gru 10, 2009
2014 Wyświetleń
4 0

188 dni i nocy

Napisany przez

Nie czytałem Samotności w sieci. Jeśli dodamy do tego brak konta na Naszej Klasie, Fejsbuku, Goldenlajnie i innych takich kolekcjach osobliwości to zgadzam się z tezą, że zasłużyłem na ekskomunikę i odebranie mi obywatelstwa polskiego.

Nie czytałem romansu Janusza Leona Wiśniewskiego wbrew modzie, a potem mi przeszło. Wróciło na chwilę po filmie Chyry i Cieleckiej, ale znów przeszło, bo i filmu nie obejrzałem. I bardzo się cieszę, bo miałem okazję poznać Janusza Leona Wiśniewskiego w innej książce. I dzięki temu Samotności.. już chyba nie przeczytam.

188 dni i nocy to, przynajmniej w teorii, maile które wysyłali do siebie Małgorzata Domagalik i Janusz Leon. Zwykle, kiedy czytamy książkę dwojga autorów, to oboje tracą lub zyskują w oczach. Tutaj ona zyskuje, on – traci. Drastycznie rzecz ujmując: Jan Leon pani Małgorzacie nie dorasta i, zważywszy na wiek, może nie zdołać już dorosnąć.

Mój problem z odbiorem tej książki to brak zaufania do intencji, do pomysłu. Prywatne maile kobiety i mężczyzny, którzy godzą się na ich publikację za życia? Więc gdzie miejsce na jakąkolwiek intymność? Służbowe maile? Że popiszemy i se wydamy? Chyba to drugie bardziej, bo sztuczność tej korespondencji aż razi.

Problem Domagalik i Janusza Leona polega na tym, że oni są dla siebie zupełnie nieinteresujący. Nie ma między nimi odrobiny chemii, czegokolwiek, co poza gramatyką sugerowałoby jakąkolwiek odmienność płciową. Żeby kobieta i mężczyzna pisali do siebie coś ciekawego, pomijając kwestie służbowej wymiany myśli dwojga naukowców na temat istotny dla ludzkości, musi ich coś łączyć. Miłość, nienawiść, łóżko, zazdrość, albo przynajmniej przyjaźń. A tych dwojga, jak wynika z książki, nie łączy nic, poza sympatią. To jak listy poznanych na koloniach, którzy nigdy więcej się nie zobaczą. A przez to nie mają szans na jakąkolwiek formę konsumpcji znajomości, choćby intelektualną.

Może źle się wyraziłem: to Janusz Leon jest nieinteresujący dla pani Małgorzaty. Zainteresowanie w drugą stronę jest.

Małgorzata Domagalik w tej sytuacji daje jakoś radę. Kobieta w końcu wytrzymała niejedno to i te maile wytrzyma. Choć niejednokrotnie miałem wrażenie, że odpisuje Januszowi Leonowi zmuszona jakąś umową, ustaleniami. Że siadała do komputera, widziała mail od Janusza Leona i myślała ze zgrzytem znowu? Nadinterpretacja? Czy można dużo mniejszą objętość maili pani Małgorzaty wytłumaczyć tylko tym, że lepiej włada piórem? Janusz Leon napisał 3/4 tej książki.

Ale nie dziwię się mądrej kobiecie, która zorientowawszy się, że umówiła się na randkę z nudziarzem trzyma fason i udaje, że się dobrze bawi. Dama i tyle.

Jan Leon jest naukowcem. Kocha statystykę i popkulturę. Jedno pozwala mu zrozumieć drugie, albo na odwrót. Problem w tym, że nie zachowuje tych fascynacji dla siebie. Problem również w tym, że traktuje czytelnika (niby panią Małgorzatę, ale nie bądźmy głupcami, bo Janusz Leon pisze do czytelników) jak idiotę. Wyobraźcie sobie, że wspominając hrabiego Monte Christo musi napisać kim hrabia był. Co prawda wspominając Zbigniewa Herberta, nie pisze, że to polski poeta. Ale Herberta w swoich mailach nie wspomina i to wiele tłumaczy.

Jan Leon tłumaczy na przykład, że jedna z gazet będących jego inspiracją, niemiecki Bild (na co dzień Jan Leon mieszka w Niemczech), to taki ichni Fakt. Kiedy Janusz Leon pisze to po raz pierwszy, myślę sobie: no nie wie, że nie jestem głupi bo i skąd ma wiedzieć. Nie wiem, co pomyślała Małgorzata Domagalik, ale Jan Leon wyjaśnia czym jest Bild jeszcze dwukrotnie. Robiący redakcję tej książki, gdzie byliście?

Podobnie jest z liczbą maili, które dostał po napisaniu Samotności w sieci – 17 000 – nie da się nie zapamiętać powtarzanej informacji.

Tak, tak, to kokieteria. Pani Małgorzata, która pewnie kokietowałaby, gdyby obiekt się znalazł, gdyby warto było tego środka używać (jakoś trudno wątpić w jej talenty w tym zakresie). Janusz Leon, który kokietuje niezręcznie pisząc choćby o tym, że on nie Judym, ale na prowincji uczy choć uczył w Newyorku.

I rzecz ze 188 dni i nocy najdrastyczniejsza – niesłuchanie. Trudno mi odepchnąć od siebie wrażenie, że oni oboje  w wielu wypadkach nie czytali maili, na które odpisywali. Troszkę jak w Kwartecie na czterech aktorów Schaeffera , kiedy każdy z czterech opowiada swoją historię, niby intonacją i wtrąceniem w cudzą pauzę nawiązując do wypowiedzi towarzysza, ale tematem idąc w zupełnie inne przestrzenie. Cel – kakofonia. Tutaj kakofonia myśli, omówień, cytatów, uwag (od płyciutkich po mniej płytkie), spostrzeżeń i porażającej liczby streszczeń od Monte Christo począwszy – na Bildzie skończywszy.

Oczywiście książka nie jest godna takiego potępienia w czambuł. Są w niej perełki, takie jak to zdanie: Ucz się, abyś nigdy nie musiał zostać politykiem. Tyle, że to słowa ojca Janusza Leona.

————————————————————————

Janusz Leon Wiśniewski, Małgorzata Domagalik
188 dni i nocy

wydawca:
Czarna Owca
Warszawa 2005

P.S.

Książkę dostałem w prezencie i bardzo przepraszam darczyńcę (darczyńczynię?) za to, co napisałem powyżej.

Kategorie:
Łętowski · recenzje
https://bobrzanie.pl/kategoria/blogi/letowski/

Fotograf (bernardletowski.pl), bloger, lekko emerytowany dziennikarz.

Komentarze do 188 dni i nocy

  • Pani Małgosia jest cała jakaś sztuczna. Niby ładna, niby ciepły, delikatny głos, a jednak coś brakuje :)

    malaMi 23/01/2010 10:44 Odpowiedz
  • Gdyby ktoś chciał porównać moje wrażenia ze swoimi, to 188 jest teraz dodane gratis do PANI.

    Bernard 22/01/2010 14:21 Odpowiedz
  • @Baldur,
    dzięki za tę kontrrecenzję.
    W sumie my się ze sobą poniekąd zgadzamy:
    napisałeś: „teksty MD brzmią jak twór mężczyzny, wrażliwego, ale konkretnego i niezdolnego do obszernych wynurzeń na tematy zbyt luźno powiązane z twardością gruntu, po którym stąpa.”
    Dla mnie to potwierdza dystans i nieufność M.D. do tej całej korespondencji i niby prywatnej rozmowy publicznej. Myślę, że ona czuła sztuczność tej sytuacji.

    Bernard 10/12/2009 22:48 Odpowiedz
  • Słuchałem kiedyś audycji radiowej z udziałem pani D. W dużej mierze były to rozmowy z czytelnikami na tematy damsko-męskie. Zdarzył się interlokutor męski, dość wyszczekany, który lekko panią redaktor zagonił w róg. Pani redaktor wtedy zapytała: „czy pan wie jak ja wyglądam?” Czytelnik odpowiedział, że nie. I tu się wymiana zdań zakończyła, bo ten wygląd dziennikarki – zdaje się to miał być poważny atut tej w dyskusji. Wtedy już wiedziałem, że to idiotka.

    kminek 10/12/2009 19:43 Odpowiedz
  • Przyznaje bez bicia- ksiązki nie czytalem, ale dość kosmicznym i karkołomnie osobliwym wyczynem – jest dla mnie – korespondowanie z Pania Malgorzatą Domagalik i późniejsza wola wydania pokłosia – drukiem :-)
    Panią Małgosię i np Kazimierę Szczukę odbieram w kategoriach kobiet które maja w sobie tyle ciepła co Królowa Śniegu znana z basni Andersena.
    Te babeczki ( Kazia i Małgosia) są piekielnie bystre – jak na nasze showbussinesowe i medialne warunki, ale kreacje i figury wizerunkowe które dla siebie wytworzyły są ostatnimi na jakie byłbym łasy.
    Słusznie ktoś poniżej zauważył- Pani Małgorzata uosabia męski sposób rozumowania, wartościowania i argumentowania , wiec dla mnie pomysł na tę książkę jest wyjatkowo nieprawdziwy. Nie z tą kobietą…

    Julian 10/12/2009 18:48 Odpowiedz
  • O rany. Jakie to długie. Przepraszam – wyszła konrrecenzja. Pozdrawiam recenzenta.

    Baldur 10/12/2009 15:40 Odpowiedz
  • A to ciekawe, Bernard, otworzyłeś mi oczy na odmienność ludzkich charakterów:-) Ja też dostałem tę książkę w prezencie, zresztą w dość zaskakujący sposób (skoro stawiasz znak zapytania przy darczyńcy, -czyni, podejrzewam, że mogła nam książkę oferować ta sama osoba. Swoją drogą interesujące ze statystycznego punktu widzenia, czy to możliwe, skoro ja nie znam osobiście Bernarda, a on mnie.)
    Revenons a nos moutons. Czytając tę książkę, miałem odwrotne nieodparte wrażenie – o wyższości J.L.W. nad Panią M.D. Wydawało mi się, że chochlik w redakcji czy drukarni zamienił teksty obojga. To, co pisze JLW i to, JAK pisze, mogłaby przekazywać moim zdaniem empatycznie uzdolniona, mądra kobieta. I odwrotnie: teksty MD brzmią jak twór mężczyzny, wrażliwego, ale konkretnego i niezdolnego do obszernych wynurzeń na tematy zbyt luźno powiązane z twardością gruntu, po którym stąpa.
    Dla objaśnienia ewentualnych wątpliwości z góry powiem – nie mam zbytniej atencji do MD po obejrzeniu dwóch odcinków programu, którego w tvn jest gospodynią. JLW jest mi natomiast zupełnie obojętny, nie zachwycałem się „Samotnością..” ani w wydaniu literackim, ani ekranowym.
    Zgadzam się, że w „188 dni i nocy” JLW niepotrzebnie bywa mentorem, tłumaczy oczywistości itd., ale tego, że przykładał się bardziej niż MD do korespondencji, nie da się nie zauważyć. Nie tłumaczyłbym tego tylko jego zainteresowaniem interlokutorką i brakiem tegoż samego z jej strony. Według mnie chodzi w ogóle o powagę podejścia do tego, czego się człowiek podejmuje. MD odpowiada zwięźle – zbyt zwięźle, jak na prywatną korespondencję, na której komuś zależy -spłyca często temat, a jej spostrzeżenia o rzeczywistości rażą mnie „męskością”.
    Jeśli brak emocji w korespondencji jest dla Althei wadą, to zauważam, że to MD jest mniej emocjonalna niż mężczyzna, burząc tym samym mit o tym, że to kobiety są bardziej w tym względzie zaopatrzone przez naturę.
    Nie można natomiast uznać za zarzut tego, że oboje Państwo piszą często tak, jakby nie czytali maila, na który odpowiadają. Korespondencja tego rodzaju to nie buissnessmailing. Dobrze, że pisze się o tym, co w danym momencie nas porusza, co jest dla nas ważne. Wzbogaca to przekaz, wprowadza nowe wątki, jest kreatywne dla odbiorcy. Jeśli ten odbiorca oczywiście równie poważnie podchodzi do epistolograficznych wyczynów.
    Ogólnie oceniam tę książkę na plus – może dlatego, że nasunęła mi myśl o czasach, kiedy ludzie siadali przy sekretarzyku i pisali piękne, mądre, przejmujące listy do swoich Przyjaciół, a potem parę tygodni czekali na odpowiedź, mając czas na przemyślenie swoich Myśli.
    Zachęcony pierwszą książką, sięgnąłem też po kolejną „Między wierszami”. Niestety, w tej drugiej to już dokładnie wiedzieli, że maile ujrzą światło dzienne. I o ile nie wpłynęło to negatywnie na jakość listów JLW, to MD jeszcze spłyciła swoje.
    A może jestem niesprawiedliwy i MD – jako wrażliwa kobieta – nie umiała i nie chciała udawać atmosfery intymności i zainteresowania partnerem…

    Baldur 10/12/2009 15:39 Odpowiedz
  • Zapomniałam i teraz, dzięki Sławkowi, sobie przypomniałam. Jeśli się nie lubi Wiśniewskiego, powinno się przeczytać jego zbiór opowiadań „Arytmie”. Rewelacja.:)

    Althea 10/12/2009 14:10 Odpowiedz
  • A co, jeśli wolno spytać? Poleć coś dobrego:)
    Mam nadzieję, że się obruszyłeś z powodu „malkontenta”;)

    Althea 10/12/2009 08:19 Odpowiedz
  • Teraz czytam coś co mi się podoba, więc może będzie mniej malkontenctwa.

    Bernard 10/12/2009 08:11 Odpowiedz
  • Ja też nie czytałam „Samotności….” i nie uważam, żebym coś na tym straciła (teraz czekam na karcące uwagi od zachwyconych;)).
    Książka, o której pisze Bernard mogła być ciekawa. I tu, mimo, że uważam, iż Bernard ostatnio jest malkontentem:) – zgodzę się, że nie jest rewelacyjna. Przywołany przez niego „Kwartet…” to najlepsza ilustracja. Kakofonia.
    A zapowiadało się ciekawie. Pomysł był dobry na ksiażkę. Szkoda, ze wyzuta jest ona z wszelkich emocji.

    Althea 10/12/2009 08:03 Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

The maximum upload file size: 32 MB. You can upload: image, video, other. Links to YouTube, Facebook, Twitter and other services inserted in the comment text will be automatically embedded. Drop file here

Bobrzanie.pl
pl_PLPolish