Petentka stwierdza, że nie wyjdzie z ratusza, dopóki nie spotka się z wiceprezydentem. W końcu do spotkania doszło, a pani wylała swoje żale i zaprosiła wiceprezydenta do swojego zakładu. Doszła do wniosku, że nieustanne zalania to m.in. skutek niewydolnej miejskiej kanalizacji, którą miasto nieustannie się chwali. Powiedziała to wiceprezydentowi w sposób mało delikatny. Ten nie pozostał dłużny ani w formie, ani w treści stwierdzając, że petentka mogła sobie zakład ubezpieczyć, a na dodatek nikt mu nie płaci za rozmowę z nią po godzinach pracy.
Petentkę, delikatnie rzecz ujmując, szlag trafił. W mało parlamentarnych słowach zaproponowała wiceprezydentowi, aby udał się po podwyżkę do swojego szefa i powiedziała, że to on dla niej w tym ratuszu siedzi.
Wszystko skończyło się bez porozumienia i – na szczęście – bez proponowanego usunięcia petentki siłą z ratusza.
Tyle relacji – jednostronnej i emocjonalnej (petentka nie ukrywa, że i jakieś wulgaryzmy wyleciały jej z ust podczas spotkania z pełną empatii władzą), ale uwiarygodnionej relacjami ze zdarzenia. Wiceprezydent dostał podobno niezłą burę od szefa i kolegów.
Nie dostał za to podwyżki.
Nie pierwszy raz okazuje on niezadowolenie ze swojej pracy i zarobków. Aby zmienić ten stan startował nawet w konkursie na stanowisko prezesa Zakładów Ceramicznych Bolesławiec, czym zaskoczył nawet swojego szefa. Zmieniona w trakcie konkursu rada nadzorcza (już po wyborach, w których zatriumfowała PO) wolała jednak Karola Stasika, co oczywiście z jego przynależnością do PO nie miało nic wspólnego.
Wiceprezydent Wiesław Ogrodnik zarobił w zeszłym roku dzięki pracy w urzędzie miasta 132 967,30 zł.