Dopiero koncert panów Miśkiewiczów, Majewskich oraz Kurkiewicza wyjaśnił mi, dlaczego ich występ w Zgorzelcu czy Polkowicach kosztuje 15 złotych od osoby, a w Bolesławcu – 35 zł. Kwintet za 35 zł podzielony przez pięć daje siedem. W Zgorzelcu i Polkowicach na jazzie się znają i wiedzą, że na ten występ warto przyjść dla dwóch muzyków (Sławomira Kurkiewicza i Michała Miśkiewicza), co daje 14 zł za każdego słuchacza. Do tych dwóch wspaniałych młodych artystów czasem na scenie dociąga poziomem ojciec Michała, Henryk Miśkiewicz i stąd chyba to 15 zł. Przepłaciłem 20 złotych, a licząc żonę, to nawet 40. A teraz na serio…
Naprawdę chwilami podczas tego występu człowiek chciałby, aby na scenie zostali tylko Michał Miśkiewicz (bębny) i Sławomir Kurkiewicz (kontrabas). Ci dwaj muzycy to cała kreatywność, wyobraźnia i inwencja kwintetu. Pod koniec występu można było odnieść wrażenie, że do tej dwójki stara się dołączyć Henryk Miśkiewicz. To tak, jakby na trasę wybrało się dwóch młodych utalentowanych jazzmanów tworzących wspaniałą sekcję rytmiczną. Po drodze zabrali jednak ojca perkusisty i kolegów ojca z dawnych czasów.
Wiem, że Henryk Miśkiewicz to jeden z najbardziej znanych w Polsce saksofonistów jazzowych, że o braciach Majewskich też każdy słyszał, ale ja na widowni czułem jakąś przepaść między starą i młodą ekipą na scenie. Może i to, co prezentowali starsi panowie chwilami było efektowne, ale nie czułem radości z tego grania. Zagrali Komedę, spakowali graty i pojechali do następnego domu kultury na kolejny… występ.
Michała Miśkiewicza i Sławomira Kurkiewicza gościliśmy w Bolesławcu nie pierwszy raz. Poprzednio grali tu z Tomaszem Stańko i Marcinem Wasilewskim. Gościli tu ze Stańką, wielkim muzykiem, współpracownikiem Krzysztofa Komedy, wspaniałym Komedy interpretatorem (jego Litania to lektura obowiązkowa).
Michał Miśkiewicz, Wasilewski i Kurkiewicz dla Stańki okazali się tak dobrzy, że wspaniały trębacz zaciągnął ich do studia nagraniowego ECM (!) a potem dla ECM nagrali dwie swoje płyty już bez Stańki.
Michał Miśkiewicz i jego koledzy (Simple Acoustic Trio, dziś Marcin Wasilewski Trio) zaczynali drogę swojego zespołu w 1995 roku również od Komedy płytą pod tytułem Komeda.
Miałem kasetę magnetofonową z tą płytą. Pamiętam tę muzykę. Tak jak nie zapomnę Komedy z trąbki Stańki. Tamte interpretacje Komedy, a to co słyszeliśmy w sali Forum w czwartek, to dla mnie zupełnie inna muzyka z zupełnie innej półki.
Drugą jazzową płytą CD w moim życiu była pierwsza solowa płyta Henryka Miśkiewicza, More Love. Po tym czwartku, po tym koncercie, ani mi się nie chciało tego More Love szukać, ani kupować dostępnych po koncercie nowszych krążków Miśkiewicza. Wystarczy, że przepłaciłem za bilety.
Nawet pstrykać się jakoś nie chciało, co widać poniżej : )
[nggallery id=21]