Zdarzało się, że Andante Allegro spał spokojnie. Były to jednak wyjątki roku. Nie lubił tego określenia, rok, bo jednostkowanie czasu chwytało go sucho i twardo za gardło. Jak szczypce homara. Strasznie się wtedy zaciskał.
Siostra jego – Lea wiedziała, że czas nie ma znaczenia. Czytała Heideggera. Trwożyła się o brata.
Choć niepotrzebnie, bo on miał swoją prywatną izbę, gdzie ćwiczył sprawność rąk.
Poza tym, lubił zapach benzyny. I wtedy, w tych oparach i z upapranymi smarem dłońmi wydawał się wolny. Ale to było tylko zmyłką.
Allegro kochał ojca, który mocny – ale zmagał się z demonami filozofii.
Nad ranem nocy zatelefonowała Thea, skrzydlica studenckich wzlotów.
– Allegro, w końcu powiedz. Czy ty, czy ja, czy ona?
On, Allegro, uniósł słuchawkę…, milczał w przestrzeń, bo wiedział, że głos jest jak banał.
A ona była ważna dla niego. Tak bardzo, że nie da się o tym mówić.
Starał się pisać.
Chciała mu powiedzieć, że jak nie.
To ucieknie za mąż.
Niepokój głuszyliśmy walką synu i w chwili i w czasoprzestrzeni, gdy żegnaliśmy błękitno-białe mariny pod pełnymi żaglami.Ja – twój ojciec I Ty i Dream – pies: marzenie – dwa szczeniaki na pokładzie, razem ścigaliśmy widnokręgi:
„Jakie to morza jakie brzegi jakie wyspy jakie szare skały
Jakie to wody bijące o dziób
I zapach sosen i drozd we mgle śpiewający
Jakie obrazy powracają
O mój synu.
…
Stają się nierealni, ubywają z wiatrem,
Z oddechem sosen, z leśnym śpiewem mgły
W rozproszonej łasce tych okolic
A czyja jest ta twarz, to bliżej to dalej
Stukot pulsu w przegubie, to głośniej to ciszej –
Dane czy pożyczone? dalsze niż gwiazdy i bliższe niż oko
W listowiu szepty i urwany śmiech i spieszne kroki
We śnie, gdzie się łączą wszystkie wody.
Farba pękała w słońcu, bukszpryt pękał w zimie.
Ja to zrobiłem, zapomniałem
I pamiętam.
Przegniłe liny i zbutwiałe żagle
Pomiędzy tamtym czerwcem i tym wrześniem.
Zrobiłem to nie wiedząc, wpółświadomie, niewiadome, moje.
Kadłub przepuszcza wodę, fugi są nieszczelne.
Ten kształt, ta twarz, to życie
Żyjące aby życ w czasie poza mną; to życie
Niech weźmie moje życie a moje słowa to niewysłowione,
To przebudzone, te usta otwarte, i ta nadzieja, te nowe okręty.
Ale jakie to morza jakie brzegi jakie wyspy kamienne ku memu wrakowi
I drozd krzyczący we mgle
Mój synu.”
Zakochałam się w panu Andante.
I znowu mam nadzieję na dalszy ciąg…:)