Jeszcze jedno spojrzenie w stronę dworcowego zegara, ponoć jest to zdrowy odruch każdego podróżnego, odstawiam szklankę upiornie pachnącą kosmetykiem i wychodzę z baru, wprost na dworcowy hall, zabawiany przeciągami przeplecionymi tajemniczymi szeptami. Są też zbieracze puszek w ich dozwolonym rewirze, z pluciem na tych, co im komunę zmienili na większą nędzę z pokracznym nieporozumieniem.
Złorzeczą aż do chwili, gdy widzą mnie kręcącego się w kółko, kiedy wchodzę na ich kanał i jak automat powtarzam swoją mantrę: Upadł Noe uderzony kolbą w zęby i wypluł z krwią „Boże coś Polskę…”
Teraz czułem nie tylko ten mało komu sympatyczny fetorek dworca, roznoszący się po zwilgoconych kątach, widziałem odbicie siebie w pękniętej szybie w drzwiach i resztę z całości, że oni i ja nadal byliśmy emigrantami, chociaż w dwóch innych kolorach nadziei.
Czas na dworcu zatrzymał się. Jak oczekiwanie na samolot z Irlandii do Polski. Tyle że tam w kraju łąk, nikt nikomu nie żałuje światła o imieniu Nadieżda. Że już jutro o zwykłej porze motyle przylecą tak samo spod Belfastu, czy Londynu, jak spod Gdańska bądź Legnicy.
Brutalna prawda o skazańcach wraca, gdy potykam się pod ścianami dworcowego przedsionka, o to wszystko co stare, opuszczone i niepotrzebne. Półprzytomni, odurzeni odważnymi łykami denaturatu. To ich byle jak, przypomina ranną garstkę żołnierzy w przyfrontowym lazarecie, nigdy lumpów, meneli. Społecznych mieszańców bez prawdziwego koloru skóry z imieniem, rzeczywistym pochodzeniem po prawo życia, na przyjętych zasadach w szanującym się społeczeństwie.
Byle burek w tej kwestii podziałów, wyszczekałby na całe królestwo, jaki kraj taki gaj! Teraz wiem dlaczego w zielonej Irlandii nie ma lasów, za to krzak goni krzaka – bo nie ma drwali. Co innego czasy Celtów. Zaraz, gdzie ja widziałem taką mieszaną drużynę jak na dworcu?
Tutaj kłaniają się lata osiemdziesiąte, z przebudową kultury robotniczej, kiedy to zbuntowani górnicy zalegli pokotem plac kopalni, jednej z wielu w zagłębiu miedziowym. Dla młodego człowieka i żonkosia, był to swoisty zaszczyt, że znalazł się wśród buntowników, tak rozgrzanych, aż kipiało.
O tym mało kto dzisiaj chce pamiętać, że miał pełne portki strachu po ból brzucha z trzęsawką, gdy pojawiły się czołgi i śmigłowce. Lecz ta mało pospolita rzecz, coś ponad, została wpisana w szufladkę pamięci, poprzez styropian.
Z pomieszaną ludzką psychiką na krawędziach zwariowania, kiedy pierwszy z brzegu górnik, chciał przeżyć i dożyć swojego spokojnego dnia z emeryturą wraz z eskadrą pocztowych gołębi, co się miało zdarzyć za tydzień.
Następny marzył o talerzu kapuśniaku z kuflem zimnego piwa, inny wierzył że jego Polskę, nosił ją w ukryciu za flanelową koszulą na piersi, był to orzełek w koronie, pozamiatają jego dzieci, a garnki staną na swoim miejscu. Ja pamiętam styropian, że był śnieżnobiały, dziwnie trzeszczał przy każdym poruszeniu, takie wymyślne posłanie, które zdążyło obrosnąć legendą, i nic poza tym. Bo nic się nie zmieniło, tafla styropianu nadal jest używana do ocieplania domu, jak wówczas. Z tą zasadniczą różnicą, że wtedy inaczej był budowany wspólny dom. Emocjami i wiarą w coś nie sprecyzowanego.
Senny nastrój dworca prysnął ciepłą iskierką, gdy znienacka pojawił się patrol policyjny. Dwóch rosłych stróżów prawa. Ich żywiołowość i energia podkreślona ważnością, jeden z nich bawi się pałką, niewiele daje do myślenia, jak niezbyt sympatyczny wyraz twarzy kasjerki, która jest niczym mucha na lepie.
Właśnie policjanci w tonacji dziurawego akordeonu, przyglądają się twarzom pochrapujących bezdomnych, kiedy znaleźli się na samym dnie snu. Przynajmniej nie muszą zadawać sobie pytania, co dalej. Bo są sami dla siebie, bez jakiejkolwiek matematyki. Nagle to wszystko i nic, zatrzymało się w połowie kroku, wraz z ciężkim zapachem czosnku. Równie dobrze mogły się tak odnaleźć zagubione skarpetki po kilkudniowym marszu, co zostało wpisane w koszmarną architekturę dworca, daleko po północy.
Policjani zajęli się akurat przeliczaniem dworcowej psiarni, czy aby któryś z tych gołodupców nie urwał się choćby na wrocławski dworzec, jakże inny od reszty portów świata, bo z przewagą smutnych kobiet. Też znikąd, lecz wiedzących aż nadto, że ich czas kochania minął. Nastała pora szukania miejsca na godne umieranie.
CDN…