Radni i prezydent miasta kupili sobie za szesnaście tysięcy złotych lustro. Wielkie zwierciadło, w którym mogą się przeglądać i zobaczyć, czy faktycznie, jak mówią ludzie na mieście, władza jest piękna, pracowita i dobra. Władza zrobiła po raz drugi badanie opinii publicznej. Ale władzy nie interesują bolesławianie, interesuje ją to, czy bolesławianie wiedzą, co i jak robi władza. Piotra Romana interesuje również to, czy mieszkańcy miasta wiedzą, że Piotr Roman to Piotr Roman.
Pierwszy raz prezydent zlecił takie badania w 2006 roku, tuż przed poprzednimi wyborami samorządowymi. Wówczas bolesławian pytano o to samo co teraz, o to jak oceniają działania samorządu, jak oceniają samorząd, czy znają samorząd, czy samorząd dobrze informuje ich o swoich działaniach i skąd się o działaniach samorządu dowiadują.
Naprawdę trudno było oprzeć się wrażeniu, że wykonane wówczas tuż przed wyborami badania to przedwyborczy sondaż mający pomóc sztabom wyborczym w doprecyzowaniu swoich kampanii i trafieniu w oczekiwania wyborców. Pytaniem najzabawniejszym w tym kontekście było to o prezydenta miasta – czy znamy tego pana i jak on się nazywa? Oczywiście, jak prezydent wówczas zapewniał, nie miało to nic wspólnego z kampanią wyborczą.
Teraz właśnie powtórzono badanie. Te same pytania, te same kwestie, choć do wyborów jeszcze rok. Ale cóż, nasze sztaby wyborcze się profesjonalizują i wszystkie, poza jednym, wiedzą już, że kampanii nie szykuje się na miesiąc przed wyborami. Trudno tego nie zrozumieć, skoro długi za usługi wyborcze płaci się przez całą kadencję. Wyniki nowego badania nie są jakoś nadzwyczajnie zaskakujące, jest w nich parę ciekawostek i parę głupot. Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że wyniki są… nudne (oceńcie sami).
Problem (przynajmniej z mojego punktu widzenia) w tym, że zlecającą te badania, czyli naszą władzę, interesuje tylko ona sama. Z pytań, ich doboru i rodzaju wynika jasno, że zlecającą badanie ciekawi tylko ocena działań samorządu, który badanie funduje. Funduje je oczywiście na koszt podatników, ale podatników ma w nosie, bo o bolesławianach jako społeczności z wyników sondażu wiele się nie dowiemy.
Dowiemy się, czy wiemy, kto jest prezydentem miasta (Piotr Roman, pamiętajcie!), dowiemy się, którą inwestycję miejską bolesławianie kochają najmocniej, a gdzie widzą braki w pracy samorządu. Dowiemy się wreszcie, czy wiemy, jakie kompetencje ma samorząd, jakie w ocenie obywateli ma sukcesy i porażki. Dowiemy się paru rzeczy, ale tylko o relacjach samorząd – obywatel. Takie zwierciadełko dla samorządowców, żeby się mogli poprzeglądać i dowiedzieć, jak są oceniani. Całe to badanie to dowód na samorządowy brak zainteresowania społecznością i nadmiar zainteresowania sobą.
Czy nie byłoby ciekawiej zbadać preferencje religijne, konsumpcyjne, kulturalne czy sportowe mieszkańców miasta? Czy wiedza wynikająca z takich badań nie byłaby władzom bardziej przydatna? Bo z tego, co dostaliśmy z firmy badawczej, dowiadujemy się jak oceniamy to, co już jest. Nikt nie pyta, co chcemy mieć, czego sobie nie życzymy, jacy jesteśmy, czego chcemy od życia?
Samorząd zainteresował się tylko wycinkiem rzeczywistości. To zrozumiałe, bo z punktu widzenia samorządu to nie wycinek. Z punktu widzenia marginesu, to my jesteśmy marginesem.
Czy nie lepiej się dowiedzieć czegoś o tych, którymi się rządzi, niż o sobie samym? Czy nie lepiej zobaczyć, co ludzie mają w oczach, zamiast się w tych oczach przeglądać?