Pewnego letniego, gorącego ranka, pełen ufności i nadziei, udałem się do owianego mroczną sławą gabinetu medycyny pracy. Niestety mój dawny Mistrz, Czasowski, jest już zdaje się na zasłużonej emeryturze, więc mój wybór padł na Mistrza o Uznanej Marce. Wybór tym bardziej słuszny, gdyż podparty autorytetem ojca mego, który tam mi tedy rzekł:
– Idź do tego Mistrza o Uznanej Marce, gdyż dobry z niego fachowiec jest. On mnie zna dobrze, więc pozdrów go, proszę, przy okazji, z uwagi na starą znajomość.
Pomny ojcowskiej rady i zasłyszanych historii kolegów o tabunach ludzi wyczekujących Mistrza bladym świtem postanowiłem i ja zastosować tę metodę, czyli przybyć nieco wcześniej. O 7:30, zatem na całe pół godziny przed planowym otwarciem gabinetu, stawiłem się w recepcji:
– Dzień dobry, chciałbym zarejestrować się do Mistrza, poproszę o wydanie numerka – zagaiłem do Niezwykle Ważnej Pani Recepcyjnej.
– Numerka panu nie wydam, gdyż Mistrz niezwłocznie sam to uczyni, gdy tylko przybędzie – odparła Niezwykle Ważna.
– Czy pana zakład pracy ma z Mistrzem podpisaną umowę? – spytała – Bo jeśli nie, to Mistrz i tak pana nie przyjmie – lojalnie ostrzegła. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że pojęcia nie mam i w ogóle gdzie tutaj poszanowanie wolnorynkowych zasad wymiany towarów i usług, zwłaszcza, że żywą gotówką gotowym zapłacić. Na Niezwykle Ważnej Pani Recepcyjnej moja rzeczona walizka pieniędzy nie zrobiła jednak najmniejszego wrażenia.
– Proszę cierpliwie czekać zatem, jak pan uważa – filozoficznie zakończyła rozmowę i wróciła do innych czynności służbowych.
Rozejrzałem się po poczekalni i z ulgą stwierdziłem, że poza mną jest tylko około 15 osób, więc owe “tabuny ludzi” z opowieści kolegów wydały mi się mocno przesadzone. Po około kwadransie zjawił się Mistrz.
– Proszę ustawić się w kolejności, w jakiej państwo przyszliście – wydał komendę i wszyscy stanęli w równym rządku jak na porannym apelu wojskowym. Mistrz po kolei podchodził do każdej z osób i wydawał numerki przy okazji pytając o zakład pracy, który nas oddelegował. No i okazało się, że z naszej piętnastki sześć osób, to grupa ukraińskich robotników, którzy potrzebowali ważnych badań lekarskich do pracy w Polsce i jak ja płacili czystym złotem. Nic z tego, Mistrz wyrzucił ich na zbity pysk i została nas tylko dziewiątka. Na szczęście okazało się, że zakład pracy, który mnie oddelegował ma z Mistrzem ważną umowę, więc dostałem numerek 9.
– Dziewięć oznacza, że wchodzi pan pomiędzy godziną 9 a 10, ale według kolejności, jasne? – zostałem poinstruowany. A teraz osoby z numerkiem 8 zostają, reszta może sobie iść na spacer – tym żartem pożegnał nas Mistrz i zniknął w swoim gabinecie.
Spacerować mi się nie chciało, ale miałem coś tam do załatwienia w urzędach, więc skwapliwie wykorzystałem moment i uderzyłem “w miasto”. Kiedy wróciłem około 8:30 w poczekalni znajdowała się tylko jedna osoba, znak że jednak Mistrz musiał kogoś jeszcze wypierniczyć. O 8:50 drzwi gabinetu uchyliły się lekko i usłyszałem wołanie:
– Pan Kaźmierczak, proszę.
– Dzień dobry – powiedziałem zamykając za sobą drzwi.
Gabinet Mistrza był niewielkim pomieszczeniem o wymiarach 3 na 4 metry. W głębi, pod oknem, znajdowało się jego biurko, z boku zaś, przy drugim, nad rozłożonym kolorowym tabloidem, siedziała jego Pomagierka.
– Pan Bartosz Kaźmierczak? – retorycznie zapytał Mistrz lekko unosząc wzrok.
– Tak – odparłem – Przy okazji, tato przesyła pozdrowienia.
– A dziękuję – uśmiechnął się zaskoczony Mistrz, po czym zamyślił się na moment. Niestety nie kojarzę – zakończył, a ja poczułem się jak komandos zrzucony za linię wroga ze względu na nieodparte, choć niczym nieuzasadnione wrażenie, że jeszcze długa droga przede mną zanim dotrę do bazy…
…cdn.
Bladym świtem o 7:30? Idźcie do Czeczutki do Bolesławca. Tam trzeba przyjść między 6:00 a 7:00 aby załapać się na numerek. Pierwszy raz przyszłem tam o 7:30 to już się nie załapałem na numerek. Przychodnię otwierają od 7:00 więc godzinę trzeba sobie postać na zewnątrz…
„Bladym świtem” to tylko forma stylistyczna :-) Co do wrażeń, to chyba każdy gabinet medycyny pracy dostarcza ich bez liku, o czym więcej już wkrótce w kolejnych odsłonach. Pozdrawiam.
Tak, to prawda, nad czym boleje moja „wolnościowa” natura. Dziękuję za zaproszenie. Pozdrawiam.
Lekarze medycyny pracy juz dawno zaklepali sobie obowiązek podpisania stosownej umowy przez zakład pracy z rzeczonym lekarzem lub przychodnią ( w kodeksie pracy jest to zapisane). Obowiązek ten jest dość skrupulatnie przeglądany przez inspektorów PIP w trakcie kontroli zakładów. Nielegalnym jest badanie pracowników zakładu bez stosownej umowy. Niestety. Liczne rzesze lekarzy medycyny pracy złapani na badaniu bez umowy z zakładem tłumaczą się zazwyczaj że ustna umowa to też rodzaj umowy i co lepsze taka forma wytłumaczenia skutkuje :) Serdecznie pozdrawiam, gdyby co służę pomocą w badaniach okresowych we Wrocku :)))