają szans na jakąkolwiek formę konsumpcji znajomości, choćby intelektualną.

Może źle się wyraziłem: to Janusz Leon jest nieinteresujący dla pani Małgorzaty. Zainteresowanie w drugą stronę jest.

Małgorzata Domagalik w tej sytuacji daje jakoś radę. Kobieta w końcu wytrzymała niejedno to i te maile wytrzyma. Choć niejednokrotnie miałem wrażenie, że odpisuje Januszowi Leonowi zmuszona jakąś umową, ustaleniami. Że siadała do komputera, widziała mail od Janusza Leona i myślała ze zgrzytem znowu? Nadinterpretacja? Czy można dużo mniejszą objętość maili pani Małgorzaty wytłumaczyć tylko tym, że lepiej włada piórem? Janusz Leon napisał 3/4 tej książki.

Ale nie dziwię się mądrej kobiecie, która zorientowawszy się, że umówiła się na randkę z nudziarzem trzyma fason i udaje, że się dobrze bawi. Dama i tyle.

Jan Leon jest naukowcem. Kocha statystykę i popkulturę. Jedno pozwala mu zrozumieć drugie, albo na odwrót. Problem w tym, że nie zachowuje tych fascynacji dla siebie. Problem również w tym, że traktuje czytelnika (niby panią Małgorzatę, ale nie bądźmy głupcami, bo Janusz Leon pisze do czytelników) jak idiotę. Wyobraźcie sobie, że wspominając hrabiego Monte Christo musi napisać kim hrabia był. Co prawda wspominając Zbigniewa Herberta, nie pisze, że to polski poeta. Ale Herberta w swoich mailach nie wspomina i to wiele tłumaczy.

Jan Leon tłumaczy na przykład, że jedna z gazet będących jego inspiracją, niemiecki Bild (na co dzień Jan Leon mieszka w Niemczech), to taki ichni Fakt. Kiedy Janusz Leon pisze to po raz pierwszy, myślę sobie: no nie wie, że nie jestem głupi bo i skąd ma wiedzieć. Nie wiem, co pomyślała Małgorzata Domagalik, ale Jan Leon wyjaśnia czym jest Bild jeszcze dwukrotnie. Robiący redakcję tej książki, gdzie byliście?

Podobnie jest z liczbą maili, które dostał po napisaniu Samotności w sieci – 17 000 – nie da się nie zapamiętać powtarzanej informacji.

Tak, tak, to kokieteria. Pani Małgorzata, która pewnie kokietowałaby, gdyby obiekt się znalazł, gdyby warto było tego środka używać (jakoś trudno wątpić w jej talenty w tym zakresie). Janusz Leon, który kokietuje niezręcznie pisząc choćby o tym, że on nie Judym, ale na prowincji uczy choć uczył w Newyorku.

I rzecz ze 188 dni i nocy najdrastyczniejsza – niesłuchanie. Trudno mi odepchnąć od siebie wrażenie, że oni oboje  w wielu wypadkach nie czytali maili, na które odpisywali. Troszkę jak w Kwartecie na czterech aktorów Schaeffera , kiedy każdy z czterech opowiada swoją historię, niby intonacją i wtrąceniem w cudzą pauzę nawiązując do wypowiedzi towarzysza, ale tematem idąc w zupełnie inne przestrzenie. Cel – kakofonia. Tutaj kakofonia myśli, omówień, cytatów, uwag (od płyciutkich po mniej płytkie), spostrzeżeń i porażającej liczby streszczeń od Monte Christo począwszy – na Bildzie skończywszy.

Oczywiście książka nie jest godna takiego potępienia w czambuł. Są w niej perełki, takie jak to zdanie: Ucz się, abyś nigdy nie musiał zostać politykiem. Tyle, że to słowa ojca Janusza Leona.

————————————————————————

Janusz Leon Wiśniewski, Małgorzata Domagalik
188 dni i nocy

wydawca:
Czarna Owca
Warszawa 2005

P.S.

Książkę dostałem w prezencie i bardzo przepraszam darczyńcę (darczyńczynię?) za to, co napisałem powyżej.

Exit mobile version