Jedenasty dzień listopada obfitował w Bolesławcu w atrakcje. Rano podczas uroczystości w starostwie można było zobaczyć jak radni powiatowi (poza Stanisławem Chwojnickim, Haliną Gniewek, Henrykiem Jasińskim, Karolem Stasikiem i Cezarym Przybylskim) olewają organizowane przez powiat obchody Święta Niepodległości. Potem można było usłyszeć, jak niektórzy bolesławianie olewają artystów. Podczas koncertu „Chopin przyjechał”, gdy Wojciech Waleczek (na zdjęciu) skończył Preludium deszczowe, w sali Forum zapadła cisza. Chciałoby się dopisać, że pełna zadumy. W tej ciszy zupełnie nie w tonacji odezwał się telefon komórkowy.
Wieczorem w Piwnicy Paryskiej gościł pasjonujący Mariusz Wilk (na zdjęciu poniżej). Kiedy zaczął opowiadać o sobie, kiedy zaczął odpowiadać na pytania o siebie, zadzwonił telefon komórkowy. Wilk nie Waleczek i po prostu zwrócił kulturalnemu słuchaczowi uwagę.
Spytany o kulturę komórkową słuchaczy Wojciech Waleczek powiedział mi, że to dziś norma i zawsze w każdej sali znajdzie się jakiś, jak to określił, maruder, który komórki wyłączyć na czas nie zdołał. Mimo tego, że prowadzący koncerty zawsze proszą o wyłączenie telefonów komórkowych.
Wkrótce podlinkuję tutaj krótką rozmowę z Mariuszem Wilkiem. Myślę, że wartą obejrzenia.
@Henryku, witam na bobrzanie.pl
Oczywiście masz rację, przepraszam bardzo pana Stanisława za pominięcie ( w tekście poprawiłem). Dziękuję za zwrócenie mi uwagi.
Obecność panów Chwojnickiego, Stasika i Przybylskiego była naturalna, jako funkcyjnych powiatu. Bardziej chciałem podkreślić nieobecność radnych „szeregowych”.
Rano podczas uroczystości (!) w Starostwie brał udział również radny Stanisław Chwojnicki – to tak gwoli prawidłowej informacji Panie Bernardzie.
Pozdrawiam.
Chyba każdy z nas przeżył jakiś komórkowy incydent z burakiem, niestety…
Mnie się taki przydarzył podczas spektaklu „Aj waj! czyli historie z cynamonem”. Siedzącej ze dwa rzędy nad nami damulce zadzwonił telefon, na co ta, bez żenady, zaczęła regularną pogawędkę. Jej konwersacja trwała w najlepsze, kiedy siedzący po sąsiedzku zaczęli się znacząco odwracać w jej kierunku, aż wreszcie ktoś zdecydował się na zwrócenie jej uwagi. Wtedy ona powiedziała z oburzeniem do swojego telefonicznego rozmówcy: „Muszę kończyć, bo się ludzie DRZĄ”.
Althea8, fotografie komórkowe spod ławki, były zapewne w większym stopniu otworkowe jak te, prezentowane na tym blogu :-)
Hegemon, zależy w której. W mojej nie wolno, ale bywało, że pracowałam w dwóch szkołach i tam, no cóż – używanie telefonów było normą. Zdarzało się, że uczniowi na lekcji dzwonił telefon, a ten pytał z miną niewiniątka, czy może wyjść pogadać, bo kumpel dzwoni. Uch… ależ mną trzęsło! Nie mówiąc o fotografiach (nie otworkowych, choć robionych spod ławki), czy filmikach z lekcji.
Pozdrawiam:)
Althea :)
Chyba nie(używanie) telefonów komórkowych w szkole ( przynajmniej podczas lekcji ) jest już normą ?
A propos komórkowej „wsi”: Parę lat temu, zamek Kliczków, konferencja prasowa na temat inwestycji koncernu Bauer, który postanowił wybudować wielką drukarnię w strefie w Wykrotach. Niemcy mówią o swoich planach, cisza, wszyscy uważnie słuchają. Nagle ówczesnemu PREZESOWI strefy (nazwisko pominę) w kieszeni coś śpiewa: „A wszystko czarne oczy, za te czarne oczy…” zanim wyjął z kieszeni refren doleciał do końca.
Zgadzam się z przedmówcami – kultura komórkowa w Polsce nie istnieje. Telefony dzwonią w najrózniejszych miejscach i sytuacjach. Paskudna moda na dziwne dzwonki typu „To ja dzwonię! Odbierz! Wyjmij mnie z tej kieszeni!” czasem powala na kolana.
P.S. A co sądzicie o telefonach komórkowych w szkołach? Czy słusznie robię, nie pozwalając na ich używanie?
Daro :)
Ja byłem nawet „święcie przekonany”, a tu taka „zmyłka” Bernardowa :)
P.S.
Czasami odnoszę wrażenie, że kulturę wysysa się z mlekiem matki Baldur.
Potem pozostaje już tylko „rzucanie grochem o ścianę”.
Po tytule myślałem, że będzie o panu prezydencie i jego sms-owej autoreklamie, tzn. zaproszeniu na ten koncert ;)
dzwonki telefonów- do tego czasami całkiem dziwaczne- słyszymy wszędzie. W teatrze podczas przedstawienia, w kościele podczas mszy, na cmentarzu podczas pogrzebu. To, że W. Waleczek uzył określenia „maruder”, dowodzi chyba jego delikatności. Moim zdaniem dzwoniące w opisanych sytuacjach komórki to tylko w niewielkim procencie przypadków efekt zapominalstwa użytkowników telefonów. Smutna reszta przypadków to raczej wynik bezmyślności i braku wyczucia powagi wydarzenia; to wyraz postępowania w myśl hasła „a po co nam jakieś przestarzałe konwenanse”. Dobrze, że poruszyłeś temat dobrego wychowania, Bernard.