Parę dni temu, bodajże w piątek, wracając z zakupów wjechaliśmy w czarną chmurę śmierdzącego dymu, który wydobywał się z komina jednego z budynków mieszkalnych. Znaczy, sezon grzewczy możemy uznać za otwarty. Pełna oburzenia zaraz po wyjściu z samochodu złapałam za telefon i wykrzyczałam:
– No nie, zasmrodzili całą okolicę, gdzie się to zgłasza ?!?! Która godzina, pracują jeszcze w Straży Miejskiej ?!?!
Usłyszałam na to:
– Miećka, nudzi ci się, bierz się za siatki i szoruj na górę.
Ponosiłam siatki, wiatr rozwiał nieco cuchnący dym, oburzenie mi przeszło i koniec końców nigdzie nie zadzwoniłam.
Swoją drogą, ciekawa jestem, jaka byłaby reakcja SM ? Jaka byłaby reakcja mieszkańców domu, gdyby jednak zapukali do nich strażnicy miejscy ? Co by sobie pomyśleli o autorze donosu, mogę sobie wyobrazić. W „normalnym kraju” zgłoszenie takiego faktu jest obywatelskim obowiązkiem. W naszym kraju informowanie odpowiednich służb o czymkolwiek kojarzy się jednoznacznie źle i bez względu na okoliczności jest potępiane w czambuł. Mamy to historycznie i genetycznie uwarunkowane.
Świadomość ekologiczna jest tymczasem wprost proporcjonalna do zasobności portfela. Wciąż jesteśmy zbyt biednym narodem, żeby myśleć o ekologii. „Co mnie to obchodzi, kiedy nie stać mnie na ekologiczne ogrzewanie” – uspokajają swoje sumienie ci, którzy wrzucają do pieca co popadnie. Z drugiej strony jednak kuku robią nam wszystkim. Zatruwają powietrze, glebę, narażają zdrowie. Nie stać ich na ekologiczne myślenie. A co mnie to obchodzi ?