W marcu zeszłego roku Bolesławiec zwrócił się do władz rosyjskich o zwrot eksponatów związanych z Michaiłem Kutuzowem, który zszedł z tego świata w budynku dzisiejszego Muzeum Ceramiki. Feldmarszałek miałby być lepiej wykorzystaną atrakcją turystyczną niż dotychczas. Nie chodziło o sentymenty bolesławian, którzy w podstawówce na wycieczkę do muzeum z cekaemem musieli pójść. Chodziło o cenne pamiątki z epoki napoleońskiej. Rosjanie obiecali pomoc i na tym na razie koniec.
Na początku lat dziewięćdziesiątych Rosjanie, wyjeżdżając z Polski i z Bolesławca, zabrali ze sobą eksponaty z muzeum. Muzeum tak ważnego w życiu miasta, że w czasach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej dyrektor placówki został honorowym obywatelem miasta.
Muzeum Kutuzowa było tak nieodłączną częścią miasta, jak rzeka Bóbr, a każdy mieszkaniec Bolesławca i okolic w szkole podstawowej musiał tu zawitać z wycieczką szkolną. Kutuzow był zresztą w tym muzeum dużo mniejszą atrakcją niż karabiny z II Wojny Światowej.
Do dziś feldmarszałek, uważany nieco na wyrost za pogromcę Napoleona, budzi szacunek. U sąsiadów. Kilka lat temu wycieczka ukraińskich harcerzy składała kwiaty pod bolesławieckim pomnikiem feldmarszałka.
Fascynować może też piarowski zabieg radzieckiej propagandy, która vipa carskiej Rosji umiała zaangażować do propagandy Kraju Rad. Carska armia przodków proletariuszy jako pogromca kiełkującego kapitalizmu nacierającego z Zachodu w kieszeniach Francuskich żołnierzy? Armia Czerwona jako spadkobierca tradycji pogromców Napoleona? Czemu nie? Popatrzcie na bramę na Cmentarz Kutuzowa – z jednej strony czerwonoarmista, z drugiej – wojak z gatunku tych gromiących cesarza Francuzów. Choć trzeba przyznać, że ten drugi wyobrażony w estetyce raczej socrealistycznej, aby do pierwszego pasował.
Jakieś dwa lub trzy lata temu Kutuzow wzbudził w Bolesławcu negatywne emocje. Kilku młodych ludzi z jakiejś prawicowej młodzieżówkowej efemerydy wymyśliło, że nazwa ulicy Kutuzowa jest nieprawomyślna i trzeba ją zmienić. Na szczęście nikt tego poważnie nie potraktował.
Trochę mi żal, że nie znalazła zwolenników inna dziwna myśl krążąca po Bolesławcu, gdy pomnik Kutuzowa remontowano – żeby wrócił do Rynku w miejsce, gdzie stał pierwotnie. Byłoby to nawet zgodne z nową tradycją wędrujących pomników, kształtującą się w naszym mieście (Jezus, przyjaciel dzieci stojący na placu Zamkowym trzykrotnie zmieniał lokalizację, a wagonik górniczy stojący dziś przed policją, uciekł tam z okolic Bolesławieckiego Ośrodka Kultury).
Polskie niechęci do Kutuzowa wynikają chyba z mylnego przekonania, że nasi ówcześni sojusznicy traktowali nas z mniejszym cynizmem niż nasi wrogowie, a do tych drugich zalicza się Michaił Kutuzow.
Taki fragmencik wspomnień Philippe Paula de Segura, adiutanta Napoleona, fragmencik, który mi od lat siedzi w głowie:
Opodal Kowna kozacy zburzyli na Wilii most, uniemożliwiając tym samym przejście korpusowi Oudinota. Napoleon zirytowany nieoczekiwaną przeszkodą, lekceważąc ją tak, jak lekceważył wszystko, co stawało mu na zawadzie, rozkazał szwadronowi Polaków przebyć wpław rzekę. Bez wahania skoczyli dzielni żołnierze w spienione nurty.
Początkowo płynęli szeregami, niebawem jednak, gdy zdwoiwszy wysiłki znaleźli się na głębinie, zniosła ich fala. Przestraszone konie, szarpiąc się, na próżno usiłowały walczyć z wartkim prądem. Jeźdźcy dobywali ostatka sił, by dopłynąć i rozkaz spełnić, lecz wkrótce i oni również zanurzali się coraz bardziej, coraz widoczniej szli na dno. Nieuchronną była ich zguba, lecz że na ojczystej ginęli ziemi, za sprawę wspólnej Matki, za jej zbawcę, więc zwróciwszy nadludzkim wysiłkiem głowy w stronę Napoleona, z okrzykiem: „Niech żyje cesarz!” — zniknęli pod wodą. Trzej zwłaszcza okrzyk ten powtórzyli kilkakrotnie, nim pochłonęła ich wzburzona topiel. Tysiące oczu spoglądało na nich ze zgrozą i uwielbieniem.
Co się tyczy Napoleona, to wydał wprawdzie szybko i z całą precyzją odpowiednie polecenia i zarządził akcję ratunkową, nie znać było jednak na nim żadnego wzruszenia: albo tak umiejętnie panował nad sobą, albo podczas wojny uważał wszelkie wzruszenia za karygodny objaw słabości, albo wreszcie przewidywał większe nieszczęścia, wobec których niczym była utrata jednego szwadronu.
Kutuzow też specjalnie sympatycznym człowiekiem nie był, a opinie o nim bywają mało pochlebne. Generał Marian Kukiel napisał:
Sybaryta i rozpustnik, pozbawiony wszelkich zalet żołnierskich, ale z natury ostrożny i przebiegły.
Nic to jednak przy opinii hrabiego Aleksandra Langeron, francuskiego emigranta w służbie rosyjskiej.
Trudno chyba bardziej być rozumnym od księcia Kutuzowa i posiadać jednocześnie mniej charakteru, umieć łączyć chytrość ze zręcznością, tak małe zdolności z brakiem poczucia moralnego. Przy tym niezwykła pamięć, duże wykształcenie, uprzejmość i elokwencja, nieco sztucznej dobroduszności, oto dodatnie cechy Kutuzowa. Natomiast wyłaziły z niego niepohamowana gwałtowność i chamstwo, gdy unosił się gniewem lub gdy mógł kogo potraktować z góry, za to umiał się mistrzowsko płaszczyć przed wybrańcami łaski carskiej; należy do tego jeszcze dodać skrajny egoizm i rozwiązłość oraz bezceremonialność w zdobywaniu pieniędzy, a będziemy mieli pełny obraz tego bitego lenia, któremu było zawsze wszystko jedno – napliewat!
No cóż, nie my sobie wybieraliśmy, kto umarł w naszym mieście, zanim było nasze. Ale możemy, nawet z niechęcią do postaci, wziąć na niej odwet wykorzystując ją dziś do promocji. Wykorzystując bez czekania na wsparcie Rosji.
Mam wrażenie, że potencjał promocyjny obecności epoki napoleońskiej w Bolesławcu na razie dostrzegło tylko nasze muzeum, które ma ograniczone możliwości w dziedzinie promocji miasta.
Z innej beczki: Pewien bolesławianin szukał kilka lat temu sposobu na zdobycie zgody na wykorzystanie kształtu pomnika Kutuzowa jak modelu butelki na wódkę Kutuzow.
Kto następny?
————————————————————————
Fotografie czarno-białe pochodzą z archiwum Muzeum Ceramiki w Bolesławcu, zrobione zostały w Muzeum Kutuzowa.
@ Hegemonie,
Andrzej nie nawalił, historycy po prostu nie piszą na kolanie.
CKM rękami się nie łapało ale robił wrażenie.
Brawo Bernard :)
Ciekawe spojrzenie na jedną z bardziej znanych postaci związanych z Bolesławcem.
Zastanawiam się tylko do jakiej podstawówki chodziłeś, bo ja nigdy „CKM” w rękach nie miałem :)
P.S.
Rozumiem, że Pan Andrzej „nawalił” i postanowiłeś sam zaspokoić historyczne gusta bobrzan :)