Dzisiaj, około 23.00, czyli niedługo po zakończeniu życia, udałem się na spokojne zakupy do Tesco. 2 i pół litra wina, miętowe cukierki, by zabić miazmat sowich odchodów w gębie i noworutin ce. Nie męczyłem karku, gdyż sfera moich zainteresowań znajdowała się, jak to w przypadku zubożałej szlachty bywa, na regałach poniżej kolan.
Wreszcie, po napełnieniu koszyka uniosłem wzrok, by przekonać się o tym, że na 578 stanowisk kasowych, które wyznaczały regularną linię wygasania markecianego horyzontu, czynne są dwa. Do każdego z nich podłączał się ogon 30 osób, posiadających gęby jak z kreskówki. Nawet była Kasia bez makijażu. Szok.
Stworzył się w tym markecie, taki rzekłbym, nastrój przedświąteczny, bo zobaczyć coś podobnego o 23 normalnie nie można. W końcu dziewczę przyszło, gdy czaiłem się, a właściwie podrzemywałem, czekając na cud jaki i oznajmiło, że włącza kasę, ale „to potrwa zanim rozłoży”. I tak się opłaciło, bo byłem drugi. Ale trzeci, gdyż dziewczyna z kulkami w powiece, zawołała swojego chłopca, też z kulkami i mimo, że to ona była zgodnie z moim odczuciem trzecia, to moje odczucia dla niej znaczenie miały raczej drugoplanowe i w ten sposób stałem się trzeci.
U wyjścia z marketu był tłumek ludzi. I plecami stał odwrócony chłopak w kurtce SUZUKI. Miał w dłoniach dwie dorodne róże pąsowe. A wyciągnął je z samochodu Ford Sierra, który mógłbym przysiąc, cały był tymi kwiatami wypełniony. Odjechałem. Drogę przebiegł mi kotek.
Potem wchodziłem po schodach i koty się biły. I się myliłem, bo to nie koty były, a jakaś kuna, która tego kota normalnie goniła.
I takie rzeczy, rozumicie. W środku miasta.
Sklepy w ogóle – nie mówiąc już o tych molochach – napawają mnie niesłabnacym obrzydzeniem i przerażeniem. Tłumy ludzi kłębiące się przy pólkach, wrzeszczące dzieci i zdezorientowane staruszki przyprawiają o szybsze bicie serca. Dlatego zazdroszczę Ci, Bruner, możliwości robienia zakupów wtedy, gdy w sklepie znajduje się około 30 osób. :))
Zgodzę się jednak, z Tobą, że ceny książek często bywają tam świetne. Więc z reguły zatrzymuję się tam, zapewniając sobie strawę duchową, po czym na strawę materialną zostaje mi tak mało czasu, że wrzucam byle co do kosza i lecę do kasy. Później przypominam sobie o tym, czego nie kupiłam i robię zakupy w moim małym, wiejskim sklepiku :)
W rzeczonym markecie zakupiłem nie tak dawno „Doktrynę szoku” Naomi Klein za 29 zł, a także – „Gorącą wojnę i populizm mediów” – Umberto Eco, za 25 zł – ceny nieosiągalne nawet w sklepach internetowych (nie licząc przesyłki).
Warto więc rzucić tam niekiedy okiem na książki, bo zdarzają się smaczki, za markecianą kabonę. Podejrzewam, że obydwie pozycje trafiły na tamtejsze półki działu księgarskiego, szacowane po tytule – jako powieści wojenno-sensacyjne :))))
Poważnie ? :-) A to ci numer dopiero oj,oj ;-) Bardzo rzadko jestem w mieście na zakupach, a jeśli to księgarnia lub apteka „Natura” (na Kutuzowa) :-)
Lolka :)
Chyba zdecydowanie „za rzadko” masz cieplutką gotówkę, ewentualnie „za rzadko” udajesz się do miasta ? :)
Dokładnie chodziło mi o „ten sam” sklep na Kutuzowa :)
P.S.
Dobrze, że w obecnych czasach Bruner(t) może się wybrać na zakupy o tej porze Tryton !
I tak zeszliśmy na „psy” ;-)
@Tryton – Ja…Radomskie ale jak pan major woli to Franc ma Camele :)
Rzeczywiście porażka. Bruner, co Ty palisz przed zakupami?
Nie,ten nowy jest na Kutuzowa !
Lolka :)
Czy Ty przypadkiem nie odwiedziłaś sklepu, w którym wcześniej było „Wszystko po 5,- zł” ? :)
Będąc szarą pracownicą sfery budżetowej, udałam się dziś z cieplutką gotówką do tak zwanego miasta… Odkryłam (o dziwo) nowo otwarty sklep i uradowana,że to nie kolejny bank,postanowiłam zaszaleć. Wygrzebałam twarzowy szaliczek i zapytałam o cenę. „2.50” – burknęła pani z obsługi,więc ochoczo wrzuciłam go do koszyka,po czym jeszcze trochę rozglądając się po regałach,dojrzałam tu i ówdzie kartki z napisem : „Wszystko po 2.50” :-)
A myślalam, że będzie o panu Andante Allegro… :(
Witam Julianie na bobrzanie.pl
Widzę, że grono banitów się powiększa :-). Sie masz Julek :-)
Obrazki z Tesco niedopitego na smutno :-)