Ktoś trącił mnie i zapytał o zapałki. Odwróciłem się. Zobaczyłem przed sobą rozchełstanego człowieka zwanego człowiekiem nic, porzuconego starego psa, który nie potrafił polubić swojej obroży i za głośno szczekał. Potem zaczął wyć, gdy wydawało mu się, że w swoim kraju, bo czuł ten grunt, ma szlacheckie prawa.
Stracił te prawa, kiedy pogonił za suczką, która miała rodowód większego formatu, łącznie z medalem za urodę, co sprawiło, że została przez kleryka skropiona wodą.
Ten drugi (w nocy wszystkie ptaki są złowieszcze), zapewne jego kompan, też przeszedł swoje kartoflane poletka, jak dotąd nie rozgryzł przepastnej zagadki cywilizacji, na jaką biedę potrzebni komu dezerterzy, ślepe kule i starość, którą nie raz zwymiotował.
Przystanąłem nad pytaniem, czy mam zapałki. On, ten pytający w pozycji żurawia studziennego, ma tę przewagę, że jest u siebie. Jeszcze ten kostur wycięty z dębiny, zdobył go za paczkę plujek (papierosy bez filtra) i wsparty na tym kiju niby gromowładcy, szwenda się po najciemniejszych kątach dworca, zawsze gotowy, by komuś dołożyć po garbie.
Dzisiaj jest inaczej, bo dotąd aż tak głęboko nie dumał, na jaką biedę potrzebne mu zapałki, skoro nie ma papierosów, chyba że dzisiaj na środku dworca zrobi wesołe ognisko, z dedykacją od ferajny.
Częstuję go papierosem, gdy on w całkowitym skupieniu, wzorem wyborowego strzelca, ogląda moją twarz, jakby zaglądał w lusterko, przed ogoleniem się brzytwą. Boi się tej brzytwy, ale wie, że musi się do tego ruchu ręką przyzwyczaić, bo każda rozmowa jest inna.
Inna z matką, inna z ojcem, inna z kobietą, inna z brzytwą. Z pewnością gdyby zobaczył ocean i obwąchałby mnie, to pewnie pierwszy raz powitałby emigranta, całego mnie z kupą ciuchów do prania po radosnej wyprawie do wielkiego eldorado. Do Krainy Złudzeń.
Lecz napis na brzytwie „Gott mit uns”, nie jakieś wyspiarskie „God save the king”, na tyle dodały mu wiary w pewną rękę, że ogolił się. Z taką czystą twarzą poszedł gdzie najwięcej ludzi, nikt nie widział tak pięknej twarzy. Pamięta, że jakaś kobieta przeciągnęła dłonią po tym miejscu, gdzie zwykle burzył się zarost.
Ocknął się, gdy pojął, że chce się wygadać, sam nie wiedział dlaczego, jak i tej ostrej filozofii, na co komu wiara w Boga i to na brzytwie po starym esesmanie. Więc gada w pośpiechu, wręcz łyka słowa, te swoje nikomu niepotrzebne okruchy z życia wzięte, bo już wie, że za cztery godziny mam pociąg.
Opowiada mi o mało przyzwoitej śmierci swojego kolegi z tej samej branży, gdy ciało nieszczęśnika pomylono z martwym psem.
Wspomina hutę, tę z renomą, bo z marką jedną z najlepszych w Europie. Z rekordowym wytopem stali na sowieckie czołgi i armaty.
Przypomina młodość na trzech zmianach w kopalni węgla. Ta czwarta zmiana przypadała na ramiona kochanki Trudy.
W końcu zaczął narzekać na podróżnych i że przybywa tyle samo golców, co kamienic do remontu. Z kapelą alfonsów, dziwek, zasrańców, złodziei wyższych i niskich lotów.
Chociaż elita z nogami odparzonymi od gumiaków, nie z tradycji, lecz na pokaz, żre cebulę z miodem, w kiblach pali skręty i jeździ mercedesami, bo ulice i powietrze nie te, co za komuny. Złe na biedne płuca. Kiedyś dzikie jabłka nie zaciągały tak octem, chociaż dzieciaki tych z folwarków bosymi piętami biły się po nagich tyłkach. Rozgadał się na głos stały lokator dworca. No wiesz, taka zasmarkana bieda, bez czapki, szalika, więc na co komu ten luksus wolności… ?
Szanowny Panie Adamie proszę się nie obawiać ostrości konturów rzeczywistości którą Pan przedstawia swoją twórczością.Jeśli nie będzie pan słowem złym jak sztyletem ranił osobiście kogokolwiek to wszystko będzie na pewno w najlepszym porządku.Mnie się podoba to, że z taką łatwością odkrywa pan nową rzeczywistość jaka stoi za słowami które bardzo dobrze znamy a do której nie nawykliśmy albo nie byliśmy przyzwyczajeni. Pozdrawiam w oczekiwaniu na więcej.
Napisałeś Bernard: „A poza tym wolę żeby bywalcy bobrzanie.pl czytali tu Gruchawkę niż oglądali foty z wypadków drogowych czy portrety pamięciowe gwałcicieli.”
I ja właśnie za to bardzo lubie odwiedzać stronę tego „nietabliodu”. Nie muszę tu patrzeć na masakryczne zdjęcia – są tylko ładne (a jak brzydkie, to opatrzone śmiesznym dymkiem”. A poza tym, mimo, że mieszkam jakieś 400 kilometrów od Bolesławca, bardzo lubie to miasto:)
Piszę te gwożdzie załadowany ostrą amunicją i chwilami zaczynam się bać czy aby nie przekraczam dozwolonych
chwytów.Lecz dlaczego mam mówić wbrew
samemu sobie,że żyje mi się ponad normy
skoro mam odciski od wideł po dzisiejszym rozrzucaniu obornika ?
Kończę właśnie drugi rozdział.Oj ile
się w nim dzieje !
Nadużycie Bernard !
Kurt urodził się wcześniej od Ryszarda !
Raczej Kurt podobny do Ryszarda : )
Nie uważacie, że na tej fotce pan Gruchawka jest trochę podobny do Kurta Vonneguta ? (mojego ulubionego pisarza, skądinąd)
Dzięki za pozytywne oceny mojej powieści.Piszę dalszy ciąg.Co do powieści Czas prostowania gwoździ to
powiem tak,nie ma na obecną chwilę żadnych propozycji wydawniczych to i nie ma książki.
Pozdrawiam wszystkich zainteresowanych
moim pisaniem.
Tego seta z Francuzikami i tak mamy do tyłu więc mogę skupić się na klawiszach… Bernardzie, nie musisz udowadniać „inności” Tego portalu nad innymi… Kto czyta ten widzi. Jeśli masz pojemny serwer proponuję wrzucać tu również ciekawą muzykę… To taki mój mały propozyszyn :-)
Pisałem kiedyś czym pachnie mi mózg Pana Gruchawki, a oczy rzeczywiście trafiają w moje nozdrza nad wyraz. Spracowane szorstkie ręce, które lekko prowadzą pióro. Oby Bernardzie nie była to chwilowa moda na naturszczyka…
Popatrz w te oczy powyżej a zrozumiesz :)
A tak na serio szukałem czegoś o Rysku w necie i znalazłem g…
A poza tym wolę żeby bywalcy bobrzanie.pl czytali tu Gruchawkę niż oglądali foty z wypadków drogowych czy portrety pamięciowe gwałcicieli.
Benek, ale cię wzięło na Tego Gruchawkę ;-) Zakochany, czy jak?
Zaczyna mnie wciągać. Podoba mi się. Gdzie można kupić tę książkę?